KIEDY NAWET THE ROCK TO ZA MAŁO
Moda na antystresowe kolorowanki znajduje się w odwrocie. Część zestresowanych schowała już swoje kredki, nowych propozycji do wypełniania jest na rynku coraz mniej, a starsze książki wyprzedaje się teraz za ułamek pierwotnej ceny. Zapytacie więc, dlaczego zdecydowałam się za horrendalną kwotę kupić „Dwayne Johnson Coloring Book”, pod którą dumnie podpisuje się niejaka Michelle Line? No przecież, że chodziło o The Rocka!
Powiedzieć, że „Dwayne Johnson. Coloring Book” robi złe pierwsze wrażenie – słuszne zresztą, jak się okazuje przy dokładniejszym oglądzie książeczki – to jak nic nie powiedzieć. Kolorowanka ma format A5, wydrukowana została na niskiej jakości papierze, przez który prześwitują już same kontury ilustracji, a jej okładka to błyszczący, odrobinę tylko sztywny papier. Grafika na froncie, której jakość proponuję na tym etapie każdemu ocenić samodzielnie, wyraźnie przekłamuje rzeczywistość – w środku znajdziemy bowiem jeszcze straszniejsze potworki. A tak w ogóle to naprawdę dzieło Michelle Line, czego dowiadujemy się już po otworzeniu broszury, nazywa się „Dwayne Johnson Coloring Book: Greatest Professional Wrestler of All Time and WWF Legend, Epic the Rock Crusher and Acclaimed Actor Inspired Adult Coloring Book”. Cóż, pewnie nie starczyło miejsca, żeby zapisać całość na okładce.
Kolorowanka liczy 38 stron, z czego siedem (sześć ostatnich i jedna przypadkowa w środku) jest pustych, a dwie poświęcono na zapisanie tytułu broszury. Kartki zadrukowane są obustronnie. W sumie więc potencjalni zainteresowani mają do pokolorowania 34 wersji The Rocka. Albo mieliby, gdyby rzecz realnie dało się wykorzystać. Prawda jest bowiem taka, że kolejne strony wypełniają „kolorowankowe” buble. Autorka publikacji najwyraźniej wybrała z Internetu kilka przypadkowych zdjęć, szkiców czy innych grafik, a następnie przy pomocy najprostszego programu graficznego przemianowała je na ich czarno-białe lub utrzymane w skali szarości wersje. Efekt takiego zabiegu jest po prostu opłakany.
Ilustracje nie mają wyraźnych konturów, a mniejsze elementy i detale – np. tatuaże The Rocka – zwyczajnie zlewają się w jedną wielką plamę. Z jakiegoś powodu autorka upodobała sobie głównie popiersia aktora, w związku z czym kolorowanie polega właściwie na dobieraniu Dwayne’owi Johnsonowi odpowiedniego odcienia opalenizny oraz koloru koszulki. Może raptem ze dwie lub trzy ilustracje są ostre i czytelne, a nie rozpikselizowane. Co do większości można się zastanawiać, czy w ogóle przedstawiają The Rocka, czy tylko kogoś podobnego do niego posturą. Nie zachowano również żadnej zasady dotyczącej wymiarów obrazka – niektóre zajmują prawie całą stronę, inne ledwie połowę.
Na co zmarnowaliście ostatnio pieniądze? Czemu daliście się skusić, chociaż od początku wiedzieliście, że dana rzecz lub usługa nie mają szansy na powodzenie? Dałam się naciąć w życiu nie raz i nie dwa, ale „therockowa” paczka – którą stopniowo będziecie poznawać – jest chyba najbardziej nietrafioną inwestycją mojego życia. Za prawie 50 zł nabyłam kolorowankę, której alternatywną wersję lepszej jakości mogłabym z powodzeniem wydrukować na własnej prawie 10-letniej drukarce. Cóż, przynajmniej macie z czego się pośmiać.