Moja walka 1EKSHIBICJONIZM MYŚLI
Zanim jeszcze przystąpiłam do lektury „Mojej walki” Karla Ove Knausgårda, miałam wrażenie, że już tę książkę przeczytałam. Powieść Norwega osaczała mnie ze wszystkich stron, wdzierała się w przypadkowych strzępach do mojego umysłu, narzucała kontekstami i porównaniami. Twarz pisarza i okładki jego książek prześladowały mnie nawet podczas snu. A przecież jeszcze nie zaczęłam jej czytać, pomimo wielu okazji do omówienia powieści w naukowym gronie mądrych głów. W końcu jednak pękłam, bo kto nie uległby podobnej presji. Zresztą, dlaczego nie ulegać, gdy rozchodzi się o potencjalne arcydzieło?

Powieść czytałam w wersji ebook, ale poza wirtualnymi formatami jak mobi czy epub, miałam z nią też kontakt realny, fizyczny. Okładka robi wrażenie chłodnej, nieco odpycha niebieskimi, mroźnymi barwami. Z miejsca nasuwa skojarzenia przytulania się do lodowca. Poza tym Wydawnictwo Literackie jak zwykle stanęło na wysokości zadania, bo i jakość papieru i solidność obwoluty nie pozostawiają miejsca na narzekanie. Czy sama ilustracja konotuje jakieś znaczenia, coś sugeruje? Tyle może jedynie, że akcja rozgrywać się będzie w Skandynawii.

Moja walka 1A o czym jest „Moja walka”? To autobiograficzna (czy też quasi-autobiograficzna) powieść, w której autor rozlicza się ze swoim życiem – przeszłością, wspomnieniami, teraźniejszością i planami. Pierwszy tom serii skupia się przede wszystkim na młodości autora-bohatera, jego relacji z ojcem oraz późniejszej śmierci rodzica. Knausgård rozbija się o własne oczekiwania, pragnienia i mechanizmy społeczne, wtłaczające jednostki w konkretne role. Jego bezkompromisowość i ekshibicjonizm myśli doprowadziły ostatecznie do pozwu sądowego złożonego przez rodzinę autora.

Pierwszy szok, to spotkanie z tytułem powieści. „Moja walka” w oryginale „Min kamp” znajduje się przerażająco blisko innej „Mojej walki” – „Mein Kampf” Adolfa Hitlera. Najlepsi autorzy nie pozostawiają takich zbieżności przypadkowi, a więc należałoby przyjąć, że to zabieg celowy. Pytanie tylko, co Knausgård zamierzał w ten sposób przekazać. Czy to jedynie prowokacja? A może podobieństwo pojawia się na poziomie „misji” tekstu? A może to po prostu odniesienie do stwierdzenia powtarzanego przez babkę bohatera – „Życie to kalka, powiedziała stara kobieta, która nie umiała wymawiać ‘w’” – i przekazuje swój sens literalnie? Bo czy życie faktycznie nie jest walką? Zwłaszcza w formie, w jakiej prezentuje je Knausgård, gdzie powinność wciąż ściera się z pragnieniami?

Wraz z popularnością i wszechobecnością powieści zaczęło po nią sięgać coraz więcej czytelników, niekoniecznie gustujących zwykle w podobnej formie literatury. Ze sławą przyszły zarzuty, że „Moja walka” to tekst nudny, rozwlekły i to… niemal jak „W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta (zarzuty, z którymi się rzecz jasna nie zgadzam, ani względem pierwszego, ani względem drugiego z tytułów). Pierwszym oskarżeniom nie sposób się dziwić, chociaż dla mnie osobiście, właśnie ta pozorna nuda, brak akcji i przeciętność wydarzeń jest w „Mojej walce” fascynująca. Nigdy z taką zachłannością nie sczytywałam ze stron słów opisujących obieranie pomarańczy. Nieważne, co rozgrywa się w powieści, ogólna atmosfera klaustrofobii wielkiej przestrzeni, bycia zamkniętym pośrodku niczego, jak w szklanej kuli, gdzie horyzont zakrzywia się, dając złudzenie nieskończoności – to wystarcza, by dać się zahipnotyzować.

Człowiek wie o czymś za mało i to coś nie istnieje, człowiek wie o czymś za dużo i to coś też nie istnieje. Pisanie jest wyciąganiem tego, co istnieje, z cienia tego, co wiemy. Właśnie o to chodzi w pisaniu. Nie o to, co się tam dzieje, nie o to, jakiego rodzaju akcje się tam rozgrywają, tylko o t a m samo w sobie. Tam, oto jest miejsce i cel pisania. Ale jak tam dotrzeć?

Jeżeli zaś chodzi o porównywanie Knausgårda z Proustem, to temat moim zdaniem skomplikowany. Z jednej bowiem strony autor już w pierwszych zdaniach powieści wyznaje swoją fascynację prozą Francuza, zaznaczając przy tym, że jest ona bardzo odległa od jego prywatnych odczuć i wrażliwości; że dla niego przeszłość jest nieistotna i zamknięta, że nie ma sensu do niej wracać. Ale czy właśnie nie to robi, wracając do czasów dorastania? Język norweskiego twórcy jest znacznie bardziej surowy, niemal lakoniczny i informacyjny, ale przecież pełen szczegółów. Być może, gdyby Proust żył obecnie, napisałby „Moją walkę” zamiast „W poszukiwaniu straconego czasu”. Pewne podobieństwo da się także dostrzec w mechanice przywoływania wspomnień u obu pisarzy oraz w ekshibicjonizmie poruszanych tematów. Zarówno Knausgård jak i Proust sięgają po rzeczy kontrowersyjne, jednak, kiedy Norweg wzbudza wewnętrzne burze w sferze raczej uczuć i emocji, Proust skupia się na wymiarze społecznym. Innymi słowy: autorzy są jednocześnie niezwykle blisko siebie i na przeciwnych biegunach. Podczas, gdy czytelnik Knausgårda w którymś momencie rozbija sobie głowę o tę szklaną kulę, czytelnik Prousta bez końca błądzi w miękkiej mgle. „Moja walka” nie jest więc proustowska czy antyproustowska, a po prostu leży gdzieś obok tych klasyfikacji.

Nawet największa żałoba nie pozostawia śladów; kiedy przytłacza i trwa długo, to nie dlatego, że uczucia krzepną, bo to niemożliwe, one po prostu nieruchomieją, tak jak nieruchoma jest woda w leśnych jeziorku.

Największy zamęt wokół powieści wywołała postawa rodziny, tworząc wokół tekstu atmosferę kontrowersji i przekroczenia pewnych granic. Być może dla Norwegów równie naturalistyczne opisywanie śmierci, brudu i rozkładu jest uderzające – na mnie nie zrobiło szczególnego wrażenia w kontekście obalania tabu. Wrażenie zrobiły za to wszystkie fragmenty związane z samokontrolą, gdy autor uzewnętrzniał emocje i przemyślenia, które wszyscy mamy, ale nauczyliśmy się je – na zasadzie zbiorowej umowy – ukrywać i piętnować, gdy ktoś wypadł z roli. Gdy wspominam lekturę pierwszego tomu w głowie kołacze mi się także kilka trafnych spostrzeżeń Knausgårda, który jest naprawdę niezwykłym obserwatorem – czy zastanawialiście się kiedykolwiek, dlaczego ciała po śmierci koniecznie sprowadza się pod ziemię? Dlaczego prosektoria i zakłady pogrzebowe są na parterze albo w piwnicach? Dlaczego nie w wieżowcach?

Jeżeli zamierzacie sięgnąć po „Moją walkę” tylko ze względu na wydarzenia, które rozgrywają się wokół niej i liczycie na coś szokującego, możecie być rozczarowani. Knausgård przekracza tabu, ale tabu emocjonalne, uczuciowe, personalnej ekspresji. Próżno szukać tutaj estetyki Williama Burroughsa czy innych obsceniczności. Są to słowa i spostrzeżenia, które czytelnika roznegliżowują i na tym właśnie polega moc tego, tylko pozornie lakonicznego i bezbarwnego, dzieła. Dla mnie to jedna z najlepszych powieści, spośród czytanych w 2016 roku.

Za ebooka dziękuję: virtualo.pl

Alicja Górska