brooklynninenine2POLICJANCI Z JAJAMI
Z jednej bowiem strony mamy takie klasyki, jak „Mentalista” czy nieśmiertelne „NCIS” lub „CSA”, z drugiej eksperymentalne pod wieloma względami „Elementary”, „Detektywa” czy „Jessicę Jones”. Co łączy wszystkie te produkcje? Powaga. Oczywiście w każdym z wymienionych wyżej seriali pojawiają się postaci, wątki czy nawet całe epizody utrzymane w komediowym stylu, jednak trudno byłoby wcisnąć je w ten humorystyczny gatunek. „Brooklyn Nine-Nine” odwraca tę sytuację – to komedia, w której zdarzają się elementy powagi (zazwyczaj zresztą bardzo szybko wyśmiane i rozładowane).

Okej, muszę to przyznać. Netflix definitywnie zmienił moje życie. Ilość seriali, które aktualnie oglądam, ich różnorodność i bezproblemowa dostępność (o ile nie zniknie mi Internet) jest nieporównywalnie wyższa niż jeszcze rok temu. Co więcej, wreszcie nie zbieram porozrzucanych po całym mieszkaniu karteczek z zapisem tytułów i numerów epizodów czy sezonów, na których skończyłam oglądanie danej serii. Ale chyba nie o tym miałam… Moim ostatnim odkryciem na wspomnianej wyżej platformie jest „Brooklyn Nine-Nine” (chociaż to produkcja FOX, a nie oryginalna Netflixa), który potrafi rozśmieszyć mnie nawet wtedy, gdy cały świat upiera się by mnie zdołować.

brooklynninenineDetektyw Jake Peralta (Andy Samberg) jest zdolnym, acz bardzo nieposłusznym, wręcz krnąbrnym, i dziecinnym policjantem. Jego unikatowość nie jest jednak niezwykła w jego jednostce, w skład której wchodzą jeszcze: niepanująca nad agresją detektyw Rosa Diaz (Stephanie Beatriz), emocjonalnie i społeczne niedopasowany detektyw Charles Boyle (Joe Lo Truglio), nadambitna detektyw Amy Santiago (Melissa Fumero), mający skłonność do nudyzmu detektyw Hitchcock (Dirk Blocker) czy dość niehigieniczny w obejściu detektyw Scully (Joel McKinnon Miller) oraz ich dowódca, wrażliwy mięśniak sierżant Terry Jeffords (Terry Crews) i bardzo bezpośrednia sekretarka Gina Linetti (Chelsea Peretti). Chaotyczność 99. posterunku ma zostać uporządkowana wraz z nadejściem nowego kapitana, Ray’a Holta (Andre Braugher) – czarnoskórego homoseksualisty, który nie lubi okazywać uczuć.

Powstało już wiele seriali opowiadających o pracy policjantów czy detektywów. Obrazy te wpisują się w różnorodną gatunkowość. Z jednej bowiem strony mamy takie klasyki, jak „Mentalista” czy nieśmiertelne „NCIS” lub „CSA”, z drugiej eksperymentalne pod wieloma względami „Elementary”, „Detektywa” czy „Jessicę Jones”. Co łączy wszystkie te produkcje? Powaga. Oczywiście w każdym z wymienionych wyżej seriali pojawiają się postaci, wątki czy nawet całe epizody utrzymane w komediowym stylu, jednak trudno byłoby wcisnąć je w ten humorystyczny gatunek. „Brooklyn Nine-Nine” odwraca tę sytuację – to komedia, w której zdarzają się elementy powagi (zazwyczaj zresztą bardzo szybko wyśmiane i rozładowane). I być może właśnie dlatego pierwszy sezon tego serialu okazał się tak wielkim sukcesem. Zgarnął bowiem dwie statuetki na gali Złotych Globów w 2013 roku – dla twórców oraz aktora pierwszoplanowego.

– Będziesz tu siedział cały dzień?

– Potwierdzam, Kamienny Orle. To kryptonim w stylu Tajnych Służb, który panu nadałem. Tylko siedzę, wykonuję swoją robotę, oglądam, ochraniam, rozkazuję panu. Teraz, dla pańskiego bezpieczeństwa, gdyby mógł pan otworzyć swoją przeglądarkę internetową i wyszukać słowa”świnie” i „narty wodne”, i to jest rozkaz. Gdzie pan idzie, Zimna Góro? Zmieniłem pański kryptonim.

– Skorzystać z łazienki.

– Pytam tylko ze względu na pańskie bezpieczeństwo. To jedynka czy dwójka? Pańskie milczenie wskazuje na dwójkę. Zrobię rozpoznanie. Czysto, proszę pana. Zimna Góra jest w ruchu. Powtarzam, Zimna Góra toczy się do klopa.

Poziom i charakter dowcipu w „Brooklyn Nine-Nine” jest bardzo zróżnicowany. Autorzy scenariusza chętnie nawiązują do innych tekstów kultury, szczególnie tej popularnej, ale też nie szczędzą sobie odpowiednio wyważonego, ale jednak kloacznego humoru. Bez ostrzeżenia żartują sobie z fizjologii, by za chwilę zwrócić się w kierunku nieprzekraczających granic komentarzy na temat homoseksualizmu czy seksizmu. Ogromnym atutem produkcji jest również różnorodność odcinków w zakresie tematycznym, a przy tym nie zapominanie o wpływie wątków pobocznych na całość serialu. Bywa, że porzucone na połowę sezonu fakty powracają, udowadniając, że nie były wyłącznie przypadkowymi bonusami, wzbogacającymi akcję na czas jednego odcinka. Autorzy scenariusza przykładają też sporą uwagę do upływu czasu, co tak naprawdę zdarza się nieczęsto.

Największym atutem serialu są jednak wykreowane w nim postaci. Charakterystyczni aktorzy odgrywający nieprzeciętnych bohaterów to układ idealny, w którym na docenienie zasługują zarówno umiejętności obsady, jak i kreatywność twórców scenariusza. Wystarczy jeden odcinek, by zapamiętać najważniejsze cechy postaci, a po połowie sezonu można już wieszczyć, co też wydarzy się dalej. Tym większe okazuje się zaskoczenie widza, gdy wszystkie założenia obalają nagłe zwroty akcji, spowodowane czynnikami zewnętrznymi lub absolutnymi przypadkami tudzież konsekwencjami nieprzemyślanych decyzji Peralty (mimo wszystko to właśnie on stoi najczęściej za nagłymi zmianami kierunku rozwoju fabuły).

– Na serwer dostał się wirus i wysłał nam wszystkim e-mail z historią wyszukiwania każdego. Spójrzcie na to. Sierżant Jeffords szukał w Internecie „nieodkrytego mięśnia.”

– Ćwiczyłem i zauważyłem mięsień na ramieniu, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Myślałem, że to może być odkrycie naukowe.

Jedynym do czego można się przyczepić w kontekście „Brooklyn Nine-Nine” jest traktowanie po macoszemu związków międzyludzkich i wiarygodności charakterologicznej. Niemniej przerysowanie do granic możliwości reakcji bohaterów, ich uczuć i emocjonalnych potknięć jest ciekawym rozwiązaniem, by zadowolić fanów psychologicznej głębi, a także tych, którzy oczekują wyłącznie prostej komedii, podczas oglądania której ma się ochotę rechotać w każdej minucie. Być może to metafora trudności relacji przy podobnej formie zatrudnienia – mamy w końcu w grupie bohaterów przedstawicieli różnorodnych etapów życia, od singli, przez małżeństwo z małymi dziećmi do homoseksualnego związku z wieloletnim stażem – ale stawiałabym raczej na świadome zepchnięcie tego elementu na drugi plan scenariusza. Niemniej, jeżeli komuś zależy, to wystarczy po prostu przebić się przez pancerz pastiszu, by dostrzec bardzo prawdziwą i bolesną podstawę dowcipu „Brooklyn Nine-Nine”. Pozostaje tylko pytanie… Po co? Czyż nie powstało już wystarczająco dużo seriali i filmów na ten temat? Szczególne, że odcinek tego trwa zaledwie dwadzieścia trzy minuty?

„Brooklyn Nine-Nine” z pewnością nie przypadnie do gustu wszystkim odbiorcom. Specyficzny humor serialu, miejscami ignorowanie zasady dobrego smaku oraz nieustanne zmienianie rejestrów, to coś, co może spodobać się wyłącznie widzom o równie „śmietnikowym” podejściu do kultury. Nie można jednak odmówić temu tytułowi pewnej świeżości, kreatywności i odwagi. No i, jakkolwiek nigdy nie uważałam jury nawet najważniejszych nagród za wyrocznię, za coś w końcu serial zgarnął te Złote Globy, co nie?

99

Alicja Górska