Sandra NowaczykPRYWATNOŚĆ TO DLA MNIE RZECZ ŚWIĘTA
Pierwszą książkę, którą wydało wydawnictwo Feeria Young, napisała w wieku 15 lat. Drugą niedługo później. Jeszcze nie skończyła liceum, a ma już na swoim koncie dwie powieści. Zdziwi się jednak ten, kto spodziewa się po tak młodej autorce wyłącznie nastoletnich rozterek. O ile debiutanckie „Friendzone” faktycznie traktuje o młodocianych uczuciach, o tyle „Fake it” dotyka znacznie trudniejszego tematu. 

Wywiady z autorami to zawsze jakiś rodzaj ich poznawania – tak poprzez oficjalną rozmowę, jak i bardziej prywatny dialog. Sandra sprawia wrażenie zdystansowanej. Wyraźnie wie, czego chce. Twardo stąpa po ziemi. Nie jest gadatliwa, wyjawia dokładnie tyle, ile uważa, że potrzeba. Jej odpowiedzi okazały się bardzo konkretne. Uparta i cierpliwa bez zająknięcia przyjmowała przeciągającą się wymianę informacji oraz datę publikacji wywiadu. Szczerze? Zrobiła na mnie naprawdę ogromne wrażenie.

Alicja Górska: Niewiele można znaleźć w sieci informacji na Twój temat. Celowo ukrywasz informacje o sobie, czy po prostu tak wyszło? Skąd pochodzisz, czego się uczysz, jakie masz plany na najbliższy czas? Co po maturze? Wybrałaś już kierunek studiów, a może zamierzasz zrobić sobie przerwę?

Sandra Nowaczyk: Nie uważam, żebym jakoś specjalnie ukrywała informacje o sobie. A wręcz przeciwnie – jeśli ktoś poszuka, znajdzie w Internecie naprawdę wiele. Choćby mój Instagram i Snapchat, za pomocą których nawiązuję kontakt z czytelnikami. Jeśli chodzi o mnie, to pochodzę ze Szczecina, chodzę do drugiej liceum o profilu dziennikarsko-prawniczym. Po maturze zamierzam iść na studia, które będą związane w jakiś sposób z książkami czy językiem polskim, ale nie mam póki co sprecyzowanych planów.

A. G.: Może myślałaś już chociaż o jakimś mieście w kontekście studiów? Wiesz, mamy w Łodzi całkiem ciekawą ofertę studiów humanistycznych. 😉

S. N.: Jeśli chodzi o miasto – zastanawiam się jeszcze, czy zostać w Szczecinie, czy wyjechać do innego miasta. Przyznam, że myślałam o Warszawie lub Poznaniu, Łodzi nie brałam pod uwagę.

Opis „Friendzone”: Tatum i Griffin przyjaźnili się prawie od kołyski. Byli dla siebie jak brat i siostra. Tak zawsze było i tak już miało pozostać. Jeden taniec na balu maskowym zmienił wszystko. Teraz oboje są pełni sprzecznych emocji. Czy będą chcieli za wszelką cenę pozostać przyjaciółmi? Przecież to ona zawsze miała być najważniejsza. Kiedyś sobie to obiecali. I do tego oboje mają partnerów. A co, jeśli tylko jedno z nich będzie chciało… no właśnie, czego? Gdy do głosu dochodzą uczucia, czasami wszystko zdaje się rozpadać… i kiedy nie masz na kim się oprzeć, czujesz, że spadasz i że już nigdy się nie podniesiesz.

A. G.: Utworów wielu utalentowanych autorów nie będzie nam nigdy dane zobaczyć ze względu na specyfikę pracy pisarza, która wymaga sporej samodyscypliny. Tobie się udało. Czy to taka Twoja cecha charakteru, że jak się za coś bierzesz, to po prostu musisz rzecz skończyć? A może „Friendzone” to pierwszy projekt, który udało Ci się zamknąć, a szufladę Twojego biurka wypełniają całe ryzy niedokończonych historii?

S. N.: Jedną z moich cech jest właśnie upór. Zresztą uważam, że każda osoba, która jest w jakiś sposób twórcą, musi mieć wielkie pokłady samozaparcia. ,,Friendzone” to moja pierwsza – nazwijmy to – dłuższa historia. Wcześniej pisywałam tylko opowiadania i nowelki. Ale muszę przyznać, że po napisaniu ,,Friendzone” zabrałam się za kolejną książkę, której pisanie porzuciłam po prawie trzystu stronach i która do teraz nie ujrzała światła dziennego. Dopiero kilka miesięcy później napisałam ,,Fake it”.

A. G.: Jak długo pracowałaś nad „Friendzone”? Miałaś jakąś metodę? Czy zmieniła się ona podczas pracy nad „Fake it”?

S. N.: Jeśli chodzi o sposób pracy, to ,,Friendzone” i ,,Fake it” dzieli przepaść. Pierwsza książka była pisana… ręcznie. I porównuję to do błądzenia we mgle, bo nie czytałam poradników, jak napisać książkę albo w jaki sposób ją zredagować. Byłam samoukiem. Natomiast przy ,,Fake it” praca szła dużo lepiej i szybciej. Głównie dlatego, że mój styl pisania nieco się zmienił, od razu pisałam powieść na komputerze i miałam już jakieś doświadczenie – wiedziałam, jak przygotować książkę, by potem jak najłatwiej można było nanieść na nią poprawki; jak uniknąć znaczących błędów.

A. G.: Napisanie książki to jedno, potem przychodzi czas na proces wydawniczy, a autorzy potrafią być wobec swojego literackiego dziecka bardzo… nadopiekuńczy. Jak przeżyłaś redakcję i korektę w przypadku „Friendzone”, a jak w przypadku „Fake it”?

S. N.: Z opinii innych osób wiem, że jestem jedną z autorek skłonnych do zmian. Oczywiście były fragmenty, nad którymi prowadziłam dyskusje z osobami wprowadzającymi poprawki i zmiany. Niektóre były błahe, a inne całkiem ważne. Czytałam kiedyś artykuł, podzielono w nim pisarzy na dwie grupy – tych, którzy tną tekst i tych, którzy dopisują nierzadko po kilkadziesiąt stron do powieści. Co do mnie – myślę, że wiele fragmentów zostaje usuniętych w moich książkach, jak i wiele dopisuję w trakcie poprawek. Jednak zmiany nie są nigdy na tyle duże, by tekst stał się inny niż oryginał.

friendzone

A. G.: Skąd tak wielki rozdźwięk tematyczny między Twoimi powieściami? Czy to efekt przypadkowo pojawiających się pomysłów, przemyślanej strategii, czy może po prostu szukasz własnej drogi?

S. N.: Zawsze chciałam poruszać tematy, które są trudne i niejednoznaczne. Myślę, że pisząc ,,Friendzone” (a miałam wtedy piętnaście lat) miałam jeszcze za mało doświadczenia. W pisaniu i ogólnie – w życiu. Dlatego podjęłam lżejszy temat, jednocześnie postanawiając, że kolejna książka będzie podejmować trudniejszy temat. Myślę, że właśnie w tym kierunku chciałabym iść i że to jest właśnie ,,to”.

A. G.: Co stawiasz na pierwszym miejscu – emocjonalną wiarygodność swojej historii i jej bohaterów, czy może odbiór czytelnika? Zastanawiasz się podczas pisania nad konwencjami i schematami, myśląc o tym, jak potencjalnego odbiorcę zaszokować lub oczarować? A może Twojemu projektowaniu historii czytelnik w podświadomości w ogóle nie towarzyszy?

S. N.: Szczerze mówiąc – podczas pisania czytelnik nie istnieje w mojej głowie. Nie myślę nad jego reakcją. Całkowicie wsiąkam w historię, by na moment stać się którymś z bohaterów. Poznać jego lęki, marzenia, oddać jak najwierniej emocje. I chyba właśnie to stawiam na pierwszym miejscu – emocje.

A. G.: Twoje emocje, czy emocje bohaterów? Przepracowujesz swoje doświadczenia przez pryzmat kreowanych postaci?

S. N.: Powiedziałabym, że emocje bohaterów są emocjami wielu ludzi, którzy mogą się z nimi utożsamić. Staram się nie patrzeć na to jak na moje emocje, ale jako na uczucia moich bohaterów. Kilka pobocznych wydarzeń ma pokrycie w rzeczywistości, ale jak napisałam, są to tylko wątki poboczne czy pojedyncze dialogi.

Opis „Fake it”: Czy poznałaś kiedyś kogoś takiego, kto wydawał się odbiciem twojej duszy? Kogoś, z kim rozumiesz się bez słów i z kim każda chwila nabiera milionów znaczeń? Bez kogo życie stanie się całkiem puste? Sparks postanawia skończyć ze sobą. Jej analityczny umysł nie widzi innego rozwiązania… Życie straciło dla niej sens, gdy wiele lat temu zniknęła jej mama. Wszystko już zaplanowane – do zrobienia zostało już tylko jedno. Idzie w miejsce gdzie będzie mogła bezlitośnie wyszydzić i zdemaskować to, czego nie da się racjonalnie wytłumaczyć: intuicję, zdolność przewidywania, uczucia. Nie wie jednego: że spotka tam kogoś, kto rzuci jej wyzwanie.

A. G.: „Friendzone” opowiada o bardzo uniwersalnych tematach, jak przyjaźń czy miłość. „Fake it” z kolei to bardziej skomplikowana historia dotykająca trudnego tematu – samobójstwa. Zastanawia mnie poziom zgłębienia przez Ciebie tego trudniejszego tematu. O ile „wiedzę” o młodzieńczej miłości czerpałaś najpewniej z prywatnych doświadczeń, o tyle problem z „Fake it”… Czy to czysta fikcja, którą starałaś się uwiarygodnić researchem, czy może również bazowanie na doświadczeniach, jeżeli nawet nie swoich, to kogoś z otoczenia?

S. N.: Nie chcę się na ten temat rozpisywać, bo jednak prywatność to dla mnie rzecz święta, więc powiem (czy też napiszę) tylko tyle, że jeśli chodzi o bohaterów i historie, to jest to czysta fikcja i prawdopodobnie nigdy się to nie zmieni. A jeśli chodzi o temat, to bazowałam na moim otoczeniu. No i na mnie samej, chociaż nie w kwestii samobójstwa. ,,Fake it” jest swego rodzaju peanem. I myślę, że osoba, która jest bezpośrednio powiązana z ,,Fake it” będzie wiedzieć 😉

A. G.: A więc jednak jest coś w tym ukrywaniu informacji. 😉 Gdzie stawiasz granice swojej prywatności? Do jakich części Twojego życia fani nigdy nie będą mieli dostępu?

S. N.: Jak sama pewnie wiesz, trudno jest określić granicę prywatności, która często przesuwa się lub rozmywa. Niemniej staram się zachować zdrowy rozsądek. Za postawioną przeze mnie granicę można uznać chociażby to, że nie nawiązuję kontaktu z czytelnikami poprzez Facebooka, tak samo jak nie przyjmuję ich do znajomych. Blogerkom czy innym osobom z ,,książkowego” otoczenia nie daję numeru telefonu. Nie zapominajmy, że żyjemy w czasach, gdzie pokazujemy w Internecie całe nasze życie w detalach. Ja nie chcę nigdy do tego dopuścić.

A. G.: Wróćmy jeszcze do kwestii peanu. To forma pochwały, dziękczynienia lub triumfu. Które z tych określeń pasuje do przypadku „Fake it” (i przywołanej przez Ciebie tajemniczej osoby)?

S. N.: Z tych określeń najbardziej przemawia do mnie triumf, biorąc pod uwagę historię przedstawioną w ,,Fake it”. Chociaż równie dobrym słowem jest dziękczynienie.

fake itA. G.: Czym w ogóle pisanie jest dla Ciebie? Wielu autorów mówi o przymusie pisania, o filtrowaniu przez nie swojego życia i dążeniu do zrozumienia świata. „Uduchawiasz” pisanie, czy traktujesz je lżej, w kategoriach hobby albo rozmyślnie wybranego zawodu?

S. N.: Traktuję pisanie jako sposób na życie, jako pasję, która sprawia, że czuję zarazem szczęście i satysfakcję. Pisząc, można wyładować emocje, spełnić marzenia na papierze. Moja złość lub mój smutek mogą stać się emocjami moich bohaterów. Myślę, że pisanie pozwala mi w jakiś sposób zrozumieć świat. Jedni tańczą, inni jeżdżą na łyżwach albo dziergają. Ja piszę.

A. G.: Co przygotowujesz dla czytelników w następnej kolejności? Zaskoczysz nas kolejną tematyczną zmianą? I kiedy można spodziewać się Twojej trzeciej książki?

S. N.: Aktualnie mam dylemat, czy zacząć pisać nową powieść, ale – z braku czasu – nie jestem w stanie się do tego przekonać. Myślę, że kolejna książka będzie czymś pomiędzy ,,Friendzone” i ,,Fake it”, bardziej skłaniając się w stronę tej drugiej. Kiedy? Myślę, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i wydawnictwo przyjmie mój kolejny tekst, książka będzie mogła ujrzeć światło dzienne jeszcze w tym roku.

A. G.: A co z tym tytułem, który nie ujrzał światła dziennego? Postawiłaś na nim kreskę, czy będziesz jeszcze nad nim pracowała?

S. N.: Niedokończony rękopis leży w szafie. Jeśli miałabym właśnie teraz zdecydować, stwierdziłabym, że ,,to nie to” i że nie chcę tego publikować.

Sandra NowaczykA. G.: Na koniec pytanie, które zadaję wszystkim autorom. Gdybyś musiała zareklamować swoją literaturę – konkretny tytuł albo książki Twojego autorstwa w ogóle – w jaki sposób próbowałabyś zachęcić potencjalnego czytelnika?

S. N.: Mówi się, że książki są zwierciadłem duszy. A zarówno ,,Friendzone”, jak i ,,Fake it” opowiadają o niewątpliwie głębokich emocjach, jakie przeżywają nastolatki. Tworzę dla nastolatków, dlatego myślę, że każdy odnajdzie cząstkę siebie w którejś z moich książek. W końcu o to chodzi, nieprawdaż? O bycie na chwilę kimś innym, jednocześnie będąc sobą. Chodzi o zrozumienie świata i przeżycie historii innych ludzi. Chodzi o to, by móc się śmiać z bohaterami, płakać z nimi i kibicować im, ze strachem obserwując ich perypetie.

Gdzie szukać Sandry Nowaczyk? Instagram, Snapchat – login: sannowaczyk

A na krytyk.com.pl: recenzja ,,Friendzone”, recenzja ,,Fake it”

Alicja Górska