TAK BLISKO, A TAK DALEKO
Koktajl z młodzieżowej historii osnutej wokół podróży międzywymiarowych, to tak naprawdę koktajl z kilku naszych książkowych półek. Z jednej strony pysznią się bowiem u nas na regałach tomy popularnonaukowe o najnowszych odkryciach z dziedziny fizyki oraz historie science fiction, z drugiej uroczo naiwne nastoletnie romanse. Nic więc dziwnego, że gdy tylko na rynku pojawiło się „Tysiąc odłamków ciebie” Claudii Gray, zapragnęłam je mieć.
Skąpane na okładce w pastelowym kleksie akwareli (nie bez fabularnej przyczyny) odbicie miasta natychmiast nasunęło mi skojarzenia z takimi historiami, jak „Doktor Strange”. Teoria splatających się wersji rzeczywistości, o której powieść Gray traktuje, uwidacznia się więc już przy pierwszym kontakcie i dla osoby nieznającej opisu książki może być istotnym wabikiem. Za sprawą romantycznej kolorystyki skutecznie odstraszy jednak każdego, kto liczyć będzie na chłodno wykalkulowane streszczenie fizycznych teorii. Z miejsca widać bowiem, że w „Tysiącu odłamków ciebie” skrywa się pełna subtelnych emocji historia.
Nastoletnią Margueritę Caine czytelnik poznaje w jednym z najtrudniejszych momentów życia. Oto okazuje się, że współpracownik jej genialnych rodziców pracujących nad urządzeniem zdolnym przenosić ludzkie dusze między wymiarami, dopuszcza się zdrady. Paul Markov nie dość, że kradnie wyniki badań, to jeszcze uśmierca ojca dziewczyny i, by uniknąć odpowiedzialności za swoje czyny, bez żadnych wyjaśnień przeskakuje do innej rzeczywistości. Nie wie jednak, że Firebird (wynalazek umożliwiające podróże międzywymiarowe) istnieje w więcej niż jednym egzemplarzu. Wkrótce w pogoń za Markovem wyrusza nie tylko Marguerite, ale i drugi z asystentów jej rodziców, Theo. Oboje mają tylko jeden cel – zabić Markova. Jednak alternatywne rzeczywistości szybko uczą podróżników, że nie zawsze wszystko jest takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka. Zwłaszcza, gdy w osąd wkradają się emocje, jak nienawiść, poczucie osamotnienia i… nieuświadomiona miłość.
Jeżeli fragment o zaawansowanych badaniach fizycznych i międzywmiarowych podróżach nieco Was przestraszył i wzbudził w Was obawy, że powieść Gray może okazać się zbyt naukowo skomplikowana, to z miejsca mogę Was uspokoić. Marguerita, choć jest utalentowana, to w sposób zupełnie inny niż rodzice. Poświęcając życie malarstwu zrezygnowała ze szczegółowego zgłębiania nauk ścisłych, a to właśnie z jej perspektywy czytelnik śledzi całą historię. Motyw przekraczania wymiarów (choć jako teoria faktycznie istnieje) jest więc tutaj zarysowany raczej pobieżnie i potraktowany bardzo instrumentalnie – jako bodziec do skomplikowania i uatrakcyjnienia samej historii. Bohaterka posiada podstawowe informacje i zna elementarne zasady obsługi Firebirda, ale nic więcej. Każdy czytelnik bez trudu wejdzie w jej skórę.
Wiem teraz, że żałoba jest jak osełka. Szlifuje całą twoją miłość, wszystkie szczęśliwe wspomnienia, I czyni z nich ostrza, które rozrywają Cię od środka.
Sama historia jest dynamiczna i angażująca, choć bardzo szybko okazuje się, że oryginalność „Tysiąc kawałków ciebie” jest tylko pozorna. Autorka trzyma się schematów do tego stopnia, że gdy minie już pierwsze wrażenie zagubienia wywołane nową sytuacją technologiczną, bardzo łatwo przewidzieć kolejne zwroty akcji. Powieść intryguje jednak przede wszystkim zmiennością miejsca akcji, a co za tym idzie zasad rządzących światem przedstawionym. Kolejne rzeczywistości bywają od siebie skrajnie odmienne, choć wciąż niezupełnie czytelnikowi obce. Wystarczy mglista znajomość np. historii, by znaleźć punkt zaczepienia. Trochę szkoda, że Gray nie zdecydowała się na głębsze badania swoich inspiracji, co być może pozwoliłoby jej na szersze i bardziej wiarygodne nakreślenie sytuacji protagonistów w poszczególnych wymiarach.
Ciekawe są także zmiany, jakie zachodzą w klasycznym i nieco już wyświechtanym trójkącie miłosnym (Marguerite-Paul-Theo). Ponieważ trzonem „Tysięcy odłamków ciebie” są jednak podróże międzywymiarowe autorka postarała się przemycić chociaż kilka interesujących pytań o ich naturę. W założeniu kolejne rzeczywistości są ściśle powiązane z tą „naszą”, a więc osoby, które spotykamy podczas podobnej podróży mają w sobie coś z tych, które znamy z „naszego” życia. I chodzi tutaj o coś więcej niż tylko sam wygląd. Zaangażowana emocjonalnie bohaterka ma więc problemy z oddzielaniem uczuć. Czy nienawidząc jednego wcielenia danej osoby, nienawidzi jednocześnie pozostałych? A co z miłością? Czy kocha jednego, czy wielu mężczyzn? Czy pocałunek z jednym wcieleniem jest zdradą drugiego wcielenia? Te pytania wykraczają zresztą poza kwestie uczuć Marguerite. Można by również zapytać o niezmienność ludzkiego charakteru – czy ktoś, kto ma dobre intencje w jednym wymiarze z założenia ma je też w drugim? Czy jedna osoba może w różnych wymiarach reprezentować skrajnie odmienne poglądy? I tak dalej, i tak dalej.
Myślę, że to jest właśnie granica dorosłości. Nie te wszystkie bzdury, jakie nam wmawiają – ukończenie liceum, utrata dziewictwa, własne mieszkanie czy co tam jeszcze. Przekraczasz granicę, kiedy po raz pierwszy zmieniasz się na zawsze. Przekraczasz ją, kiedy po raz pierwszy zrozumiesz, że nie ma powrotu do tego, co było.
Jednak jednocześnie to właśnie emocjonalność Marguerite jest tym, co sprawia, że od powieści Gray nie chce się odrywać. Niewymuszona uczuciowość protagonistki, jej skłonność do autoanaliz oraz wzruszająca naiwność dorastającego człowieka, który musi nagle zmierzyć się z mnogością wrażeń i doświadczeń sprawiają, że „Tysiąc odłamków ciebie” jest takie wzruszające, a nie np. żenujące. Prostota, a jednocześnie trafność przemyśleń bohaterki sprawiają, że jej historia może przypaść do gustu nie tylko małoletnim czytelnikom, ale też dojrzalszym odbiorcom, którzy będą w stanie potraktować ją jako nostalgiczny powrót do czasów pierwszych miłosnych zawirowań, jak i po prostu odkrywania swojej życiowej drogi.
Z konstrukcyjnego punktu widzenia bardzo spodobało mi się uporządkowanie tej, skomplikowanej przecież, historii. Autorka nienachalnie, ale jednak wyraźnie, zaznacza granice między wymiarami, szybko informując odbiorcę, czy bohaterowie muszą odnaleźć się w nowej rzeczywistości, czy trafili do jej znanej już wersji. W sposób czytelny Gray wprowadza także retrospekcje, które pozwalają odbiorcom bliżej poznać bohaterów powieści i zżyć się z nimi. Akcja „Tysiąca odłamków ciebie” zaczyna się przecież zgodnie ze wskazówkami Hitchcocka od trzęsienia ziemi i przez kolejne strony nie zwalnia tempa, więc niewiele zostaje miejsca na nakreślanie charakterów postaci determinowanych również przez ich przeszłość. Ten problem rozwiązują właśnie retrospekcje oraz pozornie nic nieznaczące komentarze.
Następne słowa wypowiedział szeptem.
-Nie potrzebuję świata bez ciebie.
„Tysiąc odłamków ciebie” chociaż nie jest pozbawione wad, potrafi czytelnika kompletnie rozłożyć na łopatki. Powieść funduje odbiorcom momenty wzruszeń – tych „na smutno” i tych wynikających z ckliwości serca – ale również całkiem głębokich, intelektualnych przemyśleń. To dopiero pierwszy tom większego cyklu powieści, co z jednej strony mnie cieszy, a z drugiej budzi pewne obawy. Jako całość bowiem „Tysiąc odłamków ciebie” wydaje się całkiem sensownie zamknięte. Istnieje ryzyko, że kolejne odsłony cyklu okażą się nieco naciągane i chaotyczne lub nawet przesadnie dramatyczne, co pozbawi serii aktualnego uroku, pod którego wpływem pozostaję nawet teraz, kończąc tę recenzję.
Za egzemplarz dziękujemy: wydawnictwo Jaguar