Dom w głębi lasuPOTWORY, CZARY, BOGOWIE… MOŻNA SIĘ PRZYZWYCZAIĆ
Kiedy „Dom w głębi lasu” w reżyserii Drew Goddarda wchodził na ekrany kin, wywołał spore zamieszanie. Sam fakt, że prowokował do dyskusji widownię, podzieloną na wyraźnych zwolenników i równie zdecydowanych przeciwników, zasługiwał na uznanie. Nie ma bowiem nic gorszego, niż utwory, które pozostawiają odbiorców obojętnymi. Tak, nawet najgorsze „szmiry” są lepsze od „średniaków”, bo kino klasy B funkcjonuje w specjalnym obiegu, w którym może zyskać status kultowego. Na szczęście wspomniany rozłam w audytorium omawianego filmu wyklucza nijakość. Wręcz przeciwnie – mamy tu do czynienia z kinematograficznym ekstremum, siłą rzeczy wzbudzającym skrajne emocje.

„Dom w głębi lasu”, opisywany jest przez polskiego dystrybutora jako najnowsza produkcja twórców „Projekt: monster” i „Avengers”, jako „zaskakujący, błyskotliwy i nowatorski horror, który zmienia reguły gry”. W zasadzie, opis ten nie tylko wystarcza w moim odczuciu jako reklama, ale też poniekąd przystaje do rzeczywistości. Z tym zastrzeżeniem, że jest to raczej pastisz gatunku, niż horror sensu stricte.

dom w głębi lasuYou think you know the story. You think you know the place. Think again.

Fabuła daje się streścić w kilku zdaniach. Grupa studentów wybiera się do chaty ulokowanej na totalnym odludziu, gdzieś w środku lasu daleko od zasięgu współczesnej cywilizacji. Zero telefonów, zero Internetu, zero zasięgu GPS, zero jakiegokolwiek kontaktu ze światem. Przynajmniej tak im się wydaje, ponieważ w istocie ów opuszczony dom to część eksperymentu prowadzonego na bohaterach przez bliżej nieokreśloną organizację. Szybko przekonujemy się jednak, że pseudo-naukowe podejście wymieszane jest z celami komercyjnymi (reality show?) i paranormalnymi (zombie, potwory, duchy, rytuały).

Nietrudno się domyślić, że spragniona rozrywki młodzież skazana jest na śmierć. Zaskakująca jest natomiast lekkość w podejściu do tematu, która zdradza nam, że nie należy traktować tej historii serio. Utwory takich zespołów, jak The Naked and Famous (w trailerze) i OK Go (w samym filmie) także nieszczególnie pasowałaby do prawdziwego horroru, okazują się więc kolejną podpowiedzią dla mniej zdystansowanych widzów. Stereotypowość bohaterów (samiec alfa/atleta, celebrytka-kretynka/dziwka, jajogłowy/naukowiec, głupiec/błazen, dziewica/cnotka), podsumowana przez jednego z nich niedługo po przyjeździe do domku oraz przez tajemniczą postać w finale, tylko podkreśla umowność fabuły.

„Myślisz, że znasz tę historię. Myślisz, że znasz to miejsce. Pomyśl jeszcze raz” – tymi słowami zwiastun zapowiada to, czego można się spodziewać w filmie. Ktoś, kto jest choćby względnie obeznany z popkulturą (a zwłaszcza horrorem), powinien bawić się na „Domu w głębi lasu co najmniej nieźle”. Nawiązania do takich hitów jak „Cube”, „Rodzina Adamsów”, „Piątek 13-go”, „Truman Show” czy „Krąg” to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Odwołań do rozmaitych obrazów jest tu zatrzęsienie, większość z nich przemaglowana przez twórców na wszelkie możliwe sposoby. Do tego dochodzą smaczki dla graczy (na przykład bardzo dokładny cytat z „F.E.A.R.”) i spora dawka humoru. „W naszej stajni są same relikty dawnego świata” – mówi jedna z pracownic tajemniczej organizacji; i właśnie te słowa najdobitniej podkreślają grę z tradycją.

I learned it by watching you!

Za kamerą stanął Drew Goddard, który również wespół z Jossem Whedonem odpowiada za scenariusz. Konwencja obrana przez twórców nie każdemu przypadnie do gustu. Jeśli nie zauważymy zabaw stylistycznych i całej masy popkulturowych nawiązań, sama historia może wydać się bardzo naiwna i głupia. Wrażenie, że „gdzieś się to już widziało” może natomiast sugerować, że obiecywane nowatorstwo to zwykłe przechwałki i chwyt marketingowy. Ale „Dom w głębi lasu” to utwór skierowany przede wszystkim do miłośników kina (i gier), którzy docenią tę samą miłość u autorów tego nietuzinkowego pastiszu.

– Oby to była właściwa droga. Nie ma jej w GPS-ie. Nie jest warta globalnej nawigacji.

– I o to chodzi! Odciąć się od sieci. Żadnego zasięgu, żadnych kamer ulicznych… Przynajmniej przez jeden weekend mój tyłek nie będzie na globalnym celowniku. W tym tkwi cały problem.

– Społeczeństwo upada, Marty?

– Nie. Społeczeństwo się cementuje. Wypełnia pęknięcia betonem. Wszystko jest zapisane, nagrane, wrzucone na bloga, co nie? Dzieci mają chipy, żeby się nie zgubiły. Społeczeństwo musi upaść. Ale za bardzo się sramy, żeby na to pozwolić.

– Brakowało mi twoich tyrad.

Cała reszta powinna natomiast docenić zabawne dialogi, humor sytuacyjny, niezgorsze efekty i mocno przerysowaną grę aktorów. Wśród tych ostatnich pojawiają się między innymi Chris Hemsworth („Thor”), Richard Jenkins („Tajne przez pufne”, serial „Sześć stóp pod ziemią”) oraz urocza, choć niezbyt znana Kristen Connolly (serial „House of Cards”). Małe cameo ma tu również Sigourney Weaver! Szczególnie humorystycznie wypada natomiast Fran Kanz, który wciela się w Marty’ego Mikalskiego. Jego bohater, wiecznie pod wpływem marihuany, jest swego rodzaju dorosłą wersją Kudłatego ze „Scooby-Doo” (zwłaszcza, jeśli oglądało się serial „Jak poznałem waszą matkę” i wie, czego metaforę stanowić mogą kanapki).

Kolejnym plusem są monstra obecne w filmie, które wyglądają naprawdę efektownie. W ogóle, pod względem efektów specjalnych, scenografii, charakteryzacji itd. „The Cabin in the Woods” nie odbiega od standardów dzisiejszego kina grozy. Twórcy nie tylko odrobili więc lekcje, poznając klasykę gatunku, ale też zebrali ekipę specjalistów do pracy nad filmem. Rezultat jest bardzo wyrazisty, specyficzny. Z pewnością części widzów nie przypadnie do gustu, ale ja czuję się w pełni usatysfakcjonowany.

You’re not seeing what you don’t wanna see. Puppeteers!

Na przestrzeni ostatnich lat wielokrotnie miałem już przyjemność obejrzeć „Dom w głębi lasu”: najpierw w kinie (z kolegą, któremu notabene film się zupełnie nie spodobał), następnie parokrotnie na DVD, a nawet w telewizji. Ważne spostrzeżenie – zdecydowanie warto oglądać całość w oryginalnej wersji językowej. O ile tłumaczenie napisów jest jeszcze optymalne (kilka smaczków „ginie” w przekładzie, ale to nieuniknione), o tyle wersja z lektorem oferuje kilka naprawdę niefortunnych pomyłek, które niekiedy owocują nieco koślawą konstrukcją zdań. Na szczęście nie wpływa to jednak na odbiór całości. Warto natomiast podkreślić, że pośród całej masy nietrafionych tytułów, pod którymi filmy dystrybuowane są w Polsce, „Dom w głębi lasu” wyróżnia się na plus. Bez zbędnych, drażniących udziwnień, praktycznie zachowano tłumaczenie dosłowne.

Choć film Goddarda zdecydowanie nie jest pozycją którą docenić będą w stanie wszyscy widzowie, to jeśli szukacie niezobowiązującego tytułu na leniwy wieczorny seans, jest to propozycja w sam raz dla Was. Zwłaszcza zaś dla tych z Was, którzy na kinie grozy „zjedli zęby” i uważają, że ta formuła już się wyczerpała. Joss Whedon i Drew Goddard prawdopodobnie podzielają to zdanie i właśnie dlatego stworzyli film, który sami chcieliby oglądać. Nie każdy byłby w stanie poprowadzić zabawną grę ze schematami, ale temu duetowi się to udało. Polecam zdecydowanie!

 

Publikowano również na: polter.pl

Kamil Jędrasiak