ZRÓB SOBIE DOBRZE SAMA
Kobiety wciąż nie mają lekko w biznesie. Być może właśnie dlatego część z nich nie wykracza ze swoimi pomysłami poza sferę marzeń. Problem ten nie dotyczy jednak Leny Sokolovskiej i Jovity Vyšniauskienė, które ideę DIY (ang. do it yourself, czyli zrób to sam) oraz rodzinną sympatię do naturalnych produktów wzięły sobie bardzo do serca i założyły firmę uoga uoga. Teraz wkroczyły także na arenę wydawniczą.
Chociaż napisałam wyżej, że autorkami przywołanego tytułu są dwie rezolutne kobiety, to na okładce poradnika widnieje jeszcze trzecie nazwisko – Miglė Tylaitė. Kim jest i jak dołączyła do ekipy, nie potrafię powiedzieć. Poza nic niemówiącą wzmianką na obwolucie oraz w przypisie wśród technicznych wskazań dotyczących odpowiedzialności za poszczególne elementy książki, nazwisko Miglė Tylaitė w poradniku się nie pojawia. Sokolovska i Vyšniauskienė, przytulając dzieci, radośnie uśmiechają się do zdjęć, a trzecia z kobiet jest tylko literkowym widmem. Jakby pojawiła się tam przez przypadek. Nawet Internet nie chce wydusić z siebie słowa na jej temat. Nie dziwcie się, więc, że w dalszej części tego tekstu również pozwolę jej być bardziej nieobecną niż obecną.
„Kosmetyki naturalne DIY” poszczycić się mogą mile łechczącym moje poczucie estetyki formatem dążącym do idealnej symetrii (kwadratu) oraz wykonaniem i miłą dla oka grafiką obwoluty. Na czarnym, jakby lekko podniszczonym tle (faktura przypomina mi wizualnie stary, granitowy moździerz) widnieje kilka, intensywnie kolorowych przedmiotów, z których większość to potencjalne składniki samodzielnie przyrządzanych kosmetyków, jak np. rozmaryn, grejpfrut czy owoce rokitnika (o ile się nie mylę). Minimalistyczna kompozycja w połączeniu z prostą, białą i wypisaną bez udziwnień czcionką daje wrażenie obcowania z czymś stylowym, ale też po prostu przemyślanym. Z kolei fakt, że całość jest lekko matowa (zarówno dla oka, jak i skóry) sprawia, że do kolekcji zalet dołącza też element praktyczny – na tej książce zdecydowanie mniej niż na błyszczącej widać będzie ślady użytkowania i ewentualnego czyszczenia (w końcu DIY wymaga, jakkolwiek przyjemnego, to ubrudzenia sobie rąk).
Właściwe przepisy poprzedza seria różnorakich wstępów. Autorki opisują najpierw siebie i firmę, którą założyły (oraz idee przyświecające im w trakcie jej powstawania), następnie niespieszne wprowadzają odbiorcę książki w świat samodzielnego przygotowywania kosmetyków. Czytelnicy mają szansę poznać nie tylko różne typy i podgatunki składników (glinki, oleje, olejki, zioła, owoce i inne), ale także dowiedzieć się, jakie akcesoria są niezbędne do tego typu DIY i o jakich metodach produkcji nie można zapomnieć, by naturalne kosmetyki zachęcały do zabiegów pielęgnacyjnych i relaksu, a nie wprost przeciwnie. Dopiero po kilkudziesięciu stronach rozpoczyna się właściwa treść poradnika, czyli zbiór przepisów.
Ten podzielony jest podług następujących kategorii: pielęgnacja cery (oczyszczanie, toniki, kremy, zabiegi kosmetyczne, dbanie o usta), pielęgnacja skóry (oczyszczanie, nawilżanie, dbanie o dłonie i stopy), pielęgnacja włosów (szampony, maski, płukanki), relaksująca kąpiel (kule, saszetki, sole) oraz produkty dla maluchów. W sumie w książce znaleźć można kilkadziesiąt – bardzo różnorodnych zarówno w zakresie użycia, jak i składników czy poziomu skomplikowania – przepisów. To bardzo ważne, że spora ich część nie wymaga ogromnych nakładów finansowych i czasowych oraz specjalistycznych akcesoriów. Kilka z kosmetyków mogłabym zrobić bez dodatkowych zakupów, jedynie zbierając składniki z kuchennych szafek – tak powszechnie dostępny okazał się skład niektórych receptur. Przepisy opatrzone są dodatkowo wskazówkami dotyczącymi potencjalnych zamienników, przestrogami z płaszczyzny przygotowywania i przechowywania produktów oraz zaleceniami, kiedy dany kosmetyk sprawdzi się najlepiej. Dla początkujących hobbystów DIY z zakresu kosmetologii książka Leny Sokolovskiej i Jovity Vyšniauskienė może więc okazać się tytułem idealnym.
Mitem jest przekonanie, że kosmetyki komercyjne są z definicji całkowicie bezpieczne, a ich składniki odpowiednio przebadane. Organizacje zajmujące się monitorowaniem zdrowia środowiskowego stale ostrzegają przed słabo regulowanym światowym rynkiem kosmetycznym.
Przyznaję jednak, że sama – chociaż przemawia do mnie ideologia litewskich właścicielek firmy uoga uoga – nie miałabym w sobie tyle zapału, by wykorzystać wszystkie z prezentowanych w książce kosmetycznych możliwości. Z jednej strony dlatego, że ostatnio wycofuję się z intensywnej dotąd pielęgnacji – wszystkich toników, kremów, serum, podkładów itd. Drugim argumentem jest tutaj krótki termin ważności części prezentowanych upiększaczy. Przy aktualnym trybie życia i braku czasu nie potrafiłabym utrzymać regularności podobnych zabiegów. Chętnie jednak skorzystam z tych receptur, których owoce można przechowywać dłużej. Wszelkie kule czy saszetki do kąpieli (szczególnie to drugie) – zwłaszcza, że uwielbiam czytać w wannie – to coś, co mogłoby pomóc mi się zrelaksować i ukoić zszargane przez stres nerwy. Jedyne, co zniechęca do skomponowania własnych dodatków do kąpieli, to… niektóre składniki. W mojej wyobraźni wrzucanie do wody czegoś z dodatkiem mąki nie może zakończyć się inaczej niż pływającą w wannie kluską. Żartuję tylko troszkę.
Jeżeli nie do uruchomienia własnej linii produkcyjnej naturalnych kosmetyków, to poradnik Leny Sokolovskiej i Jovity Vyšniauskienė przekonał mnie do uważniejszego śledzenia składu chemicznego kupowanych w drogeriach towarów oraz zastąpienia przynajmniej części z nich produktami hand made. Peelingi? Od tej pory już tylko wykonane własnymi dłońmi! Z całą pewnością osoby, które „siedzą” w tym temacie głębiej będą pozycją „Kosmetyki naturalne DIY” zachwycone. A może warto sprezentować ją pod choinkę komuś, kto nadużywa sztucznych produktów pielęgnacyjnych? Ten pomysł ma więcej, niż jedną zaletę w postaci uradowanej twarzy obdarowywanego. Może i my zostaniemy wkrótce obdarowani, tylko tym razem efektami realizacji przepisu, a nie samą recepturą? Tylko pamiętajcie, żeby ewentualnych podarków nie konsumować, chociaż niektóre wyglądają naprawdę apetycznie.