WZOROWY ICELANDIC NOIR
W mitologii nordyckiej nazwą Valhalli określa się szczęśliwe miejsce spoczynku poległych w walce wojowników. Valhalla ma jednak i drugie oblicze – chociaż zmarli wciąż tutaj ucztują, piją miód z rogów i cieszą się towarzystwem pięknych Walkirii, to jednocześnie nieustająco ćwiczą się w walce. Pewnego dnia bowiem będą musieli stanąć u boku Thora w ostatecznej bitwie ze złem. W kryminalnym serialu „The Valhalla Murders” w ogóle nie chodzi o zaświaty, ale ostateczne starcie z mrokiem jest jak najbardziej aktualne.
Punktem wyjścia dla serialu jest – jak przystało na historię kryminalną – brutalne morderstwo. Dla kraju takiego jak Islandia, w którym w więzieniach ogólnie przebywa około 200 osób, a średnia roczna morderstw wynosi niecałe 2, jest to wydarzenie sensacyjne. Do sprawy z miejsca zostaje przydzielona jedna z najbardziej utalentowanych policjantek, Kata (Nína Dögg Filippusdóttir), oraz wezwany z Norwegii profiler o islandzkich korzeniach, Arnar (Björn Thors). Szybko pojawiają się kolejne ofiary, a sprawa okazuje się sięgać odległej przeszłości. Całość komplikują medialne zainteresowanie i naciski ze strony islandzkich władz. Trudno oprzeć się wrażeniu, że bardziej niż na rozwiązaniu sprawy, zależy wszystkim na jej wyciszeniu. Główny wątek uzupełniają prywatne problemy bohaterów, które z czasem zaczynają wpływać na osąd i działania śledczych.
O popularności podgatunku kryminału, jakim jest nordic noir, nie trzeba chyba nikomu szczególnie przypominać. Bum, który rozpoczął się na początku XXI wieku, wciąż ma się dobrze i wydaje kolejne owoce. Trudno powiedzieć, co szczególnie ujmuje czytelników i widzów w podobnych tekstach kultury. Czy chodzi o obarczonych traumami i problemami niedoskonałych protagonistów? O nieśpieszną narrację, pełną wątków pobocznych? O nieunikanie ważnych społecznie problemów i komentowanie tematów charakterystycznych dla danego skandynawskiego kraju? A może to po prostu hipnotyzujące, nęcące swoją pierwotnością lokacje lub okrutna estetyczna przyjemność czerpana z pięknego kontrastu czerwonej krwi i białego śniegu? Nie wiem.
Wiem jednak, że popularność nordic noir powoduje, że pomysły na oryginalne rozwiązania w tym podgatunku zaczęły się wyczerpywać już jakiś czas temu. Aktualnie sięga się więc po podobne książki i produkcje raczej z chęci zaspokojenia określonych schematami potrzeb, niż w poszukiwaniu czegoś nowatorskiego. Twórcy „The Valhalla Murders” ewidentnie mieli tego pełną świadomość, bo ich serial można byłoby wręcz przyjąć za wzorcową realizację założeń nordic noir. Dynamiczną hollywoodzką akcję zastąpiło mozolnie prowadzone śledztwo, a charakternych buntowników – protagoniści wciąż walczący z prywatnymi demonami. Przykryte śniegiem islandzkie pustkowia oraz majaczące w tle lodowce są rozmyślnie ogrywane w sposób potęgujący wrażenie, że bohaterowie toczą walkę niczym Dawid z Goliatem. W zasadzie wszystko jest przeciwko nim.
Kata musi poradzić sobie z piętrzącymi się problemami zawodowymi (brak spodziewanego awansu i narastający konflikt z przełożonymi) i prywatnymi (w tym z podejrzeniem, że jej syn brał udział w przestępstwie). Wątek spraw prywatnych policjantki – w przeciwieństwie do niektórych – poprowadzony jest całkiem nieźle i finalnie daje widzowi pewne poczucie spełnienia. Dużo gorzej wypada – skądinąd ciekawszy i bardziej oryginalny – problem norweskiego profilera. Mężczyzna uwikłany jest w sektę Świadków Jehowy, z którą zerwał (lub z której został wyrzucony – potencjalny dla tego powód długo stanowi tajemnicę, więc nie będę go zdradzała), ale w której pozostaje jego siostra. Gdy Arnar jest w Islandii, umiera jego ojciec. To rozdrapuje stare rany i prowadzi do odświeżenia konfliktów na linii profiler-sekta. Niestety, wątek kończy się dość przewidywalnie i choć ze względu na charakter trudno nazwać go emocjonalnie obojętnym, to nie osiąga pełni swojego potencjału.
W „The Valhalla Murders” poruszonych zostaje wiele ważnych społecznie wątków. Żadnego twórcy nie pogłębiają jakoś szczególnie, ale z drugiej strony trudno też powiedzieć, żeby traktowali je po łebkach. Bezpieczniej i trafniej będzie chyba napisać, że twórcy próbują po prostu zwrócić na nie uwagę, całą resztę – ocenianie, analizowanie, szukanie rozwiązań – pozostawiając widzom na „po seansie”. Serial staje się pretekstem do rozważań na tematy takie, jak: właściwe postępowanie w resocjalizacji młodzieży; rozgraniczenie życia zawodowego i prywatnego; trudności w podejmowaniu decyzji, gdy sumienie i poczucie moralności stoi w sprzeczności z zawodowymi zasadami; konieczność zbudowania konkretnych wytycznych dla współpracy policji oraz mediów; a także równouprawnienie kobiet – zwłaszcza w zawodach wciąż postrzeganych jako męskie.
Czy „The Valhalla Murders” to serial wyjątkowy? Zdecydowanie nie. Jest to jednak solidnie zrealizowany projekt, od początku do końca utrzymujący ten sam, wysoki poziom. Pomimo schematyczności można się tu trochę pogubić i wpaść w sidła oczywistych podejrzeń, dać się zwodzić, tak jak zwodzić dają się sami bohaterowie. Zaznajomieni z gatunkiem odbiorcy otrzymują więc to, za co tę tematykę i formę pokochali, a ci, dla których jest to pierwszy raz z podobną historią, dostają ją w pigułce i mogą zdecydować, czy kontynuować tę przygodę, czy dać sobie spokój. Ja z pewnością obejrzałabym kolejny sezon „The Valhalla Murders” (i to nie tylko dlatego, że rozgrywa się w wielu miejscach, które podczas zimowej wyprawy na Islandię udało mi się zobaczyć).