jak mniej myśleć ocenaJAK SIEBIE POKOCHAĆ

Popularność „Jak mniej myśleć” Christel Petitcollin to rzecz, której obejmując patronat nad tym tytułem, kompletnie się nie spodziewaliśmy. Wydawało nam się, że gonitwy myśli to problem uciążliwy, ale mało powszechny. Że istnieje jakaś mityczna, piękna normalność, w której ludzie są szczęśliwi i wolni od wiecznego kwestionowania świata. Niezbyt pocieszająca wydaje się w tym kontekście nawet świadomość, że być może u części ta nadaktywność to cena za… bycie geniuszem.

O umieszczeniu na urokliwie niebieskiej okładce leniwca zadecydowano najpewniej na podstawie kulturowego stereotypu tego zwierzaka – zrelaksowanego roślinożercy, który na przekór całemu światu nigdzie się nie spieszy i docenia odpoczynek. Komunikat dla potencjalnych czytelników jest więc jasny – zrelaksuj się – i przedstawiony w przykuwający uwagę, rozczulający sposób. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie zakwestionowała go jakąś obserwacją. Ważne w kontekście „Jak mniej myśleć” wydaje się np. to, że leniwce są inne niż większość ssaków. Inaczej regulują temperaturę (przemieszczając się ze słońca w cień i odwrotnie), żyją „do góry nogami” i poza etapem wychowania potomstwa przez matkę wiodą samotną egzystencję – innymi słowy: to wyalienowani odmieńcy (a może świadomi, selektywni geniusze?). Dlaczego jest to ważne, dowiecie się z dalszej części tekstu.

jak mniej myśleć okładkaW „Jak mniej myśleć” Petitcollin – mówczyni oraz trenerka w zakresie komunikacji i rozwoju osobistego z 17-letnim stażem – próbuje zbudować profil osoby nadwydajnej mentalnie. Człowiek, którego można byłoby wpisać w tę figurę, to jednostka cierpiąca na tytułowy problem nadmiaru myśli, choć oczywiście nie jest to jej jedyny kłopot. Książka, której gatunkowo nie umiem zakwalifikować (nie jest to ani typowy poradnik, ani książka naukowa, ani nawet popularnonaukowa; może… esej?), podzielona jest na trzy główne rozdziały. W pierwszym autorka przybliża pewne konstrukty dotyczące myślenia i odczuwania. Jednocześnie próbuje wpisać w nie wymyślony profil osoby nadwydajnej mentalnie. W drugim Petitcollin buduje konkretny obraz przedmiotu swoich badań. Wykazuje cechy charakterystyczne dla osób nadwydajnych, kreśli ich główne przymioty oraz listę typowych problemów. Rozdział trzeci to w zasadzie zbiór wskazówek, dotyczących tego, co człowiek powinien zrobić ze sobą po wystawionej przez autorkę diagnozie. Całość wieńczy krótkie podsumowanie w formie próby odpowiedzi na pytanie „dlaczego?”.

Od lat szukam odpowiedzi na wiele „dlaczego”, „po co”, „kiedy”, „a co jeśli”, „czy” i wiele, wiele innych. W swojej głowie przeżyłam już miliony alternatywnych wersji życia. Większość potoczyła się bardzo dramatycznie. To zresztą chyba największe przekleństwo nadaktywności moich myśli – tworzenie wariantów przyszłości w oparciu o najgorsze możliwe scenariusze. Nierzadko scenariusze te mają bardzo słabe zakotwiczenie w rzeczywistości. Jak wtedy, gdy rozważam, jak wiele niebezpieczeństw czai się na drodze i oczami wyobraźni widzę, jak ktoś nagle zajeżdża mi drogę na autostradzie, jak tracę władzę nad samochodem, jak przestają działań hamulce, jak wylatuję przez barierkę na przeciwny pas, jak moje auto miażdży cysterna, która złapała gumę i przekoziołkowała kilkadziesiąt metrów, by zatrzymać się właśnie na mnie. Przestraszyliście się? Cóż, a to tylko ułamek absurdalnych historii w mojej głowie. Większość przeżywam – przez moment ich trwania – jakby mogły być realne. Oczywiście ma to też dobre strony. Kiedy faktycznie coś się dzieje, jestem wyjątkowo opanowana, myślę zadaniowo (w końcu już to przeżyłam) – każdy, kto widzi mnie w akcji po raz pierwszy, jest naprawdę zaskoczony. Oczywiście takie „przewidywania” dotyczą w moim życiu też mniej dramatycznych rzeczy, jak zdawane egzaminy, podejmowana praca itd.

Im lepiej będziesz rozumiał i akceptował siebie, tym wyższa będzie twoja samoocena.

Moją motywacją do przeczytania „Jak mniej myśleć” było więc pragnienie znalezienia wskazówek, jak radzić sobie z tymi eskalującymi w stronę dramatów przewidywaniami przyszłości. O ile analizowanie zagrożeń na drodze jakoś nie utrudnia mi życia, o tyle przesadnie rozwlekłe rozważania przy poznawaniu nowych ludzi już tak. W mojej głowie częściej bowiem są do mnie uprzedzeni czy nastawieni negatywnie niż akceptujący i otwarci. Niestety, po przeczytaniu „Jak mniej myśleć” moje życie nagle się nie zmieniło. Nie przestawiłam swojego mózgu, nie oduczyłam się budowania historii dotyczących najbliższych 10 minut, nie zaczęłam mniej myśleć. Zrozumiałam jednak, że nie muszę tego wszystkiego robić. A już na pewno nie muszę tego robić natychmiast. Życie to przecież proces. Ale od początku.

Lista cech osób nadwrażliwych (inna nomenklatura dla wspomnianych wcześniej nadwydajnych mentalnie) jest bardzo długa i zawiera w sobie ogromne pokłady wrażliwości oraz specyficznego, bardzo intensywnego odbierania świata wieloma zmysłami. Jest to lista tak długa, iż mimo że autorka podaje 20-30% społeczeństwa jako grupę „dotkniętą” nadwydajnością, to ma się wrażenie, że grubo ponad połowa ludzi mogłaby się z nią utożsamić. W końcu, jak to bywa przy podobnych profilach osobowościowych, nie wszystkie elementy z takiego spisu cech muszą u danej osoby wystąpić, by można było uznać ją za nadwrażliwą. Teoria stworzona przez Petitcollin wydaje się więc dość mglista. Brak jasno określonych granic i podstawowych cech konstytutywnych dla osób nadwydajnych sprawia, że w tej grupie może znaleźć się jednocześnie każdy oraz nikt. Nie byłoby w tym zresztą nic złego, jeżeli tylko okazałoby się dla danej jednostki przydatne. Jak w tym starym dowcipie, który powtarza mój tata. Kawał opowiada o mężczyźnie, który wciąż moczy łóżko. W końcu postanawia pójść do psychologa. Po kilku miesiącach spotyka przyjaciela, który dopytuje, czy udało mu się wygrać z problemem. „Nie, ale teraz jestem z niego dumny” – odpowiada.

Twój mózg, właśnie ten, który myśli zbyt wiele, to prawdziwy skarb.

Wspomniana w dowcipie duma pasuje tutaj zresztą również z innego powodu, który jest przy okazji w moich oczach największym problemem „Jak mniej myśleć”. Nie da się ukryć, że autorka ma ogromną słabość do osób nadwydajnych. Przez kolejne strony przewijają się entuzjastyczne zapewnienia, że ludzie wpisujący się w stworzony przez Petitcollin profil to tak naprawdę geniusze, jednostki wybitne o krępowanym przez kreowany przez lewopółkulowców świat potencjale. Zapewnień o wyjątkowości nadwydajnych jest tak dużo, że momentami książka po prostu przestaje być wiarygodna. Nagromadzone w takiej ilości peany wydają się wręcz prześmiewcze. Jednocześnie jednak autorka broni się stwierdzeniem, że żaden nadwrażliwy nie przyjmie z łatwością komplementu, a już w ogóle ich lawiny. Broniąc się przed zaakceptowaniem nagromadzenia pochwał, czytelnik zastanawia się więc, czy to kwestia przesady autorki, czy do głosu dochodzi właśnie jego nadwydajna osobowość (moim zdaniem mimo wszystko Petitcollin trochę przesadziła).

Kolejna sprawa to kwestia oczekiwań wobec „Jak mniej myśleć”. Tytuł sugeruje nie diagnozę powodu (dlaczego za dużo myślę?), ale podanie recepty na problem. Tymczasem tego jest tutaj jak na lekarstwo (a przynajmniej tak się początkowo wydaje). Autorka proponuje kilka prostych ćwiczeń, z których żadne nie należy do rewolucyjnych. W ogólnym rozrachunku nie chodzi jednak wcale o zadania do wykonania po przeczytaniu książki, lecz o zaakceptowanie większej prawdy: jesteś piękny taki, jaki jesteś. Nie daj sobie wmówić, że powinieneś być inny. Bądź sobą, bo nie ma w tym nic złego. Pokochaj siebie.

Zawsze wiedziałeś, że jesteś odmienny, że twój mózg miele z zapamiętaniem, że istnieje różnica między tobą a innymi ludźmi.

Wydaje mi się, że to właśnie z powodu oczekiwań dotyczących otrzymania recepty na problem, a nie diagnozy, „Jak mniej myśleć” może nie przypaść części czytelników do gustu, ale przeszkodą do czerpania przyjemności z książki Petitcollin mogą być też: bycie nadwrażliwym i trudność w zaakceptowaniu swojej wyjątkowości („gdybym był geniuszem, to chyba byłoby mi łatwiej, a nie trudniej, co nie?”), czy nie bycie nadwrażliwym i czucie się przez to gorszym (bo autorka ewidentnie faworyzuje nadwydajnych mentalnie).

„Jak mniej myśleć” wpada w pułapkę wielu uproszczeń (na szczęście czytelnych), a sam język wywodu jest nieco nudnawy. Przesłanie książki tłumi jednak wymienione wady i zachęca do polecenia tytułu kolejnym osobom. Czy świat nie byłby bowiem lepszym miejscem, gdyby każdy mógł być w nim sobą? Gdybyśmy zamiast wpisywać się w jakieś zastane kulturowe schematy, pozwolili sobie na dowolność ekspresji, odczuwania i… szczęście? Niezależnie od tego, czy jesteśmy nadwydajni mentalnie, czy też po prostu za dużo myślimy — bez realizowania konkretnego psychologicznego profilu.

ocena 7

Ze egzemplarz dziękujemy: Feeria Young.

Książka „Jak mniej myśleć” Christel Petitcollin została objęta przez nas patronatem.

Alicja Górska