TOKSYCZNE DRAMY
Wakacyjny czas zawsze nieco mnie „ogłupia”. Przebijanie się przez ciężkie tematy i nierzadko wybitne artystyczne formy jest ponad moje siły. Zdolność do intelektualnego wysiłku w okresie odpoczynku przychodzi mi po prostu niezwykle ciężko. Nie oznacza to jednak, że łykam z beletrystyki jak młody pelikan wszystko, co podstawi mi się pod dziób. Taki na przykład drugim tom „Bad Boy’s Girl” autorstwa Blair Holden wciąż odbija mi się czkawką.
Niby są razem, a jednak osobno. Graficzne inkarnacje bohaterów na okładce książki stoją odwrócone do siebie plecami, rozdzielone murem tytułu. Do tego smutny odcień błękitu i mamy zapowiedź postrozstaniowej depresji. Zyskała na tym chyba jednak bohaterka, która w kusym wdzianku i nieco flirciarskiej pozie spogląda na potencjalnego odbiorcę powieści. Całość jedynie w nieco naciągany sposób łączy się z faktyczną historią.
Akcja drugiego tomu „Bad Boy’s Girl” zaczyna się od opisów cierpienia wynikającego ze złamanego serca. Cole przyznał się bowiem Tessie, że wstawiony całował się z Ericą, jego rzekomą przyjaciółką. Protagonistce świat wali się na głowę. Wybaczyć nie potrafi, żyć ze świadomością cudzych warg dotykających usta ukochanego także nie. Tymczasem rok szkolny dobiega końca, nadchodzą długo planowane wakacje, a wkrótce college. Matka Tessy na dobre porzuciła rodzinę i obściskuje się z młodzikami na jakichś słonecznych plażach. Ach, życie dorastającej dziewczyny jest naprawdę trudne. Czy Tessie uda się to wszystko wreszcie poukładać? Czy wybaczy Cole’owi? A może… może w ogóle nie ma czego wybaczać?
O matki i córki, żony i kochanki, dziewice i kurtyzany jaka ta powieść jest nieznośnie infantylna. O ile pierwszy tom „Bad Boy’s Girl” miał w sobie pewien urok pomimo nagromadzenia dramatów, o tyle druga część cyklu wkracza pod tym względem na pewien nieprzyswajalny poziom absurdu. Jeżeli nastolatki faktycznie marzą o podobnych uniesieniach to, panowie, uciekajcie, gdzie pieprz rośnie. Do tej pory sądziłam, że to powieści dla dojrzalszych kobiet o wyprowadzkach na wieś i poznaniu tam zamożnego ideału ze smutną przeszłością są przerysowaną, nierealną i ogłupiającą wizją. Okazuje się jednak, że przy „Bad Boy’s Girl” to niemal edukacyjna, rozważna lektura. Drogie dziewczyny, sensem miłości naprawdę nie są nieustające fochy, kłótnie, szukanie problemów, publiczne odstawianie szopki czy kretyńskie, grubymi nićmi szyte intrygi.
– Nie bądź taka urocza. -Nie umiem inaczej.
– Dlaczego nie możesz we mnie rzucić suszarką, jak normalna kobieta?
– Suszarką? Jeśli już miałabym w ciebie rzucać sprzętem AGD, wybrałabym robota kuchennego.
Relacja Cole’a i Tessy nosi wszelkie możliwe znamiona toksyczności. Chłopak reaguje agresją na każdy kontakt dziewczyny z płcią przeciwną. Ona zaś wyobraża sobie (tak, to musi być jakaś chora wyobraźnia, bo w realnym życiu coś takiego jest nie do pomyślenia), że dosłownie KAŻDA dziewczyna zamierza uprawiać z Colem seks tudzież po prostu zmusić go do zerwania z protagonistką, gdyż uważa, że Tessa po prostu nie jest wystarczająco dla Cole’a dobra. Bohaterowie każdą kłótnię finalizują macankami, pocałunkami lub seksem, w których skrywają się „wiadomości”, co w praktyce oznacza jakąś bliżej nieokreśloną brutalność lub zaborczość. Uzależnienie protagonistów od siebie stara się być przez autorkę uromantyczniane, ale w rzeczywistości wygląda raczej jak studium przypadku psychotycznego. Gwoździ do tej trumny zdrowego związku jest wiele, ale dodam jeszcze tylko podkreślanie posiadania (Cole mówi, że Tessa jest jego, a Tessa entuzjastycznie się z tym zgadza).
Dowiedz się, kim jesteś, zanim staniesz się częścią kogoś innego.
Jak wspomniałam WSZYSTKIE dziewczyny lecą na Cole’a. Albo to się dzieje w wyobraźni bohaterki, albo to jakiś pokręcony świat, niemniej narracyjnie to pewne – WSZYSTKIE dziewczyny lecą na Cole’a i nie cofną się przed niczym byle go zdobyć. Kłamstwa, manipulacje, literalne podstawianie nóg, a nawet inwestowanie w wielkoformatowe reklamy – granice nie istnieją. W końcu faceci właśnie takie dziewczyny kochają. Problem jest oczywiście nie do rozwiązania. Tessa może jedynie nauczyć się żyć ze stale rosnącą popularnością Cole’a i przyjmować kolejne razy. Fanki są bowiem tak tępe, że nie przyjmują do wiadomości odrzucenia. Protagonista pragnie jednak szczęścia głównej bohaterki, więc coś zrobić musi. Co ostatecznie robi pozostawiam Waszej wyobraźni (tak, chodzi o to najgłupsze rozwiązanie) albo do masochistycznej lektury.
Przestań być moim obrońcą, Cole, bądź po prostu moim chłopakiem, okej?
Bardzo dziwne rzeczy dzieją się też w „Bad Boy’s Girl” z czasem. Ten podobno mija i to od rozpoczęcia historii rzekomo nawet w latach, ale w ogóle tego nie czuć. Bohaterowie deklarują przejście jakiejś gruntownej przemiany, lecz w rzeczywistości w przypadkowych momentach po prostu robią rzeczy dla ich osobowości nienaturalne, by później jak gdyby nigdy nic wrócić do punktu wyjścia. Tessa jest podobno na studiach zapracowana, ma mnóstwo zajęć i pracę, dzięki której utrzymuje się na studiach, ale czytelnik ani razu jej w tej tajemniczej pracy nie „spotyka”. Później okazuje się, że Tessa ma jednak za dużo czasu, więc szuka dodatkowych zajęć i tak z miejsca, w środku semestru, dołącza do zorganizowanych grup zorientowanych na konkretne aktywności (oczywiście nabór dla wszystkich innych jest zamknięty, tylko – podobno nienawidzona na kampusie – Tessa potrafi obejść system dzięki rozlicznym, choć głęboko skrywanym, talentom). W kontekście czasu warto jeszcze wspomnieć, że kolejne rozdziały pomijają niekiedy całe partie wydarzeń. Daje to wrażenie powieści w odcinkach, a nie jednolitej historii.
Są na tym świecie rzeczy, w których twój facet nie powinien cię oglądać, i zalicza się do nich piżama, w której wyglądasz jak dwunastolatka.
Mogłabym tak jeszcze długo wymieniać, dlaczego drugi tom „Bad Boy’s Girl” jest nie tylko gorszy od pierwszej części, ale jest po prostu zły. Mogłabym pisać o czarno-białym świecie, w którym maksyma „oko za oko, ząb za ząb” wydaje się być życiową wskazówką; o mściwości, podwójnej moralności, narcyzmie i użalaniu się nad sobą; o powtarzalnych zwrotach akcji i fragmentach tekstu, które wyglądają jak powstałe metodą „kopiuj-wklej” z innej części książki; o tym, że książka sprawia wrażenie zwyczajnie niepotrzebnej i na siłę, a kończy się w momencie frustrująco nijakim; o… Dość. Odradzam wszystkim tym, którzy umieją odróżnić romantyzm od toksycznego, destrukcyjnego uzależnienia jedynie nazywanego miłością.
Za egzemplarz dziękuję: wydawnictwo Jaguar