zabij i żyjTĘCZOWA CZARNA WDOWA ATAKUJE!

Bardzo lubię thrillery. A thrillery psychologiczne to już w szczególności. Dodajcie do tego wątki LGBT (bohaterkami „Zabij i żyj” są Jules i Jackie, które są swoimi żonami) i toksyczne uczucie, a macie to, co wprost uwielbiam (w każdym tekście kultury). Dlatego nie mogłam się doczekać obejrzenia filmu z repertuaru tegorocznej Fest Makabry (to już 3 edycja!). Oczywiście świetny trailer też zrobił swoje…

Mimo sporych oczekiwań wobec filmu Colina Minihana nie zawiodłam się. Świetna gra aktorska (zarówno Hannah Emily Anderson, jak i Brittany Allen znakomicie odegrały swoje role), zwroty akcji i praca kamery, która dynamizuje całą opowieść to tylko niektóre z wartych odnotowania plusów tej produkcji. Najważniejsza wydaje się jednak atmosfera, którą widz zaczyna przyswajać (i przeżywać!) z perspektywy Jules.

zabij i żyjIdylliczna i romantyczna opowieść (Jackie zabiera swoją żonę w pierwszą rocznicę ślubu na romantyczny weekend do malowniczego domku nad jeziorem, gdzie spędzała dzieciństwo), za sprawą niezrozumiałego z początku powodu, zmienia się w walkę o życie. Mamy więc Jackie – Tęczową Czarną Wdowę, psychopatkę, która śmierć swojej żony zaplanowała od początku nawiązania z nią romansu (podobnie zresztą, jak poprzednich swoich partnerek), miłośniczkę polowań i znawczynię zacierania śladów zbrodni; oraz Jules – przemiłą i zabawną butch, ufną i zaślepioną miłością, która postanawia za wszelką cenę przeżyć i walczyć. Dziwaczna gra w kotka i myszkę między małżonkami toczy się od początku, aż do samego końca i ani na chwilę nie pozwala oderwać oczu od ekranu. Nic w tej historii nie jest ani oczywiste, ani czarno-białe. Nie ma zwycięzców, nie ma ocalałych. Sprawdza się tutaj powiedzenie, że na wojnie i w miłości wszystkie chwyty są dozwolone.

Warto wspomnieć również o rozwiązaniach formalnych w „Zabij i żyj”. Praca kamery jest nierozerwalnie związana ze zmieniającą się atmosferą i, jak wspomniałam, przede wszystkim dynamizuje całą historię, ale poza tym również ją pogłębia. Doskonale rozplanowane niemal liryczne i symboliczne sceny, czynią film wielowymiarowym i jeszcze bardziej przejmującym. Mamy tu zarówno piękne ujęcia scenerii: dzikich i niedostępnych (jak Jackie) lasów, urwisk oraz jeziora; retrospektywne (i romantyczne) wstawki z początków związku bohaterek, które pojawiają się w głowie Jules; niesamowitą i estetycznie genialną scenę z promieniami UV oraz muzyką poważną (tak, okrucieństwo może być sztuką!); a także scenę na strychu widzianą okiem kamery z perspektywy sufitu piętra poniżej (co tam się musiało dziać!).

Oczywiście, pojawiają się też małe zgrzyty, które zaburzają prawdopodobieństwo akcji (z uwagi na spoilery przemilczę, które, ale… chciałabym mieć aż tak końskie zdrowie; oraz „Serio?! Jules… Jedź!”), natomiast z drugiej strony – nikt nie wymaga od thrillera idealnego mimesis. Wchodzimy w konwencję, prawda? I tego się trzymajmy!

Podsumowując: historia „Zabij i żyj” jest ciekawa i świetnie (wizualnie) opowiedziana, postacie są pełnowymiarowe i dobrze zarysowane psychologicznie, a sam film przyprawia o egzystencjalny dreszcz. Brawo! Może tylko nie wybierajcie tej propozycji na pierwszą randkę. Chociaż z drugiej strony — może wybierzcie i bacznie przyglądajcie się wybrance/wybrakowi w kluczowych scenach? Nigdy nie wiadomo…

ocena 8

 

Za udostępnienie filmu dziękujemy: Kino Świat

Edyta Janiak