obce ciałoI OBY OBCYM POZOSTAŁO
Polskie kino już od jakiegoś czasu podnosi się po drastycznym upadku związanym z inwazją nienajmądrzejszych komedii romantycznych. Stopniowo wypieramy hity takie, jak „Ciacho” i wracamy do normalności, gotowi spojrzeć światu w twarz. Pośród tych wszystkich przemian pojawił się, kontrowersyjny sam w sobie, Zanussi. Teoretycznie jest tak, jak reżyser próbował perswadować: że wrota konkursów powinny stać dlań otwarte niezależnie od tego, co i o czym nakręcił; że krytyka w Polsce to już nie krytyka. Teoretycznie, bowiem w praktyce okazuje się, iż nawet najlepsi popełniają ogromne błędy. Takim błędem z pewnością było zrealizowanie „Obcego ciała”.

Angelo (Riccardo Leonelli) i Kasia (Agata Buzek) są zakochani i spędzają miłe chwile w ojczyźnie chłopaka. Kasia postanawia jednak powrócić do kraju, by wstąpić do zakonu. Jej ojciec (Sławomir Orzechowski) próbuje „ocalić” córkę przed błędem i ściąga Angelo do Polski. Nie przynosi to oczekiwanego rezultatu. Młody Włoch postanawia pozostać w Polsce przez rok, do czasu ślubów, mając nadzieję, że ukochana zmieni zdanie. Tymczasem podejmuje pracę w jednej z korporacji. Szybko okazuje się, że funkcjonowanie w wielkim mieście i wielkiej firmie nie jest najłatwiejsze. Szefowa Angelo, Kris (Agnieszka Grochowska), jest surowa i lubi przekraczać granice podpierając się autorytetem władzy, z kolei jej podwładna, Mira (Weronika Rosati), gotowa jest zrobić wszystko, byle zyskać w oczach przełożonej i najwyższych instancji korporacyjnej władzy. Czy Angelo nie wytrzyma presji i wróci do Włoch? Czy Kasia ostatecznie zostanie zakonnicą? Która z kobiet dostanie awans i za jaką cenę?

obce ciałoWłaściwie już pierwsze minuty filmu dają ogólną zapowiedź poziomu całej produkcji. Najpierw kilka landszaftów, potem najprostsze próby perswadowania córce przez ojca braku istnienia siły wyższej (Boga) oraz wyższość życia „tu i teraz” ponad „podążaniem ku zbawieniu, które nie wiadomo, czy istnieje”. Wszystko to jest bezpośrednie, prostackie, banalne; nie ma miejsca na rozważanie, metafory czy skłaniające do refleksji pytania. Widz ma wiedzieć, więc się dowiaduje. Za pomocą utartych sloganów, wyświechtanych frazesów i argumentacji, która już dawno odeszła do lamusa. Te pierwsze minuty dopełnia natarczywa muzyka Wojciecha Kilara, która w landszaftowych scenach wydaje się jeszcze urokliwa, ale gdy w formie prawie zapętlenia przygrywa w reszcie prawie dwugodzinnej produkcji, to zaczyna naprawdę przeszkadzać. Nie inaczej jest zresztą z drugim elementem aranżacji muzycznej, czyli stukaniem w pojedyncze klawisze o bardzo zbliżonym, wysokim tonie. Co więcej, rzecz na początku obrazu wygląda mniej więcej następująco: pojedyncze nuty, płytka rozmowa ojca z córką, fade out i fragment listy płac. To też wraca w formie zapętlenia, przynajmniej trzy razy pojawia się ubogi motyw muzyczny, twarze Buzek i Orzechowskiego, niewyszukana rozmowa i zaciemnienie. Rzecz wydaje się gorzej, niż szkolna (to zresztą obraza dla niektórych, jeżeli nie większości, prac zaliczeniowych ze Szkoły Filmowej). Ale dość o pierwszych pięciu minutach filmu.

„Obce ciało” nieomal pęka w szwach perwersji i degrengolady, jakie narzucił mu Zanussi. Zamiast jednak zadawać pytanie o to, co jest w tym obrazie, należałoby raczej zapytać o to, czego nie ma. Z pewnością ułatwiłoby to tworzenie listy. Mamy zepsutą do cna korporację, w której ludzie reagują na gwizdy podobne do poszukującego ofiary ptaka; szefową o niecodziennych upodobaniach seksualnych z apteczką pełną tabletek „po” oraz tych na – jak to mówi Kris – „dziurę w mózgu” (tabletek gwałtu). Mamy seksualne wyuzdanie i traktowanie seksu jako sportu lub drogi do celu; oraz wątek prawie-lesbijski. Jest wykorzystywanie władzy, prowadzenie pod wpływem alkoholu, jest rosyjskie więzienie, a nawet mały pościg. Są też przeczucia i przewidywania oraz wizje; zwątpienie i pewność, ale nigdy we właściwych proporcjach. Są układy i układziki, sięgające nie tylko szefów korporacji, ale i samego Watykanu. Znajdziemy też sprawy typowo polskie, czyli zbrodnie wojenne. A wszystko to, albo potraktowane po macoszemu, zarysowane nawet nie w formie szkicu, ale jakiegoś jego cienia; lub wprost przeciwnie – nakreślone najgrubszą z najgrubszych kresek, sprowadzone do jednego wymiaru, pewnej figury, a nie realnej postaci lub sytuacji.

Jak na film kogoś równie doświadczonego, jak Zanussi, to w „Obcym ciele” aż roi się od błędów inscenizacyjnych i logicznych. Są puste szklanki, które napełniają się w odpowiednim momencie i gigantyczne, obiadowe talerze do sucharków. Jest hipnotyzer-morderca (ten wątek mnie osobiście przyprawił o jęk rozpaczy i ból jestestwa). I reporter, który na pogrzebie robi zdjęcia jakiegoś rodzaju oświadczenia (to, jak robi to zdjęcia jest naprawdę godne pożałowania). I wiele, wiele innych.

Nie ratuje produkcji aktorstwo. Chociaż patrząc na obsadę raczej się tego nie spodziewałam. Naprawdę kiepsko wypada Grochowska, która w najbardziej krytycznych momentach wydaje się plastikowa, sztuczna i przerażająco fałszywa. Lepiej prezentuje się Rosati, ale to zapewne dlatego, że całość jej roli nie przekracza zapewne dziesięciu zdań. Podobnie Buzek – również nie miała okazji pokazać swoich aktorskich umiejętności. Muszę jednak napisać, że w „Obcym ciele” wygląda naprawdę źle, jeżeli chodzi o sferę wizualną. Zabrakło mi czegoś w Leonellim, ale tak naprawdę trudno ocenić włoskiego aktora mówiącego głównie po angielsku.

Wydaje mi się, że mniej więcej rozumiem, co reżyser-scenarzysta zamierzał „Obcym ciałem” przekazać. Sądzę jednak, że – i wiek nie ma tutaj nic do rzeczy – za mało funkcjonował w opisywanym przez siebie świecie, przez co sprowadził go do żałosnych stereotypów, które w ostatecznym rozrachunku nic nie znaczą. Pomysł przesunięcia sacrum i profanum, epatowania pewnym skrajnościami mógłby być niezły, gdyby nie był tak dosłowny. Zanussi wydaje się niepewny swojego przesłania oraz jego zrozumienia, więc w usta czarno-białych bohaterów wkłada czarno-białe słowa. A w finiszu komentuje całość, równie czarno-biało, jak gdyby ktoś mógł nie pojąć tego prostackiego wręcz pomysłu. Dodatkowo okrasza całość kompletnie niezrozumiałymi scenami agresji i wulgarności, które zamiast mrozić krew w żyłach zwyczajnie bawią. Te nagłe „zwroty” akcji spowodowały zresztą, że w jednej z ostatnich scen, gdy Angelo tuli sukienkę Kasi, zastanawiałam się czy nie uzna, że sam powinien ją założyć (w końcu szkoda, żeby się zmarnowała, prawda?). Można nazwać „Obce ciało” nową twarzą Zanussiego (czy na pewno tak nową?), ale można też powiedzieć, bez ogródek, że to nie tylko jego najgorszy film, ale i zły film w ogóle.

Alicja Górska