BAJKA DLA DOROSŁYCH
„Cicha noc” jest mieszanką tyleż dziwną, co zaskakująco udaną. Wyobraźcie sobie połączenie typowego filmu z Sethem Rogenem oraz kina w stylu ostatnich tytułów, w których grał Joseph Gordon-Levitt. Albo hybrydę świątecznej lub sylwestrowej komedii z konwencją typową dla tzw. „Frat Pack”. Dodajcie do tego quasi-bajkową narrację, stanowiącą współczesne przetworzenie klasycznych opowieści i… owocem takiego miksu jest właśnie najnowsza produkcja Jonathana Levine’a.
Frat Pack to etykietka, którą zwykle określa się grupę komediowych aktorów, pojawiających się często wspólnie w różnych filmach. W latach 90-tych terminem tym określano ekipę złożoną z Bena Stillera, Owena Wilsona, Vince’a Vaughna, Jacka Blacka, Willa Ferrella, Jima Carreya i Steve’a Carella. Z czasem ich miejsce zastąpili aktorzy współpracujący często z reżyserem Juddem Apatowem (określani zwykle „Rozdziałem Apatowa” w ramach Frat Pack), tacy jak Seth Rogen, James Franco, Paul Rudd, Jason Segel, Jonah Hill i Martin Starr. Filmy z członkami takiej „paczki” łączy wiele cech wspólnych, przez co dość łatwo je rozpoznać. Przekłada się to, rzecz jasna, na pewną schematyczność, ale zarazem wyznacza konkretny horyzont oczekiwań dla widzów. Produkcje tego typu można lubić lub nie, ale wypada oceniać je w swojej kategorii. Pod tym względem najnowszy film Jonathana Levine’a okazuje się jedną z najciekawszych propozycji ostatnich lat, zwłaszcza że (m.in. za sprawą obsady) wnosi do kina Frat Pack powiew świeżości.
Akcja „Cichej nocy” toczy się w noc Wigilii Bożego Narodzenia, którą to trójka przyjaciół postanawia – zgodnie z własną, wieloletnią tradycją – spędzić razem, wyruszając w miasto, by ostro imprezować. Ten raz ma być jednak wyjątkowy, dorosłość upomina się bowiem o swoje miejsce w życiu mężczyzn. Isaac (Seth Rogen) spodziewa się dziecka z Betsy (Jillian Bell), przez co czuje się zobowiązany, by wprowadzić do swojego żywota nieco porządku, wkraczając w rolę statecznego ojca i męża. Sportowa kariera Chrisa (Anthony Mackie) uczyniła z niego celebrytę, co również skłoniło go do postawienia „kroku naprzód” i pogodzenia się z koniecznością ukrócenia kumpelskiej tradycji. Jedynie Ethan (Joseph Gordon-Levitt) sprawia wrażenie gościa tkwiącego wciąż w imprezowej fazie młodości, z którą nie chce się pożegnać.
Żona Isaaka zachęca go jednak, by tej jednej nocy wyluzował z kumplami, a nawet wręcza mu mały zestaw „imprezowych” specyfików. Kontrakt reklamowy Chrisa sprzyja nocnym szaleństwom pod warunkiem rejestrowania i udostępniania wszystkiego w social media. Ethan, z kolei, niespodziewanie zdobywa bilety na tajemniczą imprezę, o której od dawna marzył. Ostatnia wspólna wigilijna eskapada (wyrosłych już) chłopaków staje się więc faktem. Tej nocy spotykają również m.in. dawną miłość jednego z nich (Lizzy Caplan) wraz z przyjaciółką (Mindy Kaling), zaprzyjaźnionego dealera Pana Greena (Michael Shannon) czy zgorzkniałą nieznajomą przywodzącą na myśl nienawidzącego świąt trickstera Grincha (Ilana Glazer). Miejska przeprawa trzech kumpli obfituje więc w masę zabawnych wypadków, niegrzecznych wygłupów i… emocjonalnych zwrotów akcji.
Znajdziemy tu wszystko, co charakterystyczne dla filmografii Setha Rogena – narkotyki, alkohol, niewybredne żarty fizjologiczne, seksualne, wyznaniowe itd. Zwłaszcza osoby mocno religijne mogą poczuć się urażone niektórymi gagami, ogrywającymi przede wszystkim napięte relacje pomiędzy wyznawcami judaizmu i chrześcijaństwa. Jak już jednak wspomniałem, poza typowym „fratpackowym” humorem w tym stylu, „Cicha noc” czerpie też inspiracje z innych źródeł.
– Isaac?
– Kurwa! Cześć, Sara! Co słychać? Wszystko gra. Co słychać?!
– Pocisz się.
– Gorąco tu, a my mamy tradycję zakładania swetrów! Zawsze zdejmuję, gdy jestem w środku, ale boję się, że urażę tym kolegę!
– Brzmisz jak licytator…
– Sprzedane!
– Przestraszyłeś mnie.
– Przepraszam, nie chciałem. Sprzedane!
– Boże!
– Nie mogę przestać. Chcesz drinka?
Dotyczy to zwłaszcza wątku postaci granej przez Josepha Gordona-Levitta, do którego to wątku bardziej lub mniej subtelnie przenika nieco elementów charakterystycznych dla innych ról tego aktora, zwłaszcza tych romantycznych (takich, jak np. w „(500) dniach miłości”). Można oczywiście założyć, że są to naleciałości przypadkowe, wynikające np. z pewnych przyzwyczajeń, lenistwa czy wtórności realizacyjnej, jednak ogólna samoświadomość filmu Levine’a pozwala przypuszczać, że są to podobieństwa przemyślane i intencjonalne. Tak czy inaczej, historia Ethana odróżnia nieco ten tytuł od większości współczesnych Frat Pack Movies.
Wspomniana samoświadomość „Cichej nocy” przejawia się na wielu poziomach. Przykładowo, nieprzypadkowy wydaje się dobór obsady, nie tylko w kontekście Josepha Gordona-Levitta, ale i jego ekranowych kompanów, a także odtwórców ról epizodycznych. Szczególnie zabawnie wypadają tu cameo Miley Cyrus i Jamesa Franco, którzy w króciutkich scenkach grają samych siebie – w obu przypadkach dowodząc ogromnego autoironicznego dystansu.
Poza tym, dużym pozytywnym zaskoczeniem jest mnogość nawiązań intertekstualnych, którymi „Cicha noc” wyładowana jest wręcz po brzegi. Niektóre z nich podane są wprost, poprzez przywoływanie konkretnych tytułów tekstów kultury, inne zaś stanowią luźne, niekiedy ledwo czytelne aluzje wizualne lub sytuacyjne. Wisienką na torcie jest ironiczne zakorzenienie w tradycji bajkowych narracji, przejawiające się m.in. nawiązaniami do „Opowieści wigilijnej” oraz klamrą kompozycyjną z narratorem wprowadzającym widza do opowiadanej historii na początku i puentującym ją w zakończeniu.
Koncepcyjnie „Cicha noc” okazuje się więc naprawdę ciekawym przedsięwzięciem. Pod względem realizacyjnym, natomiast, prezentuje się przyzwoicie, ale nic ponadto. Pomijając pojedyncze sprytne zabiegi montażowe (w tym montaż dźwięku, jak np. w świetnej „wideoklipowej” scenie w sklepie z zabawkami) czy wizualne (np. narkotyczne wizje i rozmyte point of view otępiałego od narkotyków Isaaca), brakuje tu audiowizualnych rozwiązań zapadających w pamięć. Przy komediach tego typu to jednak nie wada, a stylistyczna prostota pasuje do i tak już pokręconych, momentami dziwacznych pomysłów fabularnych. Plusem jest natomiast ścieżka dźwiękowa, z powracającym świątecznym kawałkiem Run-D.M.C. „Christmas in Hollis” na czele, świetnie podbijająca nastrój filmu.
„Cicha noc” to zdecydowanie nie film dla każdego. Pomijam już nawet fakt, że z uwagi na tematykę i wulgarne poczucie humoru, komedia ta nie nadaje się dla młodych widzów. Również wielu spośród tych dorosłych może się ona bowiem wydać zbyt prostacka i głupawa, by mogli czerpać z niej frajdę. To w końcu wciąż tytuł mieszczący się w specyfice utworów współczesnej Frat Pack, a już taki ich urok, że nie są to dzieła szczególnie wyszukane stylistycznie. Tym bardziej docenić należy więc fakt, że obraz Jonathana Levine’a nie ogranicza się do zwykłego powielania jednego sprawdzonego schematu, lecz łączy i miesza pomysły z różnych porządków, pogrywa z filmowym emploi zaangażowanych w projekt aktorów i operuje licznymi cytatami, nie tracąc przy tym mocy prostej komedii dla masowego odbiorcy.