NIEZAPOMNIANE PIASKI
Już kiedy film „Książę Persji: Piaski Czasu” w reżyserii Mike’a Newella wszedł na ekrany polskich kin, nie mogłem odmówić sobie wizyty w multipleksie. W towarzystwie dwójki znajomych udaliśmy się na seans w nadziei na lekką, przyjemną i nieabsorbującą rozrywkę. Nie dość, że chodziło o ekranizację platformowej, w gruncie rzeczy nieskomplikowanej gry komputerowej, to jeszcze za film odpowiada wytwórnia Disneya, która za target obrała sobie oczywiście nie tylko graczy, ale i rodziny z dziećmi.
Trudno rozpisywać się o fabule filmowego „Księcia Persji”, gdyż ta jest bardzo „klasyczna” i prosta. Dastan – młody, odważny złodziejaszek, sierota o wielkim sercu – zaskarbia sobie łaskę perskiego króla. Władca postanawia włączyć biedaka do monarszej rodziny, czyniąc go swym synem. Szlachetne czyny zapewniają chłopakowi szacunek, zarówno ze strony króla, jak i ludności. W nagrodę za poprowadzenie sprawnej taktycznie akcji oblężniczej, ojciec pragnie zaślubić go z księżniczką podbitej miejscowości. Słowem – bajka. Niestety, król pada ofiarą zamachu, a głównym podejrzanym staje się właśnie Dastan. W efekcie, niewinny bohater musi uciekać i traci zaufanie braci oraz stryja. Chcąc odzyskać dobre imię, stara się rozwikłać tajemnicę śmierci ojca. Pomaga (choć w zasadzie może raczej przeszkadza) mu w tym wspomniana księżniczka, Tamina.Jeśli ktoś zawsze oczekuje w kinematografii oryginalności, po przeczytaniu powyższego zarysu fabuły zapewne podejmie właściwą poniekąd decyzję, by darować sobie oglądanie filmu. Również Ci, którzy liczyli na wierną adaptację historii przedstawionej w „piaskowej” serii gier mogą poczuć się rozczarowani (aczkolwiek docenić powinni pewne nawiązania, głównie wizualne, zarówno do „Piasków Czasu”, jak i „Duszy Wojownika”, „Dwóch Tronów” czy – i tu może nastąpić pewne zaskoczenie – „Assassin’s Creed”). Nie znaczy to jednak, że przekreślanie „Piasków Czasu” już na samym starcie jest słuszne. Jak to zwykle z tego typu produkcjami bywa, najważniejsze okazuje się odpowiednie nastawienie. Dlatego też ani mnie, ani moich znajomych seans nie rozczarował. Od razu uznałem też, że kiedyś z chęcią do tego tytułu powrócę. Nie spodziewałem się jednak, że stanie się to tak szybko, ani że z taką przyjemnością będę do niego wracał w przyszłości. Nie oryginalność czy bliskość fabularna względem pierwowzoru są bowiem siłą filmu Mike’a Newella.
Ilekroć sięgam po pudełko DVD z aktorskim „Księciem Persji”, na którego okładce zarośnięty Jake Gyllenhaal wdzięczy się z zawadiacką miną, Ben Kingsley złowieszczo mruży brwi, a Gemma Arterton uwodzi swoim zmysłowym spojrzeniem, na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Nie dość, że rzadko zdarzają się tak udane filmy na licencji gier wideo, to jeszcze kinematograficzna odsłona „Piasków Czasu” doskonale wpisuje się w nostalgiczny nurt odświeżonego, przywróconego do głównego nurtu kina nowej przygody. Przede wszystkim właśnie to wywołuje we mnie aż tak pozytywne emocje – za każdym razem film Mike’a Newella przysparza mi niemałej frajdy, jest bowiem dla mnie czymś na kształt mentalnego powrotu do dzieciństwa, do naiwnej przyjemności i bezpretensjonalności cechującej młodzieńczy zachwyt.
– Piaski ukryte w klepsydrze mają potężną moc. Otwarcie wbitego w nią sztyletu zerwałoby pieczęć. Klepsydra rozpadłaby się na kawałki, a Piaski Czasu by się rozsypały, ponownie niosąc ze sobą gniew bogów, niszczący wszystko na swej drodze.
Urok marokańskich plenerów, przemieszany ze zdjęciami wykonanymi w studio i komputerowo generowanymi przestrzeniami, składa się na konsekwentny wizerunek świata, wiernie odpowiadający rzeczywistości z growego pierwowzoru. Zdjęcia, które same w sobie nie są przesadnie wirtuozerskie, doskonale podkreślają wdzięk rzeczywistości przedstawionej, piękno egzotycznych scenografii, kostiumów i oczywiście postaci.
Ładnym obrazkom towarzyszy równie atrakcyjna ścieżka dźwiękowa. Mam na myśli zarówno muzykę, sprawnie operującą orientalnymi instrumentami, jak i warstwę akustyczną związaną z wydarzeniami przedstawionymi na ekranie (tak zwane dźwięki diegetyczne). Odgłosy walki z użyciem broni białej, świst wystrzeliwanych bełtów i cała gama innych efektów przywołują na myśl stare, disneyowskie produkcje pokroju Aladyna. To tylko podkreśla beztroski, rozrywkowy charakter „Księcia Persji”.
Co istotne, w przypadku filmu Mike’a Newella zmiana warunków odbioru z kinowych na domowe nie wpływa ujemnie na przyjemność płynącą z oglądania, a przynajmniej nie czyni tego w nazbyt odczuwalny sposób. To o tyle istotne, że niejeden widowiskowy obraz, wyświetlany na zwykłych monitorach lub ekranach telewizorów (choćby nawet w 4K i/lub 3D), z domowym nagłośnieniem (choćby nawet w systemie Dolby 5.1), traci znacząco na atrakcyjności. „Avatar” czy „Grawitacja” posłużyć mogą za szczególnie wyraziste przykłady takiej „utraty jakości” doświadczenia.
„Książę Persji: Piaski Czasu” to tytuł zdecydowanie godny umieszczenia w domowej filmotece. Banał goni banał – i dobrze! Liczy się sposób, w jaki twórcy podeszli do dobrze znanych rozwiązań, a udało im się sprawnie zbalansować odtwórczość z kreatywnym przetworzeniem, akcję z humorem, smaczki dla graczy z językiem filmowym. Książę powrócił w pełnej krasie! Zarówno dla amatorów kina familijnego, jak i dla fanów serii gier stanowiących pierwowzór recenzowanego filmu, czy wreszcie dla każdego miłośnika bajkowo-baśniowych historii w klimatach orientalnych (tu z niemałą domieszką humoru) jest to wręcz pozycja obowiązkowa. Zwłaszcza, że przykłady dobrych adaptacji gier policzyć można na palcach jednej ręki, podobnie zresztą jak i próby udanego wskrzeszenia konwencji kina nowej przygody.
Publikowano również na: polter.pl