ukłony dla żonyNIE MA RECEPTY NA SZCZĘŚCIE, SĄ TYLKO MOŻLIWOŚCI
Być może, gdybym przeczytała „Ukłony dla żony” Katarzyny Gubały wcześniej, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. A może nie zmieniłoby się wcale? Tak czy siak, jeżeli zależy wam na partnerze/partnerce, a coś psuje się w waszym związku, to „Ukłony dla żony” mają szanse pewne rzeczy wam uświadomić, pozwolić je zrozumieć i zaakceptować. I to w dodatku w multimedialnym formacie.

Nie ma związków idealnych. Historie o książętach i księżniczkach kończą się wraz z weselnym balem, nikt nigdy nie pyta o to, czy Kopciuszek odnalazł się w roli żony, czy może rozwiedli się z przyszłym królem po wspólnie spędzonym miesiącu. Być może kłócili się długo, skakali sobie do gardeł i dotarli dopiero z czasem. A może trwali przy sobie z obowiązku do końca swych dni, pogrążeni w smutku i wzajemnej niechęci. Mogli też do starości celebrować każdą sekundę i umrzeć mając po sto lat, trzymając się za ręce.

ukłony dla żonyJak na względnie nowoczesną formę powieściową – mariaż osiągnięć technologicznych i starego, dobrego słowa pisanego – to okładka „Ukłonów dla żony” jest zadziwiająco… przestarzała. Święta trójca CMYKa, którą podkreślono podtytuł („czyli jak przeżyć w małżeństwie i się nie pozabijać”) w połączeniu z wypisaną pogrubioną kursywą czcionką, przypomina mi moje pierwsze zabawy w Paincie czy Power Poincie. Do tego złożone z wielkich pikseli różowe serce z gradientową zmianą barwy. Gdyby nie kod QR na okładce i wyraźny napis „Pierwsza w Polsce multimedialna książka o miłości!” pewnie minęłabym ją bez czytania blurbu. Ale jednak lubię podobne bajery, więc dałam się złapać.

Przewodniczką po tajemnicach udanego małżeństwa jest Karolina, od niedawna żona Jurka. Para pokochała się, pobrała i nagle świat stanął na głowie. Miało być zabawnie, miło i z dużą dawką seksu. Zamiast tego na drodze do ich szczęścia stają takie drobnostki jak dopełniany worek śmieci czy gromadzące się w zlewie naczynia. By nie dopuścić do rozpadu małżeńskiego pożycia, Karolina decyduje się wypytać znajomych o ich receptę na wieloletni związek. Wkrótce otrzymuje pierwsze rady i historie, z których wyciąga wnioski, a jej małżeństwo powoli staje się… No właśnie, jakie?

No bo pomyśl, jak mogę uprawiać dziki seks, kiedy wstydzę się przed tobą rozebrać? Jak mogę zgrywać kusicielkę w łóżku, jeśli wstydzę się swoich piersi? Jak mamy uprawiać niebanalny seks, jak ciągle zasłaniam się kołdrą i przygaszam światło, oszukując nas oboje, że niby robię nastrój? No jak?

Lektura „Ukłonów dla żony” przypadła na charakterystyczny czas w moim życiu. Na przemian kochałam ją i nienawidziłam. Chłonęłam i brnęłam przez nią nieufnie. Zapamiętywałam zdania, śmiałam się, a potem płakałam. Niezależnie od wszystkiego, po zakończeniu lektury mogę napisać jedno: to bardzo wartościowy i cenny quasi-poradnik, który nawet, jeżeli nie uratuje żadnego związku, to pomoże w pokochaniu siebie, życia i w uświadomieniu sobie, że „nic na siłę” to więcej, niż wyświechtany frazes.

Chociaż całość prowadzona jest w pierwszej osobie liczby pojedynczej przez kobietę i to ona wynajduje coraz nowsze sposoby na naprawę małżeńskiej relacji, to nie jest to wyłącznie poradnik dla kobiet. Dzięki zróżnicowanej formie przedstawiania historii (e-maile, rozmowy, relacje osób trzecich, odnośniki QR do artykułów, zdjęć czy przepisów) także mężczyźni mają szansę znaleźć się o krok bliżej zrozumienia zawiłości kobiecego umysłu. Tak naprawdę, niezależnie od płci, wystarczy odrobina dobrej woli i chęci, by zamiast czekać na komplikacje w relacjach, od razu zacząć je zacieśniać, modelować i udoskonalać.

Jednak „Ukłony dla żony” to nie tylko „my”, „dla nas” i „o nas”. To także „ja”. Autorka zgrabnie odświeża starą prawdę, że nie zdoła się pokochać świata czy innych ludzi, nie kochając siebie. Wskazuje, jak nasze prywatne problemy rzutują na związek i partnera. W formie przypisów nierzadko sugeruje sięgnięcie do innych lektur – a to mobilizujących, a to omawiających konkretny problem relacji międzyludzkich czy emocji.

Do dzisiaj nie zrozumiałam, jak to jest, że kobietę wciąż dopadają wątpliwości dotyczące własnej sylwetki i w ogóle własnego obrazu. Kto lub co sprawia, ze z beztroskich dziewczynek uważających się za księżniczki wyrastamy na kobiety pełne wątpliwości, obaw i niepewności. Czy winić za taki stan media, rodziców, czy może wszystkich byłych partnerów?

Poza samą wartością poradnikową, życie Karoliny i Jurka, to po prostu przyjemna historia obyczajowa. Nieprzesadzona, nieprzekombinowana. Pełna ciepła i wzbudzająca momentami ukłucie zazdrości. W taką bajkę, wspólnie wypracowaną, jestem w stanie uwierzyć. Zwłaszcza, że bije od niej szczerość i pewność – siebie, związku, postanowień, pasji, miłości do życia po prostu. I w taki również sposób jest napisana. Nieszczególnie skomplikowany, lecz ujmujący w swej prostocie.

Jedyną wadą książki jest dla mnie niewykorzystanie potencjału jej multimedialnego charakteru. Zbyt wiele odnośników przekierowuje na stronę autorki. To zrozumiałe, że porywyserca.pl zajmują ważne miejsce nie tylko w jej życiu, ale i życiu wykreowanej przez pisarkę postaci, jednak nawet dla samego urozmaicenia warto byłoby wspomnieć o innym źródle poszukiwania inspiracji. W tej formie miałam chwilami wrażenie uparcie powracającego lokowania produktu. Niemniej wiele z linków faktycznie wzbogaca lekturę. Dzięki nim poznałam kilka ciekawych przepisów; dowiedziałam się, że przewodnik przewodnikiem, ale może lepiej najpierw upewnić się, co zachwala; a także przyswoiłam kilka cennych rad miłosnych, które kiedyś postaram się wykorzystać w praktyce.

Nie można nikogo zmusić do wspólnego życia, ale można dbać o to, by owo wspólne życie miało szansę zaistnieć i przetrwać. Jeżeli zależy wam na sobie, jeżeli naprawdę się kochacie i uważacie, że warto walczyć o wspólną starość, to zacznijcie tę walkę od przeczytania „Ukłonów dla żony” (albo, jeszcze lepiej, od pokochania samych siebie). To niezwykle ciepła i szczera historia, nawet jeżeli warstwa multimedialna jest w niej mniej niż przeciętnie zrealizowana.

Za egzemplarz dziękujemy: Czarna Owca

Alicja Górska