powrót wieloryba ocenaPRZYJACIELSKA PŁETWA

Nie pamiętam, czy kiedy byłam berbeciem, rodzice czytali mi książki. Z pewnością jednak tata opowiadał mi historie własnego autorstwa. Ja zaś czytałam opowiastki (zwłaszcza pewną o kreciku) mojemu niewiele, bo ledwie o 2 lata, młodszemu bratu. Miłość do słuchania i czytania bajek została mi do dziś. I nieważne, czy chodzi o oryginalne baśnie braci Grimm, czy tytuły takie, jak „Powrót wieloryba” Benji’ego Daviesa.

Książki dla dzieci mogłabym oglądać godzinami. Niektóre ujmują mnie swoją estetyką do tego stopnia, że trafiają do naszej prywatnej biblioteki (mimo że sami nie posiadamy jeszcze potomstwa). „Powrót wieloryba” to jedna z historii, która mnie – miłośniczki zimowych krajobrazów dalekiej północy – zwyczajnie nie mogła nie ująć. Staranna, ale nie pedantyczna kreska oraz pastelowe, chłodne kolory jedynie wzbogacone intensywnymi w barwie elementami, to coś, co wyjątkowo trafia do fragmentu mojego serduszka odpowiedzialnego za estetykę.

powrót wieloryba okładkaKsiążeczka Benji’ego Daviesa to kontynuacja historii, którą najmłodsi mogli już poznać w „Moim wielorybie”, jednak jej znajomość nie jest konieczna do zrozumienia i pokochania „Powrotu wieloryba”. Jej bohaterem jest chłopczyk o imieniu Noi, który mieszka z tatą gdzieś na dalekiej północy. Właśnie zbliża się sroższa pora roku i ojciec Noi’ego wyrusza kutrem na ostatni połów przed spodziewanym zamarznięciem wód. Niestety, gdy zbliża się wieczór, taty chłopca wciąż nie ma. Kiedy dziecko przez okno dostrzega coś przypominającego łódź opiekuna, natychmiast wybiega mu na spotkanie. Szukając taty, Noi gubi się w śnieżycy. Na szczęście ktoś rusza mu na ratunek…

„Powrót wieloryba” to książeczka obrazkowa. Tekstu jest więc niewiele, bo rolę nadrzędną odgrywają w niej ilustracje. Są na tyle sugestywne – doskonale oddają zagubienie, smutek, samotność czy nadzieje bohatera – że nadają się również dla młodszych, nieumiejących czytać (ale sporo rozumiejących) dzieci. Kompozycje obrazkowe są też niezwykle podatne na dopowiadanie dodatkowych elementów historii oraz drobne zabawy (np. w liczenie kotków, których bohater ma pięć).

Sama historia pozwala też na tworzenie analogii do codziennego życia. Noi wykazuje się opiekuńczością i odpowiedzialnością względem swoich zwierzaków (wychodząc z domu, upewnia się, że wszystkie koty są bezpieczne), co zasługuje na uznanie. Odczuwa też respekt przed siłami natury, jak śnieżna zamieć, głęboka woda czy lód (chłopiec obawia się o jego grubość). Najważniejsza wydaje się jednak tęsknota dziecka za przyjacielem – wielorybem – zwieńczona radością z jego powrotu. Ostatni z wymienionych elementów może stać się podstawą dla dyskusji o wyjeździe jednego z członków rodziny lub przebywaniu w przedszkolu.

Niemal każdy ma ukochaną książeczkę z dzieciństwa – tak, jak mój brat „Krecika-Becika” Davida Wooda i Richarda Fowlera, czy ja „Kopciuszka” w jednej, konkretnej wersji, którą poznałam w przedszkolu i którą z tego przedszkola ukradłam (wyrzuty sumienia były tak silne, że kiedyś, odbierając brata, przyznałam się do „przestępstwa” pani przedszkolance i z wielkim bólem chciałam książeczkę oddać, ale ta – na szczęście – tylko się zaśmiała i pozwoliła mi zatrzymać łup). „Powrót wieloryba” ma wszystkie potrzebne elementy, by stać się czyjąś ukochaną historią. Może akurat Twojego dziecka?

ocena 7,5

Za egzemplarz dziękujemy: Znak Emotikon

Alicja Górska