Już jakiś czas temu stało się jasne, że Marvel Cinematic Universe podążać będzie w wielu kierunkach jednocześnie. W ramach MCU powstają np. zarówno „poważne” filmy akcji, jak i cała masa utworów zgoła komediowych. Muszę jednak przyznać, że decyzją o zatrudnieniu do współpracy twórcy takiego, jak Taika Waititi – i to przy okazji najnowszej części przygód jednej z najważniejszych postaci w tym uniwersum, Thora – Marvel mi zaimponował.
Oglądając takie filmy, jak „Toy Story 3”, „Wielka szóstka” czy „Lego Batman: Film” można odnieść wrażenie, że twórcy kina familijnego coraz częściej robią wszystko, by to rodzic – zamiast dziecka – nie zasnął w kinie. Niestety, nierzadko zapominają przy tym o pierwotnym targecie. Tak rodzą się bajki pełne podtekstów i nawiązań, których dzieci nie rozumieją – a co za tym idzie: które dzieci nie bawią. „Mój przyjaciel smok” w reżyserii Davida Lowery’ego, będący aktorskim remakiem disneyowskiej animacji z 1977 roku, wraca do czasów, gdy adresatów podobnych obrazów stanowiły przede wszystkim dzieci.