plaga samobójcówPEŁNOLETNIOŚĆ A PRAWO DO SAMOBÓJSTWA
W 2014 roku w Polsce aż 10207 osób zdecydowało się targnąć na swoje życie. 6165 osób osiągnęło dramatyczny cel. Na próbę samobójczą częściej decydują się mężczyźni. 8150 przypadków dotyczyło właśnie płci męskiej. Każdego roku liczba samobójstw na całym świecie rośnie. Twórcy statystyk i specjaliści bją na salarm – odebranie sobie życia, to już dziesiąta z najczęstszych przyczyn śmierci. A gdyby ta naprawdę okazała się epidemią? Gdyby coś popychało ludzi w objęcia śmierci? Suzanne Young w serii „Program” oraz jej pierwszym tomie „Plaga samobójców” stworzyła taki właśnie świat. 

Okładka „Plagi samobójców” jest faktycznie dość depresyjna. Zdjęcie bladej twarzy kobiety pośród jaskrawej bieli, wykonane z wysokości. Ciemnowiśniowe usta kontrastują z jasnością otoczenia, dodając całości makabrycznego wymiaru. Szara czcionka, stopniowo przechodząca w czerń, potęguje te wrażenia. Ostatecznie jednak gwoździem do depresyjnej trumny okazuje się konstrukcja słowa „plaga” – rozdrapanego, rozpadającego się, rozwiewającego. Kruchość, przemijanie, strach przed nieokreślonym zagrożeniem – to wszystko funduje książka zaledwie przy pierwszym rzucie na nią oka.

plaga samobójcówUSA dotknięte zostało nietypową, podstępną chorobą, która zbiera coraz obfitsze żniwa. Amerykańskie nastolatki masowo popełniają samobójstwa. Rząd wdraża Program, którego celem jest walka z epidemią. Każdy noszący znamiona depresji do osiemnastego roku życia zostaje odizolowany w specjalnym ośrodku, gdzie przechodzi kilkutygodniowy proces leczenia. Ma on jednak poważny skutek uboczny – całkowity zanik wspomnień u pacjenta. Siedemnastoletnia Sloane i jej chłopak James mają niedługo znaleźć się poza zasięgiem Programu. Do tego jednak czasu muszą walczyć z wszechobecnym zagrożeniem ze strony Agentów. Wystarczy jeden niewłaściwy gest, jedna łza, by zostać oznakowanym. Tylko jak nie płakać, gdy twój brat i jednocześnie najlepszy przyjaciel popełnia samobójstwo, a relacje rodzinne sypią się i zmieniają w podejrzliwą obserwację? Gdy znajomi ze szkolnej ławki albo nawet piaskownicy znikają w ośrodkach, z których wychodzą bez wspomnień? Kiedy choroba odbiera kolejnego z przyjaciół? Wszechobecna śmierć musi przeważyć wreszcie szalę. Wkrótce, niedługo po sobie, do Programu trafiają i Sloane i James. Ale czy można zmusić serce, by zapomniało prawdziwej miłości?

Szczerze, to nie wiem, czy czytanie „Plagi samobójców” w czasie, gdy większość przechodzi emocjonalne załamanie związane ze zmianą pory roku, jest wskazane. Suzanne Young bowiem, dzięki wyważonemu, nieprzesadzonemu prowadzeniu fabuły oraz konsekwentnemu kreowaniu świata strachu i braku nadziei uzyskuje naprawdę depresyjny i jednocześnie zwodniczo wciągający efekt. Historia jest przekonująca, emocje bohaterów nie brzmią fałszywie, a sama fabuła zmusza do zadawania serii trudnych pytań, na które w większości nie da się odpowiedzieć. Ja, podatna na uczuciowość bohaterów i ich świata, czuję się bardziej przybita niż przed lekturą. Ale może to zbieg okoliczności (w końcu mamy, wspomniane już, przesilenie).

– Mam zły dzień dzisiaj.

– Rzadko zdarzają się inne.

Chociaż temat jest trudny, to fabuła w zasadzie nieskomplikowana. Jak w innych dystopijnych historiach mamy postaci uwikłane w zagrożenie danej rzeczywistości oraz – mniej (tak było np. w „Więźniu labiryntu” Dashnera) lub bardziej (np. „Igrzyska śmierci” Collins) – świadome sensu kolejnych wydarzeń, powodu walki oraz obiektu do pokonania. W tym wszystkim pozostaje jeszcze wątek prawdziwej, niemożliwej do pokonania miłości.

Tym razem nie jest to jednak uczucie przekombinowane. Związek bohaterów mógłby być związkiem każdego z nas. Uczucie między nimi rodzi się stopniowo, co czytelnik poznaje w retrospektywach, i zacieśnia się w obliczu pełnego zagrożenia. Uzależnienie od siebie Jamesa i Sloane ma wiele powodów – od pierwszego, prawdziwego uczucia i związku, aż po wspólną stratę bliskiej osoby (a później osób). Brak tutaj ckliwych wyznań o księżycu i gwiazdach, a to zdecydowany plus. Naturalność emocji bohaterów sprawiała, że były momenty, w których aż ściskało mnie w dołku. Nie chodzi zresztą wyłącznie o rozterki sercowe. Tęsknoty, opiekuńczość, niezrozumienie, strach, smutek i żal – to wszystko niezwykle łatwo dzieli się z bohaterami, właśnie dzięki temu, że autorka nie starała się ich upoetycznić, a pozostawiła je naturalne, surowe i przez to niezwykle dojmujące.

– Dręczą mnie złe myśli – powiedziałam.

– Więc przestań myśleć.

Niestety jest i kilka rzeczy, do których można by się w „Pladze samobójców” przyczepić. Jak dla mnie nieco za mało miejsca poświęciła autorka na samą chorobę – kiedy się zaczęła, jakie mają podejrzenia o jej źródle, kiedy obwołano ją epidemią, co tak naprawdę ją powoduje, kto i jak ją wykrył. Nie podobała mi się także scena romantycznego obrzucania błotem, która wydawała się typowym motywem „przewrócili się i zaiskrzyło”, tylko w innym, dość niefortunnym, otoczeniu. Pod koniec książki zaczęłam też zadawać sobie pytania o charakter bohaterów.

Nie można zarzucić autorce, że nie wykreowała ich z wyraźną troską o szczegóły (w stosunku do innych powieści o podobnym targecie). Wiadomo, kto jest kim i dlaczego. Postaci da się rozpoznać po sposobie wypowiedzi i reakcjach. Problem jednak zaczyna się w chwili przejścia Programu. Pomimo utraty wspomnień charaktery i cechy bohaterów pozostają niemal niezmienne – poza ubraniami (wymienionymi przez rodzinę) oraz fryzurami. Tymczasem wydaje mi się, że to właśnie wydarzenia z życia – te zapomniane i pamiętane – kształtują ludzką osobowość.

Te potknięcie rekompensują mimo wszystko kaskadowo spływające na czytelnika pytania. Znajdując się po obu stronach barykady – stosunku do Programu przed nim, w trakcie oraz po – trudno podjąć się ostatecznej oceny wybranego przez rząd leczenia. Z jednej strony powraca pytanie zadawane od narodzin psychiatrii, czy lepiej być szczęśliwym wariatem czy nieszczęśliwym zdrowym, które tutaj brzmi w zmienionej formie: czy lepiej zginąć sobą, czy żyć jako ktoś inny, bez pamięci o sobie. Z drugiej zaś strony powracają wątpliwości dotyczące przeznaczenia, ulokowania uczuć oraz tego, czy rozdzieleni i pozbawieni wspomnień kochankowie, poznający się w nowych okolicznościach, także przypadliby sobie do gustu.

Co byś zrobił, gdyby wszyscy twoi przyjaciele rzucili się z mostu? Ostatnie wypadki wskazywały, że poszedłbyś za ich przykładem.

Suzanne Young posługuje się językiem niezwykle prostym, z rzadka tylko wzbogaconym o krótkie, lecz wzbudzające silne emocje zdania. Ogólna depresyjność podkreślona została niemal całkowitym brakiem metafor, porównań czy warstwy opisowej świata. Sporo za to tutaj zmagania się z emocjami, których pisarka nie nazywa używając jednego wyrazu, a prezentuje serią wrażeń. Jak dla mnie, to spory plus.

„Plaga samobójców”, czyli pierwsza część „Programu” to bardzo dobry wstęp do kilkutomowej opowieści, dający podstawy do zżycia się z bohaterami oraz zaintrygowania światem, w którym funkcjonują. Pomysł choroby, prowadzącej do prób samobójczych nie jest może szczególnie nowy (wielokrotnie wykorzystywało go kino w horrorach chociażby), jednak w tej wersji wydaje się być dość świeży, dzięki dystopijnej rzeczywistości i niejasnej ocenie sposobu walki z tym zagrożeniem. Zadając wiele pozostawionych bez odpowiedzi pytań – nierzadko takich, na które odpowiedzieć po prostu się nie da – zarzuca haczyk, by wrócić do tej historii w przyszłości, wraz z drugim tomem. Nie dajcie się tylko zarazić tej depresyjnej chorobie, dołączcie do Buntowników.

77

Za egzemplarz dziękuję: Feeria Young

Alicja Górska