WSZYSTKIE ODCIENIE CIERPIENIA
Rozmawiałam z tatą o służbie wojskowej. „Jestem przeciwna jej przywróceniu. W idealnym świecie – powiedziałam – nie byłoby w ogóle potrzeby posiadania wojska”. Nie zgodził się. Może już nie wierząc w idealny świat, a może nie słysząc tego dopowiedzenia o konieczności zrewolucjonizowania rzeczywistości. Nigdy nie zrozumiem, skąd w ludziach ta potrzeba agresji, walki, zabijania. Na tym poziomie wiele mam wspólnego z bohaterem książki „Chłopiec z Aleppo, który namalował wojnę” autorstwa Sumii Sukkar.
Już na półce nie da się tej książki ominąć. Ocieka barwami – żywymi, soczystymi, jakby hiperrealistycznymi. Pozornie wydaje się nawet radosna. Jednak tylko dopóty, dopóki nie zobaczy się na froncie chłopca skulonego pod zrujnowaną ścianą domu – kto wie, może i jego domu? Zróżnicowany koloryt traci na pozytywnym przekazie. Wielobarwne chmury zmieniają się nagle w obłoki trujących gazów i sypiących ścian. A to dopiero początek.
Adam nie jest typowym chłopcem. Ten 14-letni mieszkaniec Aleppo patrzy na świat nieco inaczej niż przeciętny człowiek, przejawiając symptomy zespołu Aspergera oraz synestezji. Gdy napięcia społeczno-polityczne w Syrii sięgają zenitu i wybucha wojna domowa, bohater nie potrafi odnaleźć się w nowej sytuacji i zmienić dotychczasowych przyzwyczajeń wyrażania siebie rysunkiem. Maluje więc obrazy rozruchów i patrzy na zmieniające się kolory rodziny. A wokół Aleppo sypie się w gruzy. Po kolei znikają członkowie jego rodziny, wybuchają bomby, obcy ludzie krzyczą i sprawiają sobie nawzajem ból. Dlaczego? Adam nie rozumie. Wkrótce pozostaje tylko ucieczka. Tylko czy gdziekolwiek jest jeszcze bezpiecznie? I czy słowo „bezpiecznie” ma jeszcze jakieś znaczenie?
Płakałam. Czytałam „Chłopca z Aleppo, który namalował wojnę” i łzy ciekły mi strumieniami po policzkach, a następnie kapały na stronice powieści. Z jednej strony płakałam nad Adamem i jego rodziną, z drugiej nad wojną. Płakałam nad tym, że powieść Sukkar jest fikcją tylko na poziomie szczegółowej fabuły, więc przedstawia pewną ogólną prawdę i płakałam nad okrucieństwem ludzi. Płakałam nad sobą i nad człowieczeństwem. „Chłopiec z Aleppo…” czekał na swoją kolej na półce przez kilka tygodni, ale kiedy już zaczęłam go czytać, to nie skończyłam dopóki nie przewróciłam ostatniej strony.
Wojna trzyma niepewność nad moją głową, jak wielką szarą chmurę, z której zaraz lunie deszcz i posypią się grzmoty.
Główny bohater jest trochę, jak ludzie (Ty, ja, my), którzy o wojnie słyszą w telewizji. „To straszne” – mówią, ale tej grozy nawet nie dotykają. Ich przejęcie wyparowuje niemal w chwili, gdy kończą zdanie. Ze spokojem wracają do telenoweli i nie zastanawiają się nad śmiercią, cierpieniem, brudem, strachem. Adam, który wykazuje cechy zgromadzone pod hasłem „zespół Aspergera”, „autyzm” czy „synestezja” też jest nieco obok tej historii. Widzi wojnę – ze śmiercią, cierpieniem, brudem i strachem – ale nie do końca ją rozumie. Powody dystansowania się do sytuacji są u bezpiecznego widza wiadomości i głównego bohatera powieści bardzo różne, ale jednak na bardzo ogólnym poziomie podobne. Obraz, który wyłania się z takiego emocjonalnie chłodnego (według ustandaryzowanych poglądów) podejścia do wojny przeraża podwójnie. Z jednej strony uświadamiamy sobie, że za zdjęciami z wiadomości kryje się coś więcej niż tylko słowo „wojna”, a z drugiej strony – choć „rozgrzeszamy” od początku Adama i jego sposób postrzegania rzeczywistości – że jesteśmy tak okrutnie beznamiętni i egoistyczni jak pozornie główny bohater tej powieści. Jednak podczas, gdy emocjonalność protagonisty jest uzasadniona wrodzonym, odmiennym sposobem patrzenia na świat i znajduje inne ujście, to za naszą stoi wyłącznie postmedialna znieczulica.
Zawsze chciałem, żeby w naszych umysłach pojawiła się tabliczka i gumka do ścierania, kiedy zamkniemy oczy, byśmy mogli przepisać wspomnienia na nowo lub po prostu je wymazać.
Relacja prowadzona przez Adama daje jednak czytelnikowi znacznie więcej bodźców niż tylko te emocjonalne. Świat widziany jego oczami to świat przygasających barw. Świat, w którym miękkie i ciepłe kolory powoli blakną i nikną; gdzie przestrzeń i ludzie stają się szarzy – pozbawieni uczuć i znaczenia. Przeraża, że początkowy kolorystyczny rozkwit pojawia się u bohaterów wtedy, gdy dzieją się rzeczy wyjątkowo pozytywne i niecodzienne, a po wybuchu wojny radość odcieni to efekt np. posiłku na śmietniku. Przewartościowywanie życia i zmiana symboliki barw w oczach Adama są nie mniej wstrząsające niż same obrazy przelewanej krwi i okrucieństwa, które zresztą chłopiec traktuje z typową dla siebie naiwnością.
Od pewnego czasu, gdy zwiększyła się liczba uchodźców, na całym świecie trwa dyskusja na temat udzielania im pomocy. Wśród argumentów przeciwników wsparcia dla opuszczających tereny objęte wojną przez długi czas królowało przekonanie, że tylko kobiety z dziećmi powinny poszukiwać wsparcia poza granicami swojego państwa. „Bo czyż mężczyźni nie powinni bronić swojego kraju?” – perorowali. Warto sobie uświadomić, że od kiedy wojna w Syrii ostatecznie wybuchła (bo napięcia społeczno-polityczne trwają tam znacznie dłużej) minęło już sześć lat. To sześć lat bratobójczych starć, które według większości miały zająć maksymalnie kilka tygodni. Ludzie są zmęczeni, zniechęceni i – najważniejsze – najczęściej w ogóle nie rozumieją (i słusznie) sensu oraz powodów wojny. Płeć i wiek nie mają tu więc żadnego znaczenia. Syryjczycy pragną po prostu normalności i o tym także jest „Chłopiec z Aleppo…”.
Pewnego dnia, kiedy wojna się skończy, pokażę ludziom swoje obrazy, żeby wiedzieli, co się naprawdę wydarzyło.
Powieść Sukkar obala zresztą więcej dziwacznych stereotypów. Według ogólnego przekonania wszyscy mieszkańcy Syrii to wyznawcy skrajnych, agresywnych odłamów religijnych odcięci od zdobyczy technologicznych XXI wieku i niezaznajomieni z kulturą zachodnią. Tymczasem protagonista tej historii wspominając beztroskie chwile swojego dzieciństwa, przywołuje momenty oglądania z rodziną programów takich, jak „Punk’d” z Ashtonem Kutcherem na MTV. Konflikt w Syrii jest oczywiście ściśle związany z kwestiami religijnymi, ideologicznymi i politycznymi, ale ocenianie przez jego pryzmat całej społeczności, to tak jakby traktować wszystkich mieszkańców Polski jako praktykujących, zaangażowanych katolików, którzy „pamiętają, aby dzień święty święcić”. Każda wojna pociąga za sobą ofiary cywilne, niezaangażowane bezpośrednio w konflikt albo nieświadomie angażujące się w sprawę, która ich przerasta.
– Dlaczego jest wojna, Yasmine?
– Chciałabym wiedzieć.
– Ale kto walczy przeciw komu?
– Rząd przeciwko wolnej armii
Tak dzieje się zresztą w „Chłopcu z Aleppo…”. Historię opisaną w powieści stanowi bowiem prawdziwe tło historyczne – wydarzenia z 2011 roku, kiedy to ludzie oburzeni brutalnym potraktowaniem przez władze nastolatków, którzy napisali na murze „koniec z reżimem”, wyszli na ulice, by pokojowo protestować. Nie wiedzieli wtedy, że ich sprzeciw stanie się początkiem większego konfliktu zbrojnego. Sukkar opisuje tę sytuację bardzo subtelnie, z perspektywy nieszczególnie zainteresowanego i otrzymującego szczątkowe informacje Adama, ale czytelnik zorientowany w sytuacji natychmiast połączy kropki. Co więcej pisarka ma świadomość, że tortury nastolatków były tym dla wybuchu wojny domowej w Syrii, czym zamach na księcia Ferdynanda dla I wojny światowej. Tak naprawdę ludzie gotowi byli protestować już wcześniej, ale agresywność władz tylko rzecz przyspieszyła.
Kiedy jestem rozczarowany i zamykam oczy, widzę fiolet.
Debiutancka powieść Sumii Sukkar zawiera w sobie potężny ładunek emocjonalny, ale także edukacyjny. Nie dlatego, że bezpośrednio przedstawia fakty i próbuje wytłumaczyć sytuację na ich przykładzie, ale z powodu pośredniego zachęcania do zainteresowania się sprawą – czytelnik chce poznać sytuację i zrozumieć to, czego nie zrozumiał lub nie umiał zinterpretować Adam. Zaczepienie się autorki na najczęściej przywoływanych w mediach faktach dodaje wrażenia autentyczności historii, potęgując motywację do zapoznania się z przeszłością Syrii. „Chłopiec z Aleppo, który namalował wojnę” to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w 2017 roku i będę polecała ją każdemu, kto będzie szukał dobrej i ważnej lektury.