W „Ataku tyrolskich zombie” Dominika Hartla jest teoretycznie wszystko, co lubię: zombiaki snujące się powoli, jak w klasycznych filmach o żywych trupach; górskie widoczki i snowboard jako temat; drewniane aktorstwo i nie mniej drewniane dialogi zapowiadające film klasy B; no i wreszcie pokłady absurdu niczym w bezpretensjonalnych komediach z pogranicza parodii oraz pastiszu. Jasne, że to nie dla każdego, ale ja nastawiłem się na dobrą zabawę.
1. To trochę absurdalne, że jeszcze nie obejrzałem #Lamb. Intryguje mnie ten film od zapowiedzi. 2. Mega rozczarowało nas #SaintMaud, takie "meh" wbrew powszechnym zachwytom. 3. Reszta stąd to same sztosy! #A24 od lat należy do naszej ścisłej topki kina, jeśli chodzi o portfolio.