OJ, KUKAŁO, OJ, KUPAŁO
Po wprowadzeniu do uniwersum „Kwiatu paproci”, jakim był pierwszy tom cyklu „Szeptucha”, przyszedł czas na lekturę drugiej odsłony serii – „Noc Kupały”. Słowiańskie święto związane z letnim przesileniem Słońca, utożsamiane głównie z romansami, nie znalazło się w tytule powieści Katarzyny Bereniki Miszczuk przypadkiem. I nie chodzi wyłącznie o nieuchronne zmierzanie doń fabuły, ale też o tę miłosną otoczkę właśnie. O ile bowiem „Szeptucha” romansowa była średnio, o tyle „Noc Kupały” prezentuje całą feerię wyznań i pokazów zazdrości.
Tym razem na front tomu trafiła fotografia mężczyzny. Odziany w lnianą koszulę człowiek przyciąga wzrok przede wszystkim barwnym akcentem w postaci krwistoczerwonego sznurka przeplecionego pod szyją. Czy intensywny kolor jest tu symbolem miłości czy nienawiści? A może to zapowiedź nadciągających rozlicznie zagrożeń? Fantastycznie, zwłaszcza w kontekście interpretacji barw, wypada drugi tom „Kwiatu paproci” od strony grzbietu. Intensywna żółć natychmiast nasuwa skojarzenia ze zdradą i zazdrością – głównymi wątkami „Nocy Kupały”. Podsumowując warstwę wizualną: po raz kolejny jest przyjemnie dla oka, choć pod względem oryginalności bez szału.
Akcja drugiego tomu „Kwiatu paproci” rozpoczyna się niedługo po tym, co zostało opisane w „Szeptusze”. Po intensywnych chwilach na posłaniu z mchu Gosia doświadcza kolejnej wizji. Tym razem chodzi o kobietę z przeszłości Mieszka. Nie rozumiejąc, skąd akurat ten obraz wziął się w jego głowie, zawstydzona ucieka. Kolejne tygodnie przynoszą parze miłosne wzloty i upadki. Nie może być jednak zbyt sielankowo – w końcu zbliża się Noc Kupały, a Gosia obiecała kwiat paproci wszystkim zainteresowanym. Czy bogowie naprawdę się nie połapią? Komu ostatecznie młoda szeptucha wręczy kwiat? Czy wreszcie się czegoś nauczy? I z jak wieloma byłymi partnerkami Mieszka przyjdzie Gosi walczyć?
Nie chcąc ujawniać zbyt wiele, nie wspomniałam w recenzji „Szeptuchy” o bardzo ważnym elemencie dotyczącym prowadzenia przez Miszczuk historii, czyli o wizjach głównej bohaterki. W pierwszym tomie te wyprawy w przeszłość dotyczyły głównie Mieszka jako takiego, w drugim tomie składają się na historię romansową. Czytelnik śledzi więc tak naprawdę dwie historie miłosne – jedną współczesną oraz drugą z dość odległej przeszłości. Wątki zazębiają się jednak ze sobą w sposób od pozytywnych uczuć naprawdę daleki. Szczerze powiedziawszy (napisawszy) oba te romanse ni mnie ziębią, ni grzeją. A wszystko przez…
Cegiełka po cegiełce budowałam między nami coraz wyższy mur. Nie wiem po co poszłam na tę medycynę. Taki zdolny ze mnie rzemieślnik.
Kreację protagonistki. Pisałam już o tym, że się z Gosławą w prawdziwym życiu polubić raczej byśmy nie mogły. Niestety, „Noc Kupały” przynosi jeszcze więcej dokładnie tego samego. Główna bohaterka naprawdę irytuje swoim podejściem do życia. Jej nieustające zawodzenie, lęki, jęki, stęki, nieuwaga, lekceważenie kolejnych wydarzeń i wiele, naprawdę wiele innych sprawiają, że nawiązanie z nią więzi jest praktycznie niemożliwe. Pogłębiają to dodatkowo komentarze innych bohaterów, którzy zastanawiają się całkiem serio, czy Gosia tylko udaje, czy naprawdę jest taka głupiutka. Dzięki wspólnocie przemyśleń dotyczących Gosi ożywiły się nawet moje uczucia względem mrukliwego, lodowatego Mieszka. Ogromną wadą jest także nieadekwatność reakcji protagonistki do sytuacji. W chwilach naprawdę dramatycznych i mrocznych wydaje się wręcz bardziej „żartowna” niż w sytuacjach codziennych.
Życie musi kończyć się śmiercią. To jedyny sens, jedyna prawda. Nie ma niczego ponad to.
Trzeba jednak przyznać, że Miszczuk notuje również wzrost formy. Jednym z potwierdzających rzecz przykładów jest kreacja szeptuchy. Baba Jaga to zdecydowanie moja ulubiona postać tej serii, jeżeli chodzi o ludzkie postacie. W „Nocy Kupały” czytelnik ma szansę poznać jej historię nieco bliżej (podobnie Mszczuja). Przyznam, że w przyszłości – zwłaszcza, że podstawowe tomy „Kwiatu paproci” są już zamknięte – chętnie przeczytałabym jakiś prequel historii Gosi z Jagą w roli głównej. Z równą aprobatą przyjęłabym zintensyfikowanie w cyklu powieściowym roli Mokosz. Tak, jak szeptucha jest moim ulubionym człowiekiem z „Kwiatu paproci”, tak Mokosz jest moim ulubionym nieczłowiekiem.
Czasami strata łączy, a czasami rozdziela.
„Noc Kupały” powinna zaspokoić wymagania wszystkich tych, którym w pierwszym tomie serii zabrakło ilości odwołań do kultury i wierzeń dawnych Słowian. Miszczuk prezentuje w niej bowiem czytelnikom cały panteon ważniejszych i silniejszych stworów oraz drugie tyle istot „dalszego rzędu”. Niezmiennie niewiele wiadomo o samym alternatywnym świecie wydarzeń, w którym Piastowie wciąż siedzą na tronie Królestwa Polskiego, jednak sporo dowiedzieć się można o tajemniczej, pierwotnej jego części. Jestem przekonana, że wiele informacji okaże się dla czytelników – nawet dla tych zainteresowanych tematem przeszłości Słowian – absolutną nowością. Trochę tylko szkoda, że erudycję i szeroki research autorki przykrywa raczej miałki i nijaki romans Gosi i Mieszka.
Za egzemplarz dziękuję: Grupie Wydawniczej Foksal