daredevil sezon 1 recenzjaDIABEŁ STRÓŻ Z HELL’S KITCHEN
Podobno zabijanie przestępców – nawet morderców – nie ma sensu, bowiem uśmiercenie drugiej osoby sprawia, że sami stajemy się mordercami. Bilans wychodzi więc na zero, a świat pozostaje tak samo zły (gdyby mierzyć to w statystykach liczących chodzących po świecie zbrodniarzy). Istnieje jednak sposób, by obejść ten problem – zabić więcej niż jednego mordercę. Matt Murdock, wiodąca postać serialu „Daredevil”, za produkcję którego odpowiada Netflix, zabijać nie lubi, ale łamać kości w imię wyższego celu już troszkę tak. A my lubimy jego. I to bardzo.

Bitwa o Nowy Jork odcisnęła piętno nie tylko na mieszkańcach miasta, ale to tutaj poczyniła największe zniszczenia. Niecieszące się do tej pory dobrą sławą Hell’s Kitchen stało się jeszcze mroczniejszą siedzibą zła i występku. Notoryczne kradzieże, rabunki, napady, gwałty, zabójstwa i ogólna korupcja, to codzienność świadomie wypieranej z pamięci przez władze dzielnicy Nowego Jorku. Podczas, gdy grupa Avengers wciąż zajmuje się nadprzyrodzonymi zjawiskami tego świata, a nawet wszechświata, miejsca takie jak Hell’s Kitchen stopniowo się degenerują. Matt Murdock, młody prawnik, który wychował się w tej okolicy i któremu ta okolica zabrała ojca, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Wykorzystując wyjątkową wrażliwość na dźwięki, która jest efektem wypadku z dzieciństwa i utraconego wzroku, staje do walki z najgorszymi kryminalistami. W dzień zmaga się więc z bezprawiem jako adwokat, zaś nocami – zamaskowany i w przebraniu – jako samozwańczy mściciel zwany Daredevilem. Ma tylko jedną zasadę – nie zabijać. Ale czy nawet takie miłosierdzie usprawiedliwia samowolność podobnych działań?daredevil sezon 1 recenzjaTak, to kolejny produkt sygnowany znaczkiem Marvela, kolejna adaptacja komiksu. Tak, ktoś najwyraźniej chce to jeszcze oglądać. I nie, to nie jeszcze jedna powtórka z rozrywki. „Daredevil” drastycznie odstaje od tego, co fani MCU kojarzyć mogą z kina lub stacji ABC („Agents od S.H.I.E.L.D”). Po pierwsze – reprezentuje kategorię wiekową TV-MA, czyli odpowiednik kinowego R, co oznacza tyle, że lepiej nie robić sobie seansów tego tytułu w gronie rodzinnym i z dzieciakami. Po drugie – to produkcja Netflixa, a więc cały jej sezon ukazał się w jednym momencie, a to z kolei ma ogromny wpływ na konstrukcję epizodów, która znacząco odstaje od większości powstałych wcześniej serii superbohaterskich. Po trzecie – w porównaniu do dotychczasowych propozycji Marvela, tę serię należałoby nazwać kameralną i mało efektowną, jej siła tkwi w silnej centralizacji opowieści; w skupieniu się na charakterystycznym wycinku rzeczywistości i rezygnacji z figury wielkiego złego oraz kosmicznego zagrożenia.

Jako platforma Netflix to przypadek wyjątkowy. Forma, którą jej twórcy zaproponowali swoim odbiorcom – tak zwany Netflix and Chill – sprzyja binge-watchingowi (nieprzerwanemu oglądaniu wielu odcinków serialu z rzędu), a to z kolei pociąga za sobą konieczność odmiennej konstrukcji samego tytułu. „Daredevila” ogląda się jak bardzo długi (i niezwykle wciągający) film, a nie trzynaście (tyle odcinków zawiera w sobie sezon serialu) produkcji krótkometrażowych. Kolejne epizody kończą się w dramatycznym punkcie, ale nie są to typowe cliffhangery. Każdy kolejny odcinek cyklu to kontynuacja tej samej historii, tej samej, choć niezwykle rozbudowanej narracji. W jego skład wchodzą oczywiście pewne mikrohistorie, ale to nie tak, że uwaga widza ulega rozproszeniu i mógłby jednemu wątkowi kibicować, a drugiemu nie. Napięcie narasta do ostatniego momentu, do punktu kulminacyjnego w finale. Wszelkie półśrodki i półkulminacje tutaj nie występują. Daredevil nie ma jednego konkretnego schematu epizodu. Bywa, że jego nocne życie schodzi na drugi tor, nie musi jak we „Flashu” czy „Arrow” spuszczać wrogom manta przynajmniej raz na godzinę całego cyklu. Tutaj wszystko składa się w jednorodną, a jednocześnie różnorodną całość. Trzynaście odcinków w sezonie, z których każdy trwa niemal godzinę, gwarantuje prawie trzynaście godzin zajadania stresu.

– Może powiesz mi, co takiego zrobiłeś?

– Nie szukam pokuty za to, co zrobiłem, ojcze, proszę o wybaczenie za to, co zamierzam zrobić.

HBO i produkcje takie, jak „Gra o tron” czy „Detektyw”, przyzwyczaiły widzów do utożsamiania wysokiej kategorii wiekowej z próbą estetycznego szokowania widza (flakami, krwią, trupami, ranami etc.) i nadmiernym epatowaniem seksem. Tymczasem konieczność osiągnięcia pewnego wieku nie musi oznaczać wyłącznie pewnej umownej psychiczne odporności na obrzydlistwo i pomysłowe pozycje w BDSM. „Daredevil” to mroczna i bardzo brutalna historia, ale jej niedostosowanie dla młodszych odbiorców nie bierze się z hektolitrów przelewanej na ekranie krwi, odcinanych kończyn, wulgaryzmów albo zaangażowanych w pracę hardcorowych prostytutek z nimfomanią. Sugestywność opowieści o niewidomym mścicielu ma swoje źródła w niemal naturalistycznym potraktowaniu ciała i umiejętności postaci. Sceny walk są wciąż bardzo widowiskowe, ale ich widowiskowość opiera się na prawdopodobności, wyraźnym męczeniu się bohaterów, a nie skokach na linie i superbroniach. Daredevil często się chwieje, upada, jest ranny; musi się podnosić, leczyć, odpoczywać. Traci przytomność, obrywa, wstaje i znowu obrywa. Z drugiej strony to też skomplikowany aspekt moralny jest odpowiedzialny za to, że tylko osoba dorosła – o wykształconej już umiejętności odróżniania bieli, czerni i szarości – gotowa będzie potraktować problemy etyczne „Daredevila” jako ciekawy przypadek dla moralnych rozważań, jest odpowiednim odbiorcą dla tej perełki.

Sam Daredevil to postać kontrowersyjna. Podobnie jak wspomniany już Arrow nie jest typowym supebohaterem, a raczej antybohaterem. Wiele zbieżności Murdock wykazuje również z Batmanem. Mroczni, żyjący w mrocznym mieście, silnie z nim związani, walczący z ciemną stroną swojej duszy. To postaci nie tyle ponad prawem, co gdzieś obok niego. Z drugiej strony, za dnia, podają się za przykładnych obywateli. Jeżeli nawet nie mają wyjątkowych zasobów finansowych, to udzielają się społecznie, działają charytatywnie, błyszczą wśród elit lub po prostu cieszą się szacunkiem odpowiednich grup. Daredevil to dodatkowo praktykujący i silnie zaangażowany katolik. Do wiary odwołuje się często, przed najważniejszymi wydarzeniami zmawia modlitwę, a jego pierwszym powiernikiem jest ksiądz. Wątpliwości związane z nocnymi działaniami zawsze ma na dwóch płaszczyznach – prawa ludzkiego i boskiego.

– Wiesz, dlaczego Fisk nie chce, by wypowiadano jego nazwisko? Bo okazałoby się, że jest tylko człowiekiem.

– Tak, jak gość w masce.

Odkrywanie świata Hell’s Kitchen oraz poznawanie Matta Murdocka i jego bohaterskiego alter ego odbywa się stopniowo. Akcja zawiązuje się bez pośpiechu, kolejne aspekty klarują w odpowiednim, wyraźnie przemyślanym tempie. Autorzy serialu informacje wydzielają, dzięki czemu i te pozornie niewielkie tajemnice urastają do rangi sekretu – co kiedy się wyda, jak wygląda dana postać, kto stoi na czele danej intrygi czy organizacji. Pierwszy sezon skupia się przede wszystkim na ukonstytuowaniu w wyobraźni widza kolejnych grup przestępczych, ich przywódców i sieci powiązań między nimi. Pierwszy schwarzcharakter z jakim przychodzi zmierzyć się Daredevilowi jest pod wieloma względami do niego podobny. Chociaż drogi do celu Kingpina (inaczej: Wilson Fisk) i Murdocka są nieco odmienne, to cele mają zbliżone. A to po raz kolejny każe się zastanawiać, czy miejsce Diabła z Hell’s Kitchen (i tak mówi się na Daredevila) nie znajduje się raczej po stronie bandziorów niż policji. Ale więcej lepiej nie zdradzać, chociaż…

…chociaż warto jeszcze napisać, że wizualnie i z perspektywy aktorskiej to swoje absolutne przeciwieństwa. Obawiałam się, iż Daredevil będzie kolejnym napompowanym drewnem, ale Charlie Cox mile mnie zaskoczył. Doskonale zgrywa nieco zagubionego chłopca – jego uroda pozwala, by wychodziło to bardzo naturalnie – żeby po chwili zmienić się w nieco ironicznie uśmiechającego króla nocy. Jego sylwetka nie robi fenomenalnego (nienaturalnego) wrażenia. Więcej ma w sobie ze sportowca niż herosa i skrzętnie to wykorzystuje. Nie mniej zachwyca właśnie Kingpin, jednak ponieważ jego wygląd długo stanowi tajemnicę, pozostawię go bez komentarza. Ważnym jest, że respekt, jakim darzy go widz i bohaterowie bierze się z jego niepewnego statusu – w pewnych aspektach przypomina opóźnionego dzieciaka, innym razem agresywnego bandziora-sługusa, jeszcze innym absolutnego króla zła. Mniejsze wrażenie, ale wciąż dobre, robią także towarzysze Murdocka – Foggy (Elden Henson) i Karen (Deborah Ann Woll). Ten pierwszy to nieco przewrażliwiony, acz poczciwy komik rozładowujący napięcie (rola właściwie zrealizowana), zaś postać, w którą wciela się aktorka znana z „True Blood” to typ zaradnej, acz jednak panny w opałach. Woll gra znośnie, ale chwilami nieco irytuje agresywnością swojej gestykulacji, zwłaszcza zestawioną z wąskim spektrum mimiki.

Mądrość nie pochodzi z książek. Mądrość to podejmowanie właściwych decyzji w odpowiednim czasie.

No i wreszcie „Daredevil” zachwyca pod względem wizualnym. Nie chodzi wyłącznie o fantastycznie plastyczną i lepką czołówkę, ani nawet o doskonale wyważone kontrasty w tym mrocznym, zepsutym świecie. Nie mam tu na myśli nawet kadrów przemyślanie wygrywanych oświetleniem, barwnością miasta po zmroku. Ujmują dopracowane ujęcia typu master shot, niestandardowe podejście do relacjonowania potyczek i wykorzystywanie każdej możliwej, odbijającej obraz powierzchni. Operatorzy nie boją się ryzykować, chętnie ustawiają kamerę pod różnymi kątami, w różnych perspektywach, eksperymentują z najazdami, zbliżeniami i detalami, doskonale oddając w ten sposób wyczulone zmysły Daredevila i „typowe” podejście do świata przeciętnych obywateli. Jest po prostu bosko.

Jeżeli istnieje jakaś lista must see adaptacji komiksowych, to „Daredevil” zajmuje na niej jedno z czołowych miejsc. Ta opakowana w lśniący jak noc i lepki jak krew papier historia porwie każdego, kto oczekuje od podobnej opowieści angażującej, trzymającej w napięciu fabuły, w której centrum stoi problematyka zakrawająca na dylematy wręcz filozoficznej natury, jednocześnie niewykluczająca dynamicznej, acz nieprzerysowanej akcji. Jeżeli macie trochę dość cukierkowych laurek wystawianych bohaterom bez skazy, to odtrutką na przesłodzenie jest właśnie „Daredevil”.

 

Alicja Górska