Ikigai. Japoński sekret długiego i szczęśliwego życiaŻYĆ DŁUGO ZNACZY: W SPOKOJU
Było już „Hygge. Klucz do szczęścia”, w którym Meik Wiking opisywał źródło duńskiej radości. Była też książka „Rozpraw się ze swoją wewnętrzną jędzą” dwóch trenerek – Amy Ahlers i Chrstine Arylo – szerząca ideę samoakceptacji. Teraz do pakietu wiecznego zadowolenia i spoglądania w lustro z przyjemnością dojść miało życie niemal wieczne (okej, może troszkę przesadzam). A to wszystko za sprawą ikigai, japońskiego sposobu na długowieczność, opisanego przez Héctora Garcíę i Francesca Mirallesa w książce „Ikigai. Japoński sekret długiego i szczęśliwego życia”.

Faktycznie, radość i jakiegoś rodzaju beztroska wręcz biją z minimalistycznej okładki poradnika. Znaczna jej część wypełniona jest intensywną barwą z pogranicza fuksji i czerwieni, jedynie centrum obwoluty zajmuje biały okrąg. W jego wnętrzu skrywa się prosta grafika japońskiej pary. Wyraziste tło zostało wzbogacone o deseń składający się z maleńkich ilustracji – przedstawiających symbole: ćwiczeń, ogrodnictwa, bycia zajętym i przebywania w gronie przyjaciół – w o kilka tonów jaśniejszej brawie. W zasadzie sama okładka „Ikigai” mogłaby zostać uznana za poradnik idei, którą opisują jej autorzy. I to wcale nie żart.Ikigai. Japoński sekret długiego i szczęśliwego życia

Naprawdę, prezentowany przez Garcíę i Mirallesa sposób na życie zawiera się w tak niewielkiej ilości wskazówek, że dogłębna analiza okładki książki może przynieść wystarczające – na najbardziej podstawowym z poziomów – wnioski. Zawarty wewnątrz tekst jedynie rozszerza, wyjaśnia i szczegółowo tłumaczy nieskomplikowane zasady ikigai, którego badaniem na podstawie spostrzeżeń mieszkańców japońskiej Okinawy – wyspy zamieszkiwanej przez ludzi o najdłuższej średniej życia na globie – zajmowali się właśnie García i Miralles. Rozmawiając z ludźmi w wieku około stu lat (ludźmi, dodajmy, wciąż aktywnymi na tyle by tańczyć, prowadzić samochód czy jeździć na rowerze) starali się zrozumieć sekret, dzięki któremu ich partnerzy w dialogu nie tylko mogli (mogą?) pochwalić się przeżyciem wieku, ale i doskonałą formą.

Efektem projektu jest nieco ponad dwustustronna książka podzielona na dziewięć rozdziałów. Autorzy stopniowo wprowadzają czytelnika w świat ikigai najpierw zarysowując jego ogólną filozofię i sposoby na walkę ze starzeniem się, następnie prezentując wybrane historie najstarszych ludzi na globie, rozróżniając logoterapię od ikigai, przybliżając teorię przepływu, analizując szczególny przypadek mieszkańców Ogimi (to miasteczko, które okrzyknięto globalnym centrum młodości), by ostatecznie opowiedzieć o konkretnych zaleceniach dietetycznych, ruchowych i walce z codziennym stresem. Wszystko to z dużą dawką wiedzy specjalistycznej, ale opisane tak, by w ikigai zaangażować mógł się każdy, a nie tylko bywalcy konferencji naukowych z zakresu psychologii.

Prawda jest taka, że wszyscy noszą w swoim umyśle spa, zdolne zapewnić natychmiastowy relaks. Wystarczy umieć do niego dotrzeć, a to już tylko kwestia praktyki. 

Przyznaję, że do lektury książki zachęciły mnie zapewnienia, że ta japońska droga życiowa wiąże się z umiłowaniem pracy. Sama jestem wiecznie zajęta i zapracowana. Fajnie byłoby choć raz dowiedzieć się, że nie prowadzę aż tak niehigienicznego trybu życia – pomyślałam. Pudło. Japończycy może i cenią sobie bycie zajętym, a słowa „emerytura” nie mają nawet w słowniku, ale ich praca idzie w parze z czasem na pielęgnowanie ogródka czy codzienne spotkania z przyjaciółmi. Ja nawet nie mam balkonu, a nieliczne kwiaty doniczkowe, które przeżyły moją opiekę prawie nie posiadają liści; z kolei przyjaciele po którymś „nie mam czasu” po prostu przestali podejmować próby umówienia się ze mną, więc nasze relacje osłabły do tego stopnia, że propozycja spotkania mogłaby zostać przez nich potraktowana jak podstęp jakiegoś hakera. Czy to znaczy, że powinnam wcielić w życie ikigai? Może i tak. A może po prostu przynależę do innej kultury i mogłoby to być trudniejsze niż się autorom wydaje.

Z pewnością trudniejsze byłoby za to zastosowanie się do wytycznych z zakresu diety. Regularne posiłki, napełnianie żołądka „tylko” w 80 procentach (wymiennie z jednym lub dwoma dniami postu) czy włączenie do diety dużej ilości warzyw i owoców albo picie zielonej i białej herbaty wydaje się wykonalne, ale już wcinanie trudno dostępnych u nas wodorostów albo rezygnacja z mleka i produktów mlecznych byłoby dla mnie nie tylko niełatwe, ale i uczyniłoby mnie… nieszczęśliwą. No właśnie. W tym chyba tkwi największy problem ikigai. Niektóre założenia są tak odległe od mojego pojęcia radosnej egzystencji, że może i dożyłabym tej setki funkcjonując w zgodzie z ikigai, ale z pewnością mniej szczęśliwa i spełniona niż pięćdziesiątki bez niektórych wskazówek przejętych z tej idei.

Koncentrując się jedynie na powietrzu, które przechodzi tam i z powrotem przez nozdrza, spowalniamy strumień myśli i rozjaśniamy nasz umysłowy horyzont.

Najbardziej rozmijam się ideologicznie z japońską sztuką długiego życia na poziomie emocjonalnym. Niechęć wybuchowego, nagłego przeżywania emocji – co wyzwala rzekomo składniki przyspieszające starzenie się – wydaje mi się zwyczajnie smutna. Nie lubię płakać, chociaż zdarza mi się to często, ale gdy wyobrażam sobie swoją reakcję na propozycję zaręczyn od ukochanej osoby albo nawet wygraną w totka, to widzę ją pełną łez radości, a nie ze stonowanym, bladym uśmiechem na ustach, którego bardziej nie ma niż jest. To pewnie kwestia osobowości.

Mimo wszystko znalazłam w „Ikigai” również wiele cennych wskazówek, które z pewnością wprowadzę w życie. Wiedzieliście na przykład, że po 30 minutach siedzenia metabolizm zwalnia o 90 procent, a po dwóch godzinach poziom dobrego cholesterolu redukuje się o 20 procent? Co więcej, wystarczy pięć minut ruchu, by wszystko wróciło do normy! Nie jestem pewna, czy uda mi się wstawać od komputera w czasie pracy odpowiednio często, ale z pewnością postaram się o tym pamiętać i możliwie do tego stosować. Tak, jak do kilku innych pomysłów Japończyków, ale by domyślić się, które mam na myśli, musicie najpierw sięgnąć po książkę.

Gdy rozpoczniemy podróż, cel musi być jasny, ale nie możemy mieć na jego punkcie obsesji.

„Ikigai. Japoński sekret długiego i szczęśliwego życia” to kolejny poradnik dotyczący idealnego życia, jaki przeczytałam w ostatnim czasie. Chociaż bliżej mi do ciepłej idei hygge, to wiele aspektów japońskiej egzystencji również przypadło mi do gustu. Poza tym książka Héctora Garcíę i Francesca Mirallesa jest po prostu ciekawa. Napisana przyjemnym, prostym językiem; wzbogacona o komentarze innych specjalistów; pełna historii ludzi, którym dane było, jest lub będzie świętować setne urodziny – a to przecież nie lada wyczyn. Niezdecydowanych powinna też przekonać skromna objętość, duża czcionka i mnogość ilustracji – jeżeli treść do was nie trafi, to przynajmniej będziecie mieli świadomość, że nie poświęciliście jej zbyt dużej ilości czasu.

Alicja Górska