CosmopolisDZIWNY NIE ZNACZY GORSZY… ANI LEPSZY
David Cronenberg to jeden z najważniejszych aktywnych dziś reżyserów filmowych. Wśród współczesnych twórców kina, zwłaszcza o zasięgu międzynarodowym, wskazać można zaledwie kilku, których styl jest równie wyrazisty. Doskonałym przykładem tej wyrazistości jest „Cosmopolis”

Normalność i dziwactwa, sensy i bezsensy

Dorobkowi Cronenberga poświęcono niejedną publikację, audycję i retrospektywę w ramach rozlicznych przeglądów czy festiwali. Zaliczany do najbardziej oryginalnych filmowców, uchodzi on za autora niepokornego, a jednocześnie niezwykle twardo stąpającego po ziemi. Jako wnikliwy obserwator rzeczywistości, większość swoich utworów poświęcił właśnie bieżącej problematyce w rozmaitych dziedzinach kultury. Szczególną uwagę zwraca na nowinki technologiczne, media i wszystko to, co niekiedy umyka refleksji przeciętnego człowieka lub dla większości pozostaje niemal „przezroczysteFilmy tego reżysera uchodzą za dość skomplikowane i trudne, choć równie popularnym – jeśli nie bardziej powszechnym – epitetem stosowanym wobec nich jest „dziwne. Ten rozdźwięk zaobserwować można było wśród widzów na przykład w przypadku „Wideodromu” ponad trzy dekady temu, ale również przy „Cosmopolis”. Niewątpliwie, nie są to utwory łatwe w odbiorze. Rzecz w tym, że w drugim spośród wymienionych obrazów Cronenberg nie tylko się do tego przyznaje, ale wręcz tłumaczy swoją postawę. Trzeba przyznać, że jego uzasadnienie wydaje się całkiem sprytne.

Cosmopolis„Cosmopolis” doskonale odnajduje się w autorskim portfolio swojego twórcy. Znajdziemy tu wszystko, co dla niego charakterystyczne. Niektórym wyda się to pseudointelektualną brednią, dla innych będzie rodzajem filozofii, i to wcale nie najniższych lotów. Refleksyjność tego utworu idzie w parze z całkiem przyziemną, wręcz minimalistyczną formą. Film zrealizowano skromnymi środkami, dialogi dotyczą normalnych, znanych z codziennego życia (tudzież z historii lub medialnych przekazów) aspektów i napisane są prostym językiem. W przeciwieństwie do poprzednich obrazów Cronenberga, brakuje tutaj wyraźnych zakłóceń ontologii świata przedstawionego czy elementów nadzwyczajnych. „Dziwność kryje się gdzie indziej.

W „Cosmopolis” znajdziemy wiele odstępstw od normy. Można spotkać się z opinią, że w filmie nie ma klasycznej narracji, opowiadającej konkretną historię. Nie jest to do końca prawda, ponieważ utwór ma dość konkretną fabułę, zaczerpniętą z powieści Dona De Lillo pod tym samym tytułem. Na ekranie obserwujemy jeden dzień z życia Ericka Packera (Robert Pattinson), młodego miliardera, którego rutynowe życie ma w ciągu doby ulec gwałtownej zmianie. Pod wpływem impulsywnej decyzji, bohater postanawia przemierzyć Nowy Jork, by ostrzyc się w salonie na drugim końcu miasta. W luksusowej, opancerzonej limuzynie, pod opieką zaufanego ochroniarza, będzie świadkiem chaosu opanowującego ulice.

Większość akcji rozegra się we wspomnianym pojeździe, co znacząco wpłynęło na realizację filmu. Efekt zbliżony do klasycznej jedności czasu i miejsca zwraca uwagę na „esencję treści. Ta natomiast stanowi komentarz wobec takich zagadnień, jak rutyna, cielesność, konsumpcjonizm, korporacyjność, tytułowy kosmopolityzm czy relacje międzyludzkie. Niech każdy widz dokona we własnym zakresie interpretacji tego komentarza, ponieważ chyba w tym tkwi siła filmu – da się z niego wyczytać więcej niż jedną prawdę. Mając to na uwadze, można zaryzykować stwierdzenie, że wiodący motyw „Cosmopolis” sprowadza się do znanej maksymy: „Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

Ludzie i miejsca, gwiazdy i gwiazdki

Przemierzając miasto, Packer spotyka się z grupą osób, spośród których każda reprezentuje pewien typ postaci. Znaczące okazuje się to, jakie cechy osobowości głównego bohatera zostają obnażone poprzez kontakty z tymi jednostkami. Fasadowość poszczególnych relacji przybliża widzom ukrytą naturę Ericka oraz jego towarzyszy. W tych postaciach odnaleźć można odbicie współczesności. Znaczące okazuje się także miejsce akcji. Przez dominację zdjęć wewnątrz pojazdu, pozostałe lokacje – również te, których nie widać, ale o których mowa – nabierają szczególnego znaczenia. W pewnym sensie, są one atrybutami konkretnych postaci, tak samo jak limuzyna staje się przedłużeniem głównego bohatera.

– Co się dzieje z limuzynami, które za dnia przemierzają miasto? Gdzie nocują? Co?

– Miewasz czasami uczucie, że nie wiesz, co się dzieje?

– Co przez to rozumiesz?

– Cały ten optymizm… Hossa i powodzenie. Wszystko dzieje się nagle i jednocześnie. Wyciągam rękę i co czuję? Wiem, że co dziesięć minut analizujesz tysiące kwestii. Wzory, stosunki, indeksy, całe pokłady informacji… Ja uwielbiam informacje! To sama słodycz. Możemy walić innych i liczymy się w świecie. Ludzie jedzą i śpią w cieniu tego, co robimy. Ale jednocześnie… co jest grane?!

Pisząc o ludziach, trudno byłoby nie wspomnieć o obsadzie aktorskiej, za którą należą się reżyserowi brawa. W filmie zagrało wielu utalentowanych artystów, zarówno osoby mniej znane, jak i prawdziwe gwiazdy. Wszyscy dobrani zostali świetnie do swoich ról i równie dobrze się spisali. Dotyczy to również Roberta Pattinsona, który przez przygodę ze „Zmierzchem” zyskał niezbyt chlubną etykietkę. Tymczasem w „Cosmopolis” pozytywnie zaskakuje, dowodząc, że potrafi dobrze grać zarówno wewnętrzną pustkę, jak i skrajne emocje. Swoją drogą, decyzja reżysera, aby dokonując ekranizacji książki sięgnąć właśnie po Pattinsona (który wybił się na innej adaptacji), wydaje się co najmniej ciekawa.

Na dalszym planie promienieje wielka gwiazda najlepszego hollywoodzkiego aktora charakterystycznego, Paula Giamattiego. Jej blask nie przyćmiewa jednak reszty obsady, wśród której Juliette Binoche i Mathieu Amalric to reprezentanci najwyższej klasy. Choć nazwiska Kevina Duranda czy Jaya Baruchela nie kojarzą się z wybitnymi kreacjami aktorskimi, w „Cosmopolis” odnaleźli się doskonale, podobnie zresztą jak Samantha Morton, Sarah Gadon i Patricia McKenzie. Poza tym, na uznanie zasługuje wspomniane dopasowanie aktorów do granych przez nich postaci. Amalric jako artysta z nieco „odmiennym spojrzeniem na świat czy Pattinson jako młody człowiek sukcesu, to tylko dwa najbardziej oczywiste przykłady takiej błyskotliwości.

Przeszłość i przyszłość, myśli i słowa

„Oto pierwszy film o nowym milenium – tymi słowami „Cosmopolis” reklamowane jest na przykład w zwiastunie. Ten sam trailer kończy się natomiast zdaniem „Całe życie zmierzaliśmy do tej chwili. Już same powyższe cytaty mogą stanowić podpowiedź odnośnie tego, jak ważny jest w tym utworze motyw czasu. W dialogach pojawia się wiele rozmyślań dotyczących jego upływu i związanych z tym tematów pokrewnych: starzenia się, śmierci, zmienności obyczajów czy ustrojów. Nieuchwytność chwili idzie natomiast w parze z ulotnością myśli.

Kiedy Erick rozmawia z żoną w barze, ta ironizuje: „Nie będziemy chyba liczyć czasu. I wieść o tym poważnych dyskusji. W zwiastunie pojawia się jeszcze jedna znamienna wypowiedź małżonki bohatera: „Cały cuchniesz seksem. Jej słowa równie dobrze mogłyby opisywać sam film, który wypełnia napięcie seksualne, refleksja nad eksploatacją czasu, siłą słów, czynów i myśli oraz schematycznością interpersonalnych relacji. Wszystkie te wątki ciekawie puentuje jedna ze współpracownic Ericka. Kiedy udaje mu się pod wpływem impulsu wyrzucić z siebie erotyczny fantazmat z jej udziałem, ta pyta: „Dlaczego nigdy w ten sposób nie rozmawialiśmy?”.

– Czemu właściwie siedzimy w wozie, a nie w biurze?

– Powinniśmy być w biurze?

– Gdybym odpowiedział…

– Skąd ten pomysł?

– Powiedziałbym coś mądrego i jednocześnie płytkiego. Oraz – chyba nieprecyzyjnego. I wtedy pożałowałbyś, że się urodziłem.

Zadaniem widza jest szukanie znaczenia wydarzeń ukazanych w filmie. Większość z nich, aż do finału, jawi się bardzo trudnymi do rozszyfrowania. Co oznaczają wszystkie dziwne, pozornie niepowiązane fakty i w jaki sposób można je połączyć? Po co Cronenberg miesza estetykę nowoczesności z brudem? Czemu rozmówcy głównego bohatera wydają się przypadkowymi jednostkami, z którymi nie jest on w stanie wytworzyć prawdziwej nici porozumienia? Jeśli szukamy prostych odpowiedzi na te i inne pytania, to możemy ich nie znaleźć. W każdym razie nie zostaną nam one podane na tacy.Nie powielaj schematów. Myśl niestandardowo – mówi jeden z bohaterów. Kolejna podpowiedź pojawia się w scenie rozmowy Ericka z szefową teorii. Kiedy limuzyna mija rewolucjonistę, który dokonał samookaleczenia, postać grana przez Pattinsona komentuje ten gest, wskazując jego uzasadnienie: „Żeby coś wyrazić. Zmusić ludzi do myślenia. Nieważne, czy było to zachowanie oryginalne, liczy się intencja i kontekst zastosowania.

Nieoryginalny i dobry, za i przeciw

To samo można powiedzieć o filmie. Nieistotne, że Cronenberg nie sięgnął po bardziej odkrywcze środki wyrazu. Co z tego, że w swoim filmie porusza kwestie, na temat których na przestrzeni lat zdążyło wypowiedzieć się wielu twórców? Jaki jest sens krytykowania „Cosmopolis” za krótkie i zwięzłe zaakcentowanie pewnych problemów, zamiast poszukiwania na nie rozwiązań? Czy to wszystko oznacza jedynie wtórność, powierzchowność i lenistwo twórcy? Absolutnie nie! Na ten film należy spojrzeć jak na aluzję, sugestię. Nawet nie diagnozę, w której wypisane są w punktach schorzenia dzisiejszego świata. To raczej podpowiedź, wskazówka pewnych symptomów. Od nas zależy, jak je odczytamy.

Dzieło Cronenberga warto więc zobaczyć nie tylko dlatego, że jest warsztatowo dobrze wykonane (choć także pod tym względem twórca złamał celowo kilka zasad). Również pytania, które stawia i akcentowane przez niego problemy zasługują na naszą uwagę. Jeśli jednak miałbym zgadywać, do kogo trafić może obrana przez niego retoryka, musiałbym wskazać… osoby, które cenią sobie dotychczasowy dorobek reżysera. Reszta poczuć się może nieco zdezorientowana, ponieważ Cosmopolis”, mimo zacnej obsady, nie jest typowym filmem rozrywkowym ani, z drugiej strony, przełomem i wyzwaniem intelektualnym na miarę twórczości Bergmana czy Goddarda (czy choćby starszych dzieł samego Cronengerga). Bliżej mu do wczesnych filmów Jarmuscha i do hollywoodzkich dokonań Gilliama z lat dziewięćdziesiątych – niewątpliwie wartych uwagi, ale (w mojej opinii) znacznie mniej istotnych dla historii kinematografii i mniej stymulujących intelektualnie. Podobieństwa nowego filmu Cronenberga do tych ostatnich obejmują zresztą również warstwę wizualną.

 

Publikowano również na: polter.pl

Kamil Jędrasiak