ZOMBIE I KSIĄŻĘ
Trzeba przyznać, że Netflix umie wybierać najatrakcyjniejsze spośród dostępnych schematów filmowych – tym razem padło na motyw księcia i dziewczyny z ludu, którzy zakochują się w sobie. „Świąteczny książę” to stosunkowo głośny tytuł, który zjednał już sobie niemałą widownię. Do tego stopnia niemałą, że na platformie pojawiły się kolejne odsłony tego cyklu. Czy jednak faktycznie jest się czym zachwycać?
Amber (Rose McIver) jest korektorką w podrzędnej gazecie. Szefowa, z powodu braku innych dziennikarzy, wysyła ją jednak do Aldovii, by przygotowała artykuł o tamtejszym księciu. Młody Richard (Ben Lamb) od roku bałamuci kobiety na całym świecie, odwlekając objęcie tronu po zmarłym ojcu. Gdy nie dochodzi do konferencji prasowej, zdeterminowana dziewczyna postanawia powęszyć w pałacu. W ten sposób zostaje omyłkowo wzięta za nową nauczycielkę siostry księcia, co bez mrugnięcia okiem wykorzystuje. Szykuje się mocny artykuł, zwłaszcza że w królewskim świecie intryg nie brakuje. Tylko czy Amber będzie miała odwagę wykorzystać zdobytą wiedzę, gdy jej relacja z Richardem zacznie się zacieśniać?
Kilka razy w ostatnich dniach pisałam już o znanych skądś fabułach. „Świąteczny książę” to kolejna produkcja, od której próżno byłoby oczekiwać oryginalności. Mamy: wątek romansowy między zwykłą dziewczyną i księciem; siostrę młodego władcy, która dotąd nikogo nie darzyła sympatią, ale Amber uwielbia niemal od pierwszego wejrzenia; intrygi zazdrosnego o tron dalekiego kuzyna i w końcu całe piętra kłamstw, które ostatecznie i tak zostaną wybaczone, bo bez tego nie byłoby happy-endu. Widzieliście już to wszystko w takich filmach jak „Książę i ja” czy choćby w recenzowanej niedawno „Zamianie z księżniczką”. Jasne, filmy różnią się detalami, ale zasadniczo chodzi o to samo – mezalians.
Film pełen jest mniejszych i większych dziur logicznych oraz uproszczeń, ale nie o to przecież w podobnych produkcjach chodzi, by były wybitnymi narracjami, więc nie zamierzam się czepiać. Historia rozwija się całkiem dynamicznie, ale jednocześnie nie pędzi na łeb na szyję, dzięki czemu wydaje się bardziej naturalna, niż jest w rzeczywistości. Realizacyjnie całość nie odbiega od standardów Netflixa. Jeżeli lubujecie się w podobnych opowiastkach, możecie wręcz obejrzeć „Świątecznego księcia” z przyjemnością. Ma bowiem pewien naiwny urok, znajdzie się w nim również kilka wartościowych przesłań.
„Świąteczny książę” przypomina o tym, że nie należy nikogo oceniać na podstawie pozorów. W nieciekawym świetle stawia również dzisiejsze dziennikarstwo – przez cały film na ekranie nie pojawia się żaden taktowny, przyjazny i logicznie myślący dziennikarz; wszyscy to hieny cmentarne (łącznie z główną bohaterką, choć ta ostatecznie przechodzi przemianę, ale wtedy rzuca pracę, więc…). W produkcji – dość pobieżnie, ale jednak – stematyzowany mamy też motyw radzenia sobie ze śmiercią oraz żałobą. Znalazło się także miejsce na przypomnienie, że rodzina to coś więcej niż krew, oraz że na bliskich możemy liczyć w każdym, nawet w najtrudniejszym momencie. Musicie przyznać – to idealne przesłania na świąteczny czas.
Wiele do życzenia, przynajmniej z mojej perspektywy, pozostawia za to część castingu. Jeżeli widzieliście Rose McIver w „iZombie” trudno będzie Wam odgonić ten obraz, patrząc na nią w roli dziennikarki. Aktorka wyraźnie odstaje od kanonu typowych dla podobnego schematu postaci. Jej karykaturalna mimika świetnie sprawdziła się w serialowej adaptacji komiksu, ale tutaj wydaje się po prostu przeszkadzać. Skoro już twórcy postawili na wierne odtworzenie schematu, mogli pójść za ciosem w kwestii zaangażowania odpowiedniej aktorki.
Fenomen „Świątecznego księcia” jest dla mnie trudny do zrozumienia, ale umiem go sobie wytłumaczyć – wielka platforma streamingowa wybrała lubiany powszechnie schemat, ubrała go w świąteczne szaty i wygrała walkowerem. Gdy bowiem przyjrzeć się innym propozycjom romantycznych, bożonarodzeniowych historii z ostatnich lat, nie ma za bardzo, w czym wybierać. Można oczywiście odświeżać to, co znane i lubiane, ale wciąż jesteśmy przecież ludźmi – wiecznie spragnionymi nowości, nawet jeżeli kryje się pod tym hasłem to samo, tylko z innymi aktorami i w innej scenerii. W każdym razie – „Świąteczny książę” bardzo dobrze realizuje postawione przed nim zadania. Wielbiciele podobnego schematu powinni być zadowoleni.