dziewczynka z zapalniczkąW PÓŁ KROKU, W ROZKROKU

Z pewnym wstydem przyznaję, że bardzo długo nie interesowałam się kryminałem. Zwłaszcza tym wychodzącym spod  rodzimego pióra. Być może było to pokłosie stosunku do polskich filmowych kryminałów (co też już się zmienia) i przekonania, że w propozycjach gatunkowych – czy to pisanych, czy kręconych – raczej sobie nie radzimy. Tak, byłam ofiarą obiegowej opinii. Ostatnio jednak próbuję to zmienić, sięgając po takie książki, jak „Dziewczynka z zapalniczką” Mariusza Czubaja.

Nawiązująca estetyką do ostrzegawczych znaków okładka przykuwa wzrok. Zainteresowanie oglądającego utrzymuje jednak nie tylko dzięki żółtej, intensywnej barwie. To zastosowanie symboliki – zamiast ordynarnej reprezentacji rzeczywistości w postaci kolejnego fotograficznego portretu – sprawia, że także pośród tłumu książek na księgarskich półkach to właśnie na tę zwróciłabym uwagę. Ognisty zapleciony warkocz niepokoi kulturowymi konotacjami dotyczącymi rudości, zwłaszcza w połączeniu z intertekstualnym tytułem powieści oraz świadomością cech charakterystycznych dla gatunku kryminału. To, czy obietnice okładki zostają spełnione, to już zupełnie inna sprawa.

dziewczynka z zapalniczkąŚwiat huczy od wystrzałów, ale gdy zaczyna się akcja, nie chodzi jeszcze o wystrzały z broni palnej. Jest Sylwester, rok 2010, Polska. Jacek Szymon spotyka się z tajemniczym zleceniodawcą w katowickim lesie, by zakończyć dochodzenie w sprawie sprzed 6 lat. Niestety nic nie idzie po jego myśli. Dawny Mentor i kolega Rudolfa Heinza ginie potrącony przez samochód. Niespodziewana śmierć sprawia, że policja ponownie zaczyna interesować się zabójstwem z września 2001 roku, gdy w willi na Brynowie odkryto okaleczone zwłoki 6 letniej dziewczynki. Dlaczego Jacek Szymon zginął? Czy znalazł się zbyt blisko rozwiązania sprawy z przed lat? Rudolf Heinz, profiler który jeszcze niedawno zastanawiał się nad odejściem z policji, postanawia ze względu na dawne czasy zająć się sprawą. Działania utrudnia mu wypuszczenie z więzienia groźnego przestępcy, który ewidentnie pragnie zemsty za lata odsiadki.

Na książkę Czubaja zdecydowałam się po zapewnieniu Ewy Nowickiej, która na Recenzencie (nasz stary projekt) zajmowała się właśnie przede wszystkim kryminałami, że warto. Niestety, o ile kilka stron wprowadzenia zapowiadało naprawdę ciekawą historię, o tyle kolejne rozdziały nie budziły już we mnie tyle entuzjazmu. „Dziewczynka z zapalniczką” była dla mnie pierwszym spotkaniem z Czubajem i autor bardzo szybko dał mi odczuć, że być może nie był to najlepszy pomysł. Pisarz wielokrotnie nawiązuje do wydarzeń z poprzednich utworów, co pozostawiało mnie zagubioną i niepewną, czy aby będę w stanie w pełni utwór zrozumieć i docenić. Ostatecznie, z czasem oswoiłam się z obcym światem Czubaja, dopowiadając sobie w mniej zrozumiałych fragmentach fabułę własnymi domysłami i gdybaniami. Nie mogę jednak powiedzieć, bym to oswojenie uznała za początek przyjaźni.

Pomyślał o tatuażu na plecach tamtej kobiety. O tym, jaką opowiadał historię. O dziewczynce z zapalniczką i trzech płonących postaciach. Smażących się w ogniu piekielnym? A także o domu, z którego zostały tylko zgliszcza. Myślał też o tym, dlaczego to wszystko robiła.

W pewnej mierze odpowiedzialna jest za to jak sądzę niewielka objętość książki. Powieść liczy sobie niespełna 300 stron, a mimo to autor nigdzie się nie spieszy, nie dynamizuje opowieści. Po prostu odbiera światu szczegółowość, ogranicza liczbę ruchów postaci. Jednocześnie mnoży wątki (sprawa sprzed lat, relacja Heinza z Szymonem, mściwy kryminalista). Chwilami akcja się zawiesza, zwalnia, wręcz nudzi. Można by to wybaczyć 600-stronicowej knadze, ale takiemu chucherku? Ma się wrażenie historii niepełnej, jakby dopiero wstępu do czegoś większego bardziej mrocznego i silniej angażującego. Nie byłam w stanie zżyć się powołanymi na kartach kryminału postaciami. Ba, długo większości nie rozpoznawałam. Nie trafiały do mnie relacje przedstawionych bohaterów, momentami myliłam jednych z drugimi. Dopiero gdzieś w połowie zorientowałam się, że Heinz jest protagonistą tej powieści. Niemniej podkreślam jednak, że za to wszystko może być odpowiedzialna nieznajomość książkowego uniwersum.

Nie samym śledztwem człowiek żyje. Jeśli nie wyluzujesz, zwariujesz.

Pozytywnie na wrażenie zanurzenia w świecie przedstawionym wpływały za to liczne nawiązania do realnych wydarzeń z polskiej rzeczywistości. Wprowadzone jakby mimochodem, zasłyszane gdzieś w telewizji albo stanowiące przedmiot przypadkowej dyskusji. Przemyślanie podrzucane tropy spinające faktyczną przeszłość z fikcyjną akcją sprawiały, że momentami książka przybierała wymiar niemal reportażowy w charakterze. W końcu wiele elementów było na wyciągnięcie wspomnień, a pozostałe… Pozostałe mogły dziać się w policyjnym, niedostępnym dla przeciętnego człowieka świecie.

Sama kryminalna intryga, chociaż pełna okrucieństwa i przytłaczająca, gdy głębiej się nad nią zastanowić, z powodu mało plastycznych opisów oraz braku intensywnego skupienia na jednym wątku na rzecz rozproszenia akcji, nie robiła na mnie wrażenia. Dużo bardziej nęciła mnie historia Jacka Szymona, jego obsesji w pogoni za ujęciem sprawcy sprzed lat. Wydaje się, że Czubaj operuje tutaj półśrodkami. Wykreowany przez niego świat i bohaterowie, a także pomysł na fabułę są gotowe jakby w połowie, jedną nogą w noir, jedną nogą w „normalności”, stojąc w rozkroku nad hasłem „książka godna polecenia”.

Za egzemplarz dziękuję: wydawnictwo W.A.B.

Alicja Górska