rebeliantBUNT WRAŻEŃ
Mimo 50-milionowego budżetu „Rebeliant” nie trafił w Polsce do dystrybucji kinowej. Film Gary’ego Rossa nie zainteresował ani ludzi, ani krytyków, a wyłożone na produkcję pieniądze nie zwróciły się nawet w połowie. Można się tu solidnie zdziwić, bo w teorii nie powinien przejść bez echa – na liście płac lśnią przecież takie nazwiska, jak Matthew McConaughey czy Mahershala Ali; a sam temat bohatera z okresu wojny secesyjnej, to coś, co Amerykanie chętnie włączają do swojego filmowego menu. Co więc poszło nie tak?

Lata 60. XIX wieku. Stany Zjednoczone pogrążone są w bratobójczej walce między Północą (Unia) a Południem (Konfederacja). Gdzieś w zamęcie wojny secesyjnej znajduje się sanitariusz Newton Knight (Matthew McConaughey), rolnik z Missisipi wcielony do wojsk konfederackich. Gdy na polu walki umiera jego młodziutki krewny Knight postanawia zdezerterować – chce pochować chłopca blisko domu, ale ma też dość wojny toczonej dla komfortu bogaczy. Jednak w Missisipi wcale nie jest lepiej. Nie ma może bezpośrednich działań zbrojnych, ale wysłańcy wojskowi dokonują konfiskat, uniemożliwiających biednym rolnikom godne (czy jakiekolwiek w ogóle) życie. Ścigany listem gończym za dezercję Knight początkowo ukrywa się na pobliskich bagnach, ale szybko dochodzi do wniosku, że powolne konanie w strachu nie jest wcale lepsze niż walka na froncie. Wkrótce – z udziałem wyzwoleńców (m.in. Mahershala Ali) oraz innych dezerterów – prowadzi pierwsze akcje przeciwko konfiskatom. Bunt grupy Knighta doprowadza do powstania Wolnego Stanu Jones. Historyczna opowieść o losach buntowników przeplata się z historią potomka Knighta w latach 40. XX wieku, czyli czasami segregacji rasowej w Stanach Zjednoczonych.

rebeliantZ historycznego punktu widzenia Newtona Knighta ocenia się raczej niejednoznacznie. Jedni widzą w nim bohatera, inni postać zdecydowanie mniej szlachetną. Gary Ross nie miał jednak najwyraźniej ambiwalentnego stosunku do tytułowego rebelianta, bo w swoim filmie zaprezentował go jak amerykański odpowiednik Robin Hooda. Trudno byłoby doszukać się w Knight’cie jakichkolwiek wad moralnych czy braku umiejętności. Bez problemu jest w stanie zagwarantować przetrwanie i dowodzić grupą buntowników w centrum zdradliwych bagien Missisipi, potrafi strzelać i przemawiać, sprawdza się także jako nauczyciel, a nawet jako dobry samarytanin. Skoro jednak chodzi o sytuację dla wojny secesyjnej wyjątkową, to ten przesadny idealizm wydaje się do kupienia. Całość jest zresztą zaprezentowana z mniejszą pompą i patetycznym zacięciem niż mają to amerykańscy twórcy w swoim zwyczaju, więc i tak wydaje się bardziej strawna. Sęk w tym, że brak emocji związany z jednowymiarowością bohatera oraz drugie tyle obojętności wynikające z chłodnego, niemal reporterskiego przedstawienia tej historii sprawiają, że film jest po prostu… nudny.

Brak plastyczności obrazu oraz sterylność wojny ukazanej w filmie Gary’ego Rossa to główne przyczyny tego, że przez większą część trwania seansu trudno się w niego zaangażować emocjonalnie, ale nie jedyne. Nie pomagają także z pewnością bohaterowie, o których – poza Knightem – dowiadujemy się stosunkowo niewiele, mimo że od czasu do czasu rzucają komentarze, które można by w interesujący sposób pociągnąć. Mało charakterystyczna warstwa operatorska i przezroczysta muzyka także nie zachęcają do nieprzerwanego spoglądania na ekran. Wydaje się wręcz, że „Rebeliantowi” bliżej do informacyjnego, suchego filmu dokumentalnego, niż fabularnej produkcji. Dodatkowo wzmacnia to wrażenie obecność prawdziwych fotografii i przejścia między punktami fabuły (odhaczanie kolejnych wydarzeń historycznych) w postaci krótkich opisów pojawiających się na ekranie. Niestety, o ile dobrze zrealizowane historycznego widowisko trwające prawie dwie i pół godziny oglądałoby się zapewne świetnie, o tyle podobnie bezbarwny film a’la dokumentalny ogląda się z pewnym wysiłkiem.

O dziwo nie ratuje „Rebelianta” nawet obecność Matthew McConaughey. Na jego udręczoną wojną, głodem i strachem twarz patrzy się nie bez podziwu, ale jest to raczej podziw dla utrzymania wysokiego poziomu aktorstwa, a nie dla wyjątkowego jego popisu. Rozczarowują za to bardzo wszystkie sceny, w których McConaughey występuje w roli kochanka. Napięcia między nim a jego partnerkami nie ma wcale. Może nie było tu potrzebne (w końcu historia na pierwszym miejscu stawia jednak kwestie społeczno-polityczne), ale przy podobnej letniości całego filmu by nie zaszkodziło. Mahershala Ali z kolei jest w „Rebeliancie” cieniem samego siebie.

Tym, co w „Rebeliancie” interesuje, lecz jednocześnie pozostawia spory niedosyt, jest wspomniany już wątek potomka Knighta. Mężczyzna zostaje oskarżony o złamanie prawa dotyczącego segregacji rasowej, ponieważ mając 1/8 genów osoby czarnoskórej ożenił się z białą kobietą. Sytuacja wydaje się kuriozalna, lecz doskonale uzupełnia się z przedstawionym w filmie obrazem rasizmu z okresu wojny secesyjnej oraz stanowi dla „Rebelianta” ciekawą – choć trzeba przyznać nader prostą – klamrę znaczeniową. To właśnie tutaj najsilniej wybrzmiewa krytyka rasizmu i tradycjonalistycznego zacietrzewienia, a nie we fragmentach bardziej odległej historii.

Nie oczekiwałam po „Rebeliancie” zbyt wiele, więc kłamstwem byłoby napisanie, że film Gary’ego Rossa mnie rozczarował, ale to smutne, że reżyser – całkiem przecież doświadczony (nakręcił np. „Miasteczko Pleasantville” czy „Igrzyska śmierci” – wpadł w pułapkę uproszczeń i zmarnował świetny materiał na wciągającą, niejednoznaczną opowieść o mniej znanej części wojny secesyjnej. Życiorys Newtona Knighta zwyczajnie prosi się o mniej łagodne potraktowanie. W ostatecznym rozrachunku w wersji Gary’ego Rossa „Rebeliant” to całkiem solidna, choć nudnawa i rozwlekła produkcja przeznaczona dla wielkich fanów kina historycznego oraz kinomaniaków, których nie zraża słaba dynamika historii i nikła barwność świata przedstawionego.

Publikowano również na: duzeka.pl

Alicja Górska