Po moim trupieKSIĘŻNICZKA POŚRÓD ZWŁOK
Wspieram debiutantów z całego serca. Zwłaszcza polskich debiutantów. A już w ogóle takich, którzy nie boją się wejść w kulturę masową. Boli mnie polski mit pisarza – głodującego artysty. Dlaczego wolimy, żeby zarabiali autorzy zagraniczni? Dlaczego brzydzimy się dzieł popkulturowych? Być może Magdalena Owczarek odebrała telepatycznie mój apel, kiedy przystępowała do pracy nad swoim utworem. „Po moim trupie”, bowiem, to kwintesencja lekkiego czytadła o… zombie!

Już sama okładka wygląda nieco ironicznie. W tle zrujnowane miasto, kolory od beżu i brązu przez zgniłą zieleń aż do krwistej czerwieni, a postać w masce gazowej rozsiada się w – przywołującym PRL-owskie czasy – fotelu niczym Marlon Brando w „Ojcu chrzestnym”. Do tego tytuł zapisany czcionką, która równie dobrze pasowałaby do amerykańskiego westernu z lat 40. czy 50. Graficy z Novae Res nieźle się spisali.po moim trupieKarolinę trudno byłoby nazwać zupełnie normalną. Kiedy wybucha apokalipsa zombie, zamiast lecieć z rodziną do ciepłych krajów (tam zombie szybciej się rozkładają), zostaje w rodzinnym Wrocławiu w kawalerce babci. Dziewczyna ma jednak plan. Postanawia zabunkrować się w czterech ścianach i nie wychodzić dopóki kataklizm się nie skończy. Wszystko byłoby świetnie, gdyby… nie zniknął prąd, nie zabrakło jedzenia i nie wiało tak okrutnie nudą. A to wszystko po dwóch dniach. Gdy Karolina decyduje się wreszcie zrobić wypad do osiedlowego sklepiku jej życie zmienia się na zawsze, bo dwudziestoparoletnia dziewczyna zostaje Księżniczką. Kogo? Czego? Tego dowiecie się jedynie, sięgając po „Po moim trupie”.

Owczarek krok po kroku realizuje założenia literatury z gatunku czarnego humoru. Jest krew, śmierć, maczety i broń palna; ale są również zabawne odzywki, śmieszne dialogi i dowcipy sytuacyjne. Akcja płynnie przechodzi od jednego do drugiego, nierzadko wywołując na twarzy czytelnika szeroki uśmiech. Oczywiście, zdarzają się w tym zakresie również wpadki. Niekończące się nawiązywanie Karoliny do afrykańskich wojaży w pewnym momencie zaczyna drażnić, ale przecież w życiu codziennym zdarzają się i ludzie irytujący, więc wybaczam.

Fabularnie „Po moim trupie” można by zestawić z „kanonicznymi” tekstami kultury dotyczącymi zombie. U Owczarek znajdziemy dosłownie wszystko – zwisające płaty skóry, rozkładanie się, przekazywanie wirusa poprzez płyny ustrojowe, brak wyjaśnienia dla pojawienia się owego zakażenia, kobietę z mieczem (Michonne z „The Walking Dead”), samochody kasujące hordy nieumarłych, a nawet napaść trupów na autobus. Wszystkie te klisze (jest ich w książce znacznie więcej) są doskonale zespolone, umotywowane i wyśmiane przez Karolinę.

Jeśli wcześniej moje spojrzenie mogło zatopić Titanica, to tym bez problemu spopieliłabym Hiroszimę.

W „Po moim trupie” poza Karoliną pojawia się kilku bohaterów, ale ich imion nie będę przywoływać, żeby przypadkiem nie zafundować potencjalnym czytelnikom przeogromnego spoilera. Można powiedzieć, że postacie wkradają się na stronice bardzo rotacyjnie, bo gdy jedna umiera, to jej miejsce zajmuje następna. Fakt tej zamienności nie bardzo mi się podobał, bo sprawiał, że żaden z bohaterów poza Karoliną nie zyskiwał wyraźniejszego rysu. Zanim zdążyłam się z jakąś postacią zaprzyjaźnić, zrozumieć ją, już była martwa. Nie ma nic złego w uśmiercaniu swoich kreacji, ale przez pewną schematyczność i brak głębszej analizy, pożegnania z kolejnymi imionami nie robiły na mnie wrażenia. Poza tym, niektóre z postaci, które przetrwały szał zabijania autorki, aż prosiły się o bardziej znaczącą rolę w powieści.

Językowo jest naprawdę nieźle. „Po moim trupie” czyta się lekko, z rzadka tylko zacinając z powodu, niekiedy, niecodziennych konstrukcji gramatycznych (zdarzyło mi się to dwa albo trzy razy). Owczarek posługuje się bogatym i przystępnym językiem. Chociaż jest prosty, to nie będzie raził nawet najbardziej wymagających czytelników. Autorka nie powtarza się, unika typowych porównań i metafor, a w opisach daleko jej do Elizy Orzeszkowej (i dobrze). Długość zdań dostosowana jest do tempa akcji, dzięki czemu podczas starć z zombie nie ma wrażenia funkcjonowania w slow motion. Poza tym, co biorę za ogromny plus, Owczarek nie boi się wulgaryzmów. Brak wygładzenia codziennego języka, urealnia całą historię.

W końcu od czego są przyjaciele, jeśli nie od niewrażliwej szydery w chwilach słabości.

„Po moim trupie” pewnie nie zawojuje świata i nie przyniesie Magdalenie Owczarek pierwszej pozycji w rankingu New York Timesa, ale jak na debiut autorka ma powody do dumy. Zwłaszcza, że tę czarną komedię pisarka stworzyła w ramach National Novel Writing Month, czyli napisała w okrąglutki miesiąc (miejsce na oklaski). „Po moim trupie” powinno przypaść do gustu każdemu wielbicielowi zombie, amatorom horrorów komediowych, fanom ciętego języka oraz… mieszkańcom Wrocławia, którego bardzo dokładny obraz wyłania się z powieści. Polecam wszystkim tym, którzy chcieliby odsapnąć i zrelaksować się przy niewymagającej lekturze.

ocena 7

Alicja Górska