ZEMSTA PIERNIKÓW
Chociaż nie należę do grona strachajł i zazwyczaj nie reaguję na zmory na ekranie, to horrory w kinie budzą we mnie pewien rodzaj niepokoju. Na „Krampusa. Ducha świąt” zdecydowałam się pójść z asystą w postaci przyjaciółki, która – chociaż nie ogląda horrorów i udała się na inny film – miała ewentualnie odholować mnie do domu (łódzkie ulice po zmroku wydają się jeszcze bardziej przerażające bez towarzystwa  po horrorze). Przeświadczona o pewności jego grozy nastawiłam się na obgryzanie paznokci i zamykanie oczu w kulminacyjnych momentach. Niesłusznie.

12-letni Max (Emjay Anthony) jest bardzo wrażliwym dzieckiem, które wciąż jeszcze wierzy w Mikołaja. Ów wiarę pielęgnują w nim rodzice – Tom (Adam Scott) i Sarah (Toni Collette) – oraz małomówna babcia (Krista Stadler) o niemieckich korzeniach. Chłopiec trwa więc w swoich przekonaniach, otoczony ciepłem domowego ogniska. Przynajmniej do czasu, gdy na Święta przyjeżdża niekoniecznie lubiana przez resztę domowników część rodziny. Popijająca ciotka Dorothy (Conchata Ferrell) o ciętym języku, narzekająca siostra matki (Allison Tolman) z mężem vel „prawdziwym mężczyzną” (David Koechner) i grupką rozwydrzonych dzieciaków. Wyśmiany przez niechcianych gości, w przypływie żalu, rozdziera przygotowany dla Mikołaja list i rzuca go na wiatr. Wkrótce miasteczko nawiedza potworna śnieżyca, odcięty zostaje prąd, a w ciemnych kątach domu i całej dzielnicy dają się słyszeć niepokojące dźwięki. Tylko milcząca i podkładająca do kominka babcia rozumie nadchodzącą tragedię…

Zwiastun, zapowiedzi i kosmos mówiły mi, że „Krampus. Duch świąt” to horror, więc kiedy weszłam na kinową salę opadła mi szczęka. W fotelach – dzieci. No może nie dzieci, ale target zdecydowanie nie na tego typu gatunek i godzinę. Pierwsze minuty filmu skonfundowały mnie jeszcze bardziej. Zapowiadały nastrojowe kino grozy, więc co do diabła, robiły w kinie dzieci? Wszystko stało się jasne wraz z rozwojem akcji. Chociaż „Krampus” jest dużo mroczniejszy i zrobiony poważniej, niż tytuły, które zaraz wymienię, to zdecydowanie do nich podobny. Kojarzycie takie (obecnie) telewizyjne hity, jak „Critters” czy „Gremliny”? No to teraz możecie zobaczyć produkcję wyraźnie nimi inspirowaną.

Być może nie było to zamysłem twórców. Być może naprawdę zamierzali przedstawić rzecz poważnie. Jednak mordercze pierniki, czy pożerające ludzi, upodabniające się do gigantycznych węży, wyskakujące z pudełka klauny, nie są czymś, do czego można podejść bez śmiechu. Niezależnie od tego, że atmosfera pierwszych minut obrazu kreowana była pierwszorzędnie, zgodnie ze wszystkimi prawidłami solidnego kina, to rozwiała się jak śnieg na mroźnym wietrze, gdy na arenę wkroczyły wszystkie te niemal-straszne-stwory.

Z drugiej jednak strony, gdy już oderwałam się od swoich oczekiwań i pragnień strachu, zauważyłam interesującą stronę „Krampusa”. Nie przypominam sobie wśród ostatnich premier produkcji, która tak dobrze oddawałaby ducha starych baśni. Tych nieocenzurowanych i morderczych, jak historie braci Grimm, zanim wtrąciła się do edukacji najmłodszych wrażliwość na delikatny konstrukt psychiki dziecka.

„Krampus” sporo zyskuje także dzięki solidnej obsadzie aktorskiej z Emjay Anthonym na czele. Mam szczerą nadzieję, że nie powtórzy licznych błędów młodych gwiazdek i „nie zepsuje” się wraz z trudnym okresem dorastania i wejściem w dorosłość. Czekam też na kolejną komedię z Conchata Ferrell, która w roli cynicznej, popijającej ciotki była po prostu genialna. Jak dla mnie, mogłaby wystąpić w jakimś monodramie w stylu pierwszego odcinka „The Last Man on Earth”. W klimat wpisała się za to najlepiej Krista Stadler, którą – gdybym była twórcą horrorów – angażowałabym do każdej roli tajemniczej babci z bagażem mrocznych doświadczeń.

– Pyszności.

– Trochę suche.

– Moje jest pyszne.

Wizualnie i muzycznie także jest nieźle. Efekty specjalne, chociaż zastosowane do równie kiczowatych i śmiesznych potworów, wypadają naprawdę dobrze (być może zebrane na sali dzieciaki ostatecznie najadły się poza popcornem również strachu). Bardzo podobała mi się także pierwsza scena filmu, w której – w rytm tradycyjnej, świątecznej, amerykańskiej piosenki – ludzie toczyli boje w markecie o świąteczne dekoracje i prezenty.

Pomimo swoich zalet „Krampus” ostatecznie rozczarowuje. Po dobrych pierwszych minutach, interesujących postaciach, z których nie każda powinna znaleźć się akurat w filmie pretendującym do miana horroru (ciotka Dorothy), oraz kilku ciekawych scenach, zostaje w widzu wyraźny niedosyt, ponieważ ani gromko się nie śmiał, ani bardzo się nie bał. „Krampus” jest więc produkcją, która najwięcej frajdy sprawi dzieciakom w wieku nastoletnim. Reszta rodziny może nie będzie miała ubawu po pachy, ale powinna przetrwać seans bez wewnętrznego cierpienia.

55

Publikowano również na: zazyjkultury.pl

Alicja Górska