farbaPOLITICAL FICTION Z POPKULTUROWYM TWISTEM

Kiedy listonosz dostarczył mi paczkę z „Farbą”, byłam zaskoczona. Znalazłam w niej bowiem nie tylko książkę, ale także faktyczną farbę w spray’u. Znając już zakończenie „Inwazji” przekonana byłam, iż to sugestia konkretnych działań ruchu oporu w Polsce, związanych z np. umieszczaniem na murach symboli po akcjach dywersyjnych. Okazało się jednak, że jedyne połączenie między społecznym protestem a książką Miłoszewskiego stworzyłam ja, wykorzystując przesłaną farbę do namalowania na uczelni transparentów przeciwko Ustawie 2.0 (w czym pomogli również inni akademicy i studenci).

Wzorem estetyki poprzedniego tomu i tym razem na obwolucie znalazła się fotografia zrujnowanego miasta. Tak jak poprzednio również na całość nałożono dwukolorowy filtr oraz diagonalne linie – tym razem wyraźniejsze, które poza dynamizowaniem przekazu, dają także wrażenie pułapki. Czerwono-szara kolorystyka wywołuje skojarzenia z przygnębieniem, ale też cierpieniem; ze smutkiem, ale też z oporem.

farbaPolska po raz kolejny przywdziewa tytuł PRL, choć tym razem o Polską Republikę Ludową, a nie Polską Rzeczpospolitą Ludową. W teorii jest krajem niezależnym, w praktyce… wiadomo. Armia kraju nad Wisłą w zasadzie nie istnieje, znaczna część społeczności wyemigrowała lub została zesłana gdzieś do Rosji, a jeszcze liczniejszy procent Polaków stara się przeżyć pośród gruzów zrujnowanego państwa. Czytelnik śledzi dalsze losy bohaterów z „Inwazji”, których jednak decyzje i sposoby działania zdeterminowane są przez nową rzeczywistość. Czy drużynie Lacevićia uda się uciec z Rosji? Czy rozdzielona wojenną pożogą rodzina Michała Barańskiego ponownie się zjednoczy? Czy Zenon Marczak dopadnie wreszcie przyrodnią siostrę? I czy jakiś kraj opowie się w końcu po stronie Polski?

Kontynuacja „Inwazji” to tak naprawdę jeszcze więcej tego samego dobra. „Farba” utrzymuje wysoki poziom poprzedniczki, opiera się na identycznych założeniach, jej autor ryzykuje w podobny, co wcześniej sposób (karykaturując głowy najważniejszych światowych mocarstw i nie przebierając przy tym w arsenale sytuacyjnych kpin). Miłoszewski z lekkością porusza się po różnych gatunkach – od historii szpiegowskiej, przez kryminał aż do romansu – i wykorzystuje sprawnie ich schematy, tworząc idealną miksturę tego, co znane z tym, co świeże i pomysłowe. W „Farbie” jeszcze bardziej rzuca się w oczy popularny wymiar lektury. Co prawda autor na początku „Inwazji” starał się sprawiać wrażenie snucia alternatywnej, realnej historii, ale w rzeczywistości jego książki czyta się z fascynacją, dopóki nie zacznie się nad ich wiarygodnością zanadto zastanawiać.

Faceci lgną do niej jak uchodźcy do socjalu.

Trzeba przyznać, że bohaterowie „Farby” nie mają lekko. Miłoszewski co i rusz rzuca im kłody pod nogi. Niekiedy sytuacje, w obliczu których pisarz stawia swoich protagonistów są naprawdę zdrowo pokręcone. Bywa też, że autor kpi trochę z ludzkiego sposobu myślenia i przyzwyczajeń czytelnika, zmieniając wraz z upływem kolejnych zdań charakter jakichś wydarzeń czy obserwacji. Nie raz i nie dwa można parsknąć pod nosem z absurdu swoich oczekiwań, a chwilę później oczy rozewrzeć szeroko ze zdziwienia z powodu kierunku, w jakim podążyła akcja. Ponadto „Farbę” bez większych problemów można przeczytać i bez znajomości „Inwazji”. Z pewnością spłyci to psychologiczny portret bohaterów, którzy w kontynuacji poprzechodzili przemiany – niekiedy intensyfikujące dotychczasowe cechy, a innym razem wywracające charaktery do góry nogami – jednak samą fabułę „Inwazji” da się zrekonstruować na podstawie wskazówek podrzucanych mimochodem w „Farbie”.

Szkoda, że to nie wy przyjechaliście, żeby wcisnąć ten pierdolony guzik. Wielcy, kurwa, bohaterowie, jak zawsze z tylnego siedzenia!

Najmocniejszą stroną powieści i w ogóle cyklu „Wojna.pl” jest jej wulgarny, ale przy tym komediowy język. Nagromadzenie dziwacznych porównań i przekleństw, które wydają się stanowić kombinację podwórkowych żartów i erudycji kiboli, ma w sobie coś wciągającego i po prostu zabawnego. Nawet w długich partiach dialogowych czy przy bardziej rozległych opisach nie sposób się nudzić. Nie da się jednak również ukryć, że nie jest tu uniwersalny sposób podawczy, gdy idzie o potencjalne zainteresowanie czytelników, bardzo lubiących udawać niewinność.

To nie tak, że „Farba” nie ma żadnych wad, niemniej większość z nich da się po prostu wytłumaczyć przyjętą konwencją. Pewne uproszczenia emocjonalne, fabularne skróty, drobne dziury logiczne – to wszystko także składa się na popkulturowe political fiction Wojtka Miłoszewskiego, od którego nie sposób się oderwać. Czekam, oj czekam na kolejną odsłonę „Wojny.pl”.

ocena 8

Za egzemplarz dziękuję: Grupie Wydawniczej Foksal.

Alicja Górska