zombie expressJEDZIE POCIĄG Z DALEKA, NA NIKOGO NIE CZEKA
Koreański film o zombie w pociągu? Nie, to nie miało prawa się udać. Po prostu nie i basta. Wiem, że pisałam o tym już w przypadku chociażby „Maggie” – dramatu psychologicznego o zombie z Arnoldem Schwarzeneggerm w roli głównej – i okazało się, że nie miałam racji, ale koreańskie zombie w koreańskim pociągu? To musiała być porażka, sromotna, na całej linii; komedia a nie horror. Och, a jednak nie. Zombie znowu się udało.

Seok Woo (Gong Yoo) na tytuł ojca i męża roku zdecydowanie nie zasługuje. Żona zresztą przestała się łudzić, że kiedykolwiek zacznie zasługiwać, więc wyniosła się w rejony oddalone o kilka godzin drogi od partnera. Tymczasem wychowanie córki (Soo-an Kim) spadło na głowę matki Woo. Jednak pewnego dnia, gdy w uzależniającym korpoświecie bohatera wszystko zaczyna się sypać a kolejny prezent urodzinowy kupiony dziecku w ostatniej chwili okazuje się absolutną porażką, nawet w nieczułym prezesie coś pęka. Niechętnie, ale decyduje się spełnić życzenie córki i zawieźć ją do jej matki. Jest to być może – i to nie tylko z perspektywy zacieśniania rodzinnych więzi – najlepsza decyzja, jaką mógł podjąć. Oto bowiem, już w trakcie podróży, okazuje się, że świat opanowuje epidemia zombie, a pociąg, w którym znajdują się bohaterowie jest być może jednym z najbezpieczniejszych miejsc na ziemi.

zombie expressZamknięta przestrzeń, dynamicznie rozwijająca się zaraza i grupa różnorodnych (choć jakby skądś już znanych) charakterów – tak najwyraźniej wygląda przepis na solidne kino z ożywieńcami w roli głównej. „Zombie Express” pod względem rozwinięcia znanego fanom schematu nie oferuje nic szczególnie nowatorskiego, jednak na gruncie „starego i znanego” buduje solidne fundamenty, niezaprzeczalnie stanowiące źródło ostatecznego okrzyknięcia filmu gatunkowym hitem. Być może to również efekt zaskoczenia, konfrontacji stereotypowego myślenia o koreańskim kinie z ostatecznym odbiorem produkcji, ale jedno jest pewne – „Zombie Express” spokojnie mógłby stanąć w szranki o atencję widzów nawet z tytułami takimi, jak „28 dni później” czy „World War Z”.

I nie chodzi wyłącznie o postawienie na energicznych zamiast flegmatycznych zarażonych czy postępującą na oczach oglądającego destrukcję przedstawionego w filmie świata, jakkolwiek jest to zdecydowany atut produkcji. Fani gatunku przyznają mi zapewne rację, że na ekranie większe wrażenie robią biegające i rzucające się do gardeł ofiar zombie, niż nijakie pokraki powłóczące nogami, dla których ofiarą w prawdziwym świecie mogłyby być wyłącznie jakieś totalnie nieogarnięte fajtłapy (i tak też się zwykle przecież dzieje). W „Zombie Express” nie ma czasu na rozwlekłe śledzenie potykania się i wpatrywania oferm w niespiesznie nadchodzące zagrożenie. Tutaj wszystko dzieje się… ekspresowo. I przemiana jednostki, i zainfekowanie całego narodu, i konsumpcja jakiegoś pechowca.

Jasne, niektóre fragmenty nie pozwalają zapomnieć, że to wciąż koreańskie kino, a nie wysokobudżetowy kolos z Hollywood, ale nieporozumieniem byłoby określać „Zombie Express” mianem filmu kategorii B. Twórcy horroru mierzą bowiem siły na zamiary i rezygnują z pomysłów, którym nie byliby w stanie technicznie sprostać. Ułatwiają im to zdecydowanie niewielkie przestrzenie, w których rozgrywa się większa część akcji, ale grunt to umieć wykorzystać to, co się dostaje. Zwłaszcza, że klaustrofobiczne wagony zamiast przypominać o niskim budżecie, podbijają wrażenie znalezienia się w sytuacji bez wyjścia; podkreślają jeszcze wyraźniej trudną sytuację bohaterów filmu oraz metaforycznie przekazują prawdę o tym, jak ich wielki świat zawęża się nagle do „tu i teraz”.

– Mój kolega wraca!

– Co powiedziałaś?

– Mój kolega. Uratował jakichś ludzi w dziewiątce.

– Wraca?

– Wraca tutaj. Uratowali jakichś ludzi.

– Uratował? Stamtąd tutaj przechodząc przez te potwory? I nie jest ranny? Jesteś pewna, że nie są zarażeni? Jesteś pewna, do diabła?! – O co panu chodzi? – Spójrz na nich. W tej chwili, nikt z nich nie wie, co dzieje się z ich rodzinami. Nie wiemy nawet, czy twoi koledzy są zarażeni! Mamy ich tu wpuścić?! Nie do wiary.

„Tu i teraz”, szczególnie, gdy w grę wchodzi konfrontacja charakterów o pierwotnie bardzo różnych aspiracjach i wartościach, okazuje się zresztą jeszcze mniejsze i pozbawione perspektyw. Pierwotne instynkty mieszają się z nabytym na drodze ucywilizowania racjonalizmem, teoretyczna wiara w altruizm i empatię z wymuszanym przez pragnienie przetrwania egoizmem. Oczywiście twórcom nie udało się uniknąć pewnych uproszczeń i najwyraźniej widać to właśnie w kreacjach postaci, w sposób oczywisty reprezentujących typy osobowości, które potencjalnie można by spotkać na swojej drodze w przypadku globalnego zagrożenia. Są więc między innymi: pewny siebie dupek o charyzmie, która pozwala mu sterować tymi bardziej zagubionymi i mniej zdeterminowanymi; przechodzący przemianę biznesmen; gotowy na heroicznie idealistyczne czyny nastolatek czy wielkolud o gołębim sercu. Innymi słowy – wszyscy ci bohaterowie, dzięki którym wciąż chce się oglądać kolejne horrory i kibicować ich protagonistom. Za typowo koreański aspekt relacji między bohaterami można jednak uznać wyraźną hierarchię w grupie, która uwidacznia się w relacji siły każdego z nich do wzajemnej troski i poczucia odpowiedzialności (najsłabsze ogniwo zawsze znajduje się w środku szyku, chronione przez najmocniejsze jednostki zarówno z przodu, jak i z tyłu kolumny).

To jeszcze nie wszystko. Nie od dzisiaj wiadomo, że filmy o żywych trupach twórcy wykorzystują by opowiedzieć historie znacznie głębsze niż dziury w ludzkich mięśniach po ugryzieniu zombie. Zwykle rozchodzi się o ekologię i efekty uboczne postępu cywilizacyjnego, jednak Koreańczycy poszli o krok dalej. Z jednej strony mamy oczywiście w „Zombie Express” kolejną analizę ludzkich wad i przywar, a zwłaszcza jednostek, które funkcjonują w kapitalistycznych siedliskach, czyli wielkich miastach (najczęściej dzielnicach biznesowych). Widz może przebierać w pełnej palecie charakterologicznych obrzydliwości – znieczulicy, sztucznej kastowości, braku kręgosłupa moralnego, stawiania wartości materialnych ponad duchowe i społeczne, skłonności do oszustw i przekrętów, budowania szeregu zależności opartych na przysługach i wysługiwaniu się. W perspektywie lokalnej – koreańskiej – nie można też zignorować wyraźnego strachu przed kolejnym bratobójczym starciem. Twórcy „Zombie Express” nie szczędzą bowiem widzom subtelnych, acz wyraźnych nawiązań politycznych do dręczących naród Korei Południowej od ponad 60 lat obaw o wojenne plany północnego sąsiada. Trudno im się zresztą dziwić.

„Zombie Express” to film zaskakujący pod wieloma względami. Dziwi już sama angażująca fabuła i sprawna realizacja, ale dopiero to, co ukrywa się pod płaszczykiem kolejnego horroru o żywych trupach, robi wrażenie. Produkcja w reżyserii Sang-ho Yeon gwarantuje szczere i bardzo silne emocje w trakcie trwania seansu oraz kilka chwil zadumy już po jego zakończeniu. „Zombie Express” to także kolejny argument za tym, by przestać kierować się stereotypami i by nawet za ulubionym kinem gatunkowym rozglądać się dalej niż tylko do przyciągających przepychem wzrok amerykańskich dolarów.

Za udostępnienie filmu z repertuaru Fest Makabra dziękujemy: Kino Świat.

Alicja Górska