ZARAZIĆ DZIECKO MIŁOŚCIĄ DO KSIĄŻEK
Sporo już czasu minęło, odkąd czytałam książkę o typowo dziecięcym targecie. Tlą się we mnie co prawda wspomnienia pierwszych lektur – „Koraliny” czy „Akademii Pana Kleksa” – jednak są już nieco wyblakłe i zatarte. Kiedy w moje ręce trafiła „Marcelina i Pamięć Przodków” autorstwa Izabeli Skorupki, nie sądziłam, że okaże się nie tylko zajmującą lekturą, ale również bardzo osobistą podróżą.
A podróżowałam. Podróżowałam do chwil, gdy chowałam się jeszcze z książkami pod kołdrą, oświetlając kolejne jej strony latarką. Po zapoznaniu się z treścią wypisaną na ostatniej kartce powieści Izabeli Skorupki, mogę podsumować tę przygodę tylko w jeden sposób: przez chwilę znów byłam dzieckiem – nieskrępowanym codziennymi problemami, z nieograniczoną wyobraźnią i wierzącym, że nawet najbardziej nierealistyczne historie mogą wydarzyć się naprawdę.
Magiczne jest już spotkanie z materialną stroną „Marceliny”. Utrzymana w zielono-niebieskiej tonacji okładka ze szkicowo przedstawionym dworkiem intryguje i nieco niepokoi także dorosłego odbiorcę. Kontrastująca z całością żółć charakterystycznie skrojonej czcionki tytułu pogłębia to wrażenie, kojarząc się dodatkowo z plakatem filmu „Koralina” – moim zdaniem jednej z najmroczniejszych animacji kina mainstreamowego przeznaczonej dla niepełnoletniego widza. Jeżeli okładka książki to pułapka zastawiona na czytelnika, to zostałam uwięziona tak szybko, że nie zdążyłam się zorientować, kiedy to nastąpiło.
„Marcelina i Pamięć Przodków” to pierwszy tom serii fantastycznej o jedenastoletniej Marcelinie. Przygoda dziewczynki rozpoczyna się pewnego zimowego dnia, gdy nieświadoma ciążącej na rodzinie klątwy, podrzuca trzy razy, pozornie tylko zwyczajny, kamyk. Ten prosty gest wystarcza, by jej życie wywróciło się do góry nogami. Pachnący naleśnikami dom rodzinny w ułamku sekundy zmienia się w… niby to samo, ale jednak zupełnie inne miejsce. Wkrótce okazuje się, że nowa lokacja to najmniejsze ze zmartwień Marceliny. Mroczna historia pisarskiego talentu w rodzinie Łobzowskich ciągnie się bowiem od pokoleń i nieodłącznie wiąże z bezpowrotnym znikaniem jej członków. Czy dziewczynka także pozostanie w Bezczasie na wieki? A może uda się jej ocalić nie tylko siebie, ale i wszystkich, którzy w nim utknęli?
Uwielbiam niemal wszystko, co meta- i intertekstualne, a historia Marceliny to historia przede wszystkim pisarzy i pisania samego w sobie. Autorka powieści sprawnie dopełnia podstawową fabułę wewnętrznymi historyjkami, tworzonymi przez bohaterów tekstu. Bardzo dużo miejsca poświęca również na analizę wartości słowa, które tutaj przybiera bardzo uduchowiony, magiczny wymiar i staje się nie tylko źródłem piękna i artystycznej ekspresji, ale również impulsem do kreacji światów. Pisanie w „Marcelinie i Pamięci Przodków” to nie tyle dyktowana talentem czy wewnętrznymi chęciami czynność, a bodziec dla rozwoju nieprzewidywalnej, uzależnionej od wyższej instancji o nieco enigmatycznym charakterze, akcji. Nie ma to może szczególnego znaczenia dla grupy docelowej tekstu – dzieci – jednak z pewnością stanowi zachętę dla dorosłego czytelnika, szczególnie rodziców, którzy mogą połączyć pożyteczne (zaszczepianie w pociechach miłości do literatury poprzez czytanie np. do snu) z przyjemnym.
Kochał? Gdyby mnie kochał, nie pozwoliłby, aby mnie zabrano. Nie pozwoliłby mi zapomnieć. Nie pozwoliłby na to wszystko…
Niezależnie od formalnych zabaw „Marcelina i Pamięć Przodków” to przede wszystkim zgrabnie poprowadzona historia dla dzieci i młodzieży w wieku od kilku do kilkunastu lat. Młody czytelnik znajdzie tutaj wszystko to, co stanowi o wartości podobnej literatury – bohaterów z podobnymi rozterkami i problemami, z którymi nietrudno się utożsamić; wartką akcję pełną tajemnic, sekretów i zagadek; morał, który przenieść można na zachowania w realnym świecie oraz dowcipny język.
Warsztatowa strona powieści jest tutaj zresztą rzeczą, nad którą należałoby się pochylić na dłużej. Izabela Skorupka posiada wyraźny talent do budowania żartobliwych dialogów, które – co jest skądinąd nieco irytujące – bardzo odwlekają rozwiązanie akcji, czy dochodzenie do jej przełomowych punktów. Pisarka zgrabnie wplata w dziecięcą narrację bardziej skomplikowane słowa, tłumacząc je poprzez osadzanie w kilku kontekstach lub za pośrednictwem starszych bohaterów powieści. Zdarzyło się niestety parę punktów, w których wybrane wyrazy wydały mi się nie na miejscu. Ich podstawowe znaczenie pokrywało się z tym, które autorka chciała uzyskać, niemniej przy bliższej analizie okazywało się, że ma ono inny, np. pejoratywny, charakter. Jest bowiem spora różnica pomiędzy „napisanym tekstem” a „pisaniną” (to tylko taki obrazujący problem przykład). Znalazłam też w powieści kilka literówek noszących znamiona błędów ortograficznych.
Bardzo się cieszę, że cię poznałem… naprawdę się cieszę… Czekałem na ciebie, teraz i później. Wcześniej również. Dziękuję za wszystko, co robisz i co zrobisz…
Podążanie za zapachem starych książek, gry słowne, odważni (acz nieco zagubieni) bohaterowie, magiczne opisy i pełna sekretów akcja – to najważniejsze aspekty „Marceliny i Pamięci Przodków”, na które może liczyć potencjalny czytelnik. Nieważne, czy macie dziesięć czy pięćdziesiąt lat, w powieści Izabeli Skorupki z pewnością znajdziecie coś dla siebie. To jeden z tych tytułów, który broni się cudownie lekką, bajkową i dziecięcą aurą, dla grupy docelowej stanowiącej główne źródło rozrywki, a dla rodziców – bodziec do melancholijnych wspomnień i powrotów do nastoletniości.
Za egzemplarz dziękuję: wydawnictwu Axis Mundi