przeznaczenie i pierwszy pocałunek

SŁABY SCENARIUSZ?

Moje spotkania z Kasie West zaczęły się nieźle, ale z każdą kolejną książką autorki jest coraz gorzej. „Chłopak z sąsiedztwa” ujął mnie swego czasu wiarygodnym odwzorowaniem młodzieżowych przemyśleń, ale już „Miłość i inne zadania na dziś” okazała się lekturą jedynie przyjemną. „Przeznaczenie i pierwszy pocałunek” nie jest może wyjątkowo złe, ale po prostu… nijakie.

Obyczajowe propozycje od Feerii Young zawsze mają urocze okładki. Nie ma w nich nic odkrywczego, nic specjalnego, ale po prostu ładnie wyglądają. Podobnie jest z „Przeznaczeniem i pierwszym pocałunkiem”. Front książki zdobi fotografia pary „bez głów”, opierającej się o sportowy samochód. Budzi to skojarzenia z młodością i jakiegoś rodzaju bliskością luksusu. Nie są to tropy niezgodne z zawartością książki, chociaż wyobrażam sobie, że można było dobrać zdjęcie trafniej.

przeznaczenie i pierwszy pocałunek okładkaLancey Barnes, jak wiele dziewczyn na świecie, od małego szkraba marzy o karierze aktorki. W przeciwieństwie do wielu z tych wielu dziewczyn Lancey dostaje szansę, by te marzenia spełnić. Jej pierwszy hollywoodzki film to być może nieco kiczowata opowieść o zombie, ale ponieważ dziewczyna występuje u boku prawdziwej gwiazdy młodego pokolenia – Granta Jamesa – istnieje szansa, że produkcja otworzy jej drzwi do wielkiej kariery. Niestety, jako osoba niepełnoletnia, Lancey musi zmagać się nie tylko z nauką scenariusza czy aktorstwa, ale też zwykłą edukacją. Ojciec dziewczyny angażuje kolejnych korepetytorów, którzy nie dają sobie rady z początkującą aktorką. W końcu na horyzoncie pojawia się Donavan. Pozornie nudny kujon okazuje się skrywać intrygujące tajemnice, a Lancey coraz bardziej się do niego zbliża. Tymczasem ktoś zaczyna sabotować jej wysiłki na planie zdjęciowym…

Historia Lancey rozgrywa się w tym samym uniwersum, co „Miłość i inne zadania na dziś”, ale znajomość tej książki nie jest konieczna, by zrozumieć „Przeznaczenie i pierwszy pocałunek”. Pojawienie się bohaterów z poprzedniej powieści West to raczej smaczek dla wtajemniczonych niż realne powiązanie historii. Jak w większości – jeżeli nie we wszystkich – opowieści West głównym wątkiem książki jest tutaj miłość. Uczucie dotyczy nie tylko pary protagonistów, ale też bohaterów drugoplanowych. Oba związki rodzą się na oczach czytelników i tak naprawdę od początku wiadomo, że dojdzie do stworzenia konkretnych duetów.

Bardzo się cieszę, że West ponownie postawiła na powolne rozwijanie uczucia między bohaterami. Świetnie, że postacie niespiesznie odkrywają karty, poznają się i dopiero z czasem dopuszczają do siebie myśl, że coś między nimi może się zadziać. Szkoda jedynie, że chemia między nimi wydała mi się słaba, jakby wyblakła. Trudno było mi zaangażować się w rozwój tej relacji, jakoś jej kibicować. Podobnie było ze sprawami rodzinnymi Lancey. Zresztą to problem całej powieści. Drugoplanowym wątkiem jest tutaj generowanie problemów z aktywnością protagonistki na planie. Działania sabotażystów są jednak wyjątkowo nudne, nieprzemyślane, w moim odczuciu nieprowadzące do realnych komplikacji. Aż dziw bierze, że ekipa filmowa w ogóle zajmuje się takimi infantylnymi „przekomarzankami”. Na pierwszy rzut oka widać bowiem, że problemem jest tu zazdrość kogoś z ekipy. Zbyt wielu już takich zagrywek w literaturze i filmie było.

Nie jestem taki grzeczny, na jakiego wyglądam.

Kasie West zachwycała mnie dotąd sprawnym nakreślaniem kontekstów i miejsc, w których rozgrywała się akcja. Być może jednak autorka ma po prostu talent do tworzenia lokacji takich, jak senne miasteczka. Plan filmowy nie prezentował się zbyt wiarygodnie. Wydaje się, że West poświęciła elementom showbiznesu i realizacji filmowej po prostu zbyt mało miejsca względem wewnętrznych przeżyć bohaterki, które swoją drogą, były raczej jednowymiarowe. Nie udało mi się Lancey polubić. W jej charakterze pojawiało się zbyt wiele przejawów egoizmu, zapatrzenia w siebie oraz braku rozwagi. Dziewczyna sądzi, że wie, czego chce i jak do tego dążyć, ale jednocześnie zachowuje się jak dzieciak, któremu zabrano lizaka. Co gorsza, kompletnie nie umie się cieszyć z życia. Doświadcza czegoś niezwykłego, a i tak nieustająco narzeka.

„Przeznaczenie i pierwszy pocałunek” Kasie West nie ma może rażących wad, ale nie ma też wyjątkowych zalet. Wyświechtane rozwiązania, do których autorka nie wprowadziła żadnych innowacji oraz nijacy bohaterowie powodują, że książkę czyta się bez większych emocji. Jeżeli jesteście zmęczeni po jakiejś ciężkiej lekturze to „Przeznaczenie…” może się sprawdzić jako odskocznia, reset przed czymś bardziej wartościowym. Jeżeli jednak szukacie czegoś prostego, przyjemnego i bardzo angażującego – to niewłaściwy adres.

ocena 5,5

Za egzemplarz dziękuję: Feeria Young

Alicja Górska