piosenki o dziewczynieOCH, ZAŚPIEWAJ DLA MNIE
Przez jakiś czas od 2005 roku świat należał do braci Kaulitz i zespołu Tokio Hotel. Była to pierwsza podobna fala szału fanostwa wśród nastolatek jakiej byłam świadkiem. W Internecie mnożyły się fanfiki z chłopcami i ich fankami w rolach głównych. W zaciszach pokoi dziewczyny całowały do snu plakaty. Na szkolnych korytarzach echem niosły się śpiewane z pamięci utwory. Świat zwariował. Zupełnie jak ten w „Piosenkach o dziewczynie” Chrisa Russella.

Okładka powieści nie wydaje się jednak taka zwariowana. Pastelowe kolory, polaroidowa fotografia młodej dziewczyny z słuchawkami na uszach i tęczowe (muszę przyznać, że nieco tandetne) tło budują raczej wrażenie subtelnego romantyzmu niż szalonej pogoni za ukochanym boysbandem. Na pierwszy rzut oka to książka dla jakiejś młodziutkiej romantyczki. Gdybym nie znała wcześniej opisu powieści Russella najpewniej w ogóle nie zwróciłabym na nią w księgarni uwagi. Na tle innych tytułów wydawnictwa Feeria Young, ten wizualnie prezentuje się słabo (chociaż jest doskonałą kopią oryginału).

piosenki o dziewczynieTrudno za to byłoby nieciekawą nazwać fabułę, jakkolwiek już od przeczytania blurbu ma się wrażenie, że skądś się tę historię zna. A skąd? Być może z młodzieńczych marzeń, być może z dyktowanych uwielbieniem dla jakiegoś boysbandu snów, być może z wypisywanych w Internecie fanfików. Charlie bowiem, jak większość bohaterek podobnych historii, nie należy do najbardziej wyróżniających się z tłumu rówieśników osób (i oczywiście nie jest fanką uwielbianego przez wszystkie koleżanki zespołu Fire&Lights). Zwykle chowa się za obiektywem podstarzałego aparatu, raczej obserwując niż działając. Do czasu. Pewnego dnia Charlie otrzymuje e-maila od dawnego kolegi ze szkolnych korytarzy. Starszy od dziewczyny Olly zdążył już skończyć edukację i aktualnie występuje z jednym z najpopularniejszych boysbandów na świecie, wspomnianym Fire&Lights. Okazuje się, że chłopaki dają niedługo koncert w okolicy i na gwałt przydałby się im fotograf. Charlie początkowo odmawia, lecz ostatecznie trafia za kulisy pewnie dzierżąc aparat. Kłopoty zaczynają się dopiero, gdy po raz pierwszy spogląda w oczy Gabe’a, zgodnie określanego przez fanki mianem najprzystojniejszego członka zespołu.

Nasi rodzice nie decydują o tym, jakimi stajemy się ludźmi. To zależy od nas.

Brzmi tandetnie? Głupiutko? Do bólu schematycznie? No brzmi, ale nie są to do końca trafione werdykty. Jakkolwiek uczucie rodzące się między Charlie a Gabem jest dla powieści ważne i zajmuje jej znaczną część, to nie na nim kończy się ta historia. Tak naprawdę pierwsze skrzypce gra zmarła przed laty matka głównej bohaterki, która okazuje się mieć silny związek z zespołem powstałym na długo po tym, jak została pogrzebana. Jaki związek? Tego zdradzać nie będę. Warto jednak wiedzieć, że choć całość wydaje się grubymi nićmi szyta i oparta na zbyt dużej liczbie zbiegów okoliczności, to interesuje na tyle, by „Piosenki o dziewczynie” doczytać do końca (i to nie bez przyjemności). Co więcej, chętnie dowiedziałabym się, co skrywa kolejny tom tej historii.

Nie zabił we mnie tego uczucia nawet malujący się na horyzoncie paskudnie oklepany trójkąt miłosny (ona i miły chłopak – który pewnie ma coś za uszami – kontra niegrzeczny buntownik z dramatyczną przeszłością), ani trudna do polubienia protagonistka tej historii. Niestety, Charlie jest typem postaci, za którym nie przepadam najbardziej – przekonana o swojej niezwykłości i wyjątkowości oraz odmienności od niemądrych rówieśników ostatecznie i tak okazuje się równie nieodpowiedzialna i infantylna, co oni. Empatyczna jest bardzo wybiórczo, łatwo daje się omamić (ludziom i emocjom), a jej brak umiejętności patrzenia dalej i szerzej dodaje jej egoizmu oraz dopełnia obrazu drama queen. Miałam nadzieję, że w książce (młodzieżowym romansie dla nastolatek) napisanej przez mężczyznę w kreacjach bohaterów – zwłaszcza wiodącej – zajdą jakieś zmiany, odstępstwa od „normy”. Tymczasem, jeżeli w ogóle zaszły to nie w tym kierunku, w którym powinny. Bleh.

(…) przerażające, że ludzie w tłumie tak bardzo zmieniają swoje zachowanie, kiedy zaczyna się na kogoś nagonka”.

Ten zawód zrekompensowało poświęcenie przez Russella nieco miejsca na ukazanie cieni sławy i popularności. Fikcyjne relacje, napięcia, wewnętrzne układy związane z finansami, szaleństwo tłumów, łatwość we wpadaniu w nałogi, nieprzerwana obserwacja – to tylko garstka problemów, z jakimi gwiazdy muszą mierzyć się na co dzień. Być może chciałoby się tego więcej i z pierwszej ręki, a nie gdzieś mimochodem, ale to w końcu tak naprawdę historia Charlie, a nie Fire&Lights.

Na plus można również „Piosenkom o dziewczynie” policzyć samą konstrukcję powieści. Wplecione w tekst wiersze i piosenki świetnie uzupełniają świat młodzieńczych emocji – zarówno tych na scenie, w sercach fanów, jak i na szarych korytarzach szkolnej codzienności. Cieszę się też, że zdecydowano się na zostawienie oryginalnych (anglojęzycznych) zapisków i skontrowanie ich z tłumaczeniem. Niezłą gratką jest także fakt, że występującą w historii piosenkę można przesłuchać na YouTube’ie.

Czy w pewnym sensie los każdego z nas nie jest zapisany w genach?

Dobra to książka czy zła? Warto „Piosenki o dziewczynie” przeczytać, czy lepiej sobie odpuścić? Jestem przekonana, że nastoletnie dziewczyny, które potrafią jeszcze utożsamić się z emocjonalnością głównej bohaterki, uznają powieść Russella za fenomenalną. Nieco starsi czytelnicy, ale otwarci na powroty do czasów sprzed dekady czy więcej (zakładam zresztą, że ci „nieotwarci” spasowali jeszcze przed przeczytaniem opisu książki), spędzą po prostu kilka chwil na lekkiej, przyjemnej lekturze, przy której odpoczną. Nie ma w „Piosenkach o dziewczynie” nic wyjątkowego; nic, co mogłoby zrewolucjonizować romantyczne historie o boysbandach, ale czasami chce się przecież po prostu wrócić na stare śmieci, prawda?

Za egzemplarz dziękujemy: Feeria Young

Alicja Górska