mistress americaROMANTYCZNA I NIEDOSTOSOWANA
Przyznaję, że moje dotychczasowe spotkania z Noah Baumbachem należały do okazjonalnych. Jak dotąd poznawałam twórcę wyłącznie od strony talentu scenopisarskiego – „Podwodne życie ze Stevem Zissou”, „Fantastyczny Pan Lis” czy „Madagaskar 3”. Silne nacechowany duchem niezależnego amerykańskiego kina „Mistress America” była pierwszym obejrzanym przeze mnie filmem, w którym Baumbach pełnił funkcję reżysera. Jeżeli pozostałe mogą pochwalić się podobną trafnością obserwacji, to wiem już, co nadrabiać w najbliższym czasie.

Osiemnastoletnia Tracy (Lola Kirke) właśnie rozpoczyna pierwszy semestr studiów w jednej z nowojorskich szkół. Początkowo jest spragniona akceptacji i towarzystwa, ale bardzo szybko orientuje się, że brylowanie na salonach i wdarcie się w szeregi tych popularnych i lubianych nie jest takie łatwe. Zresztą aspirująca do zawodu pisarki Tracy, rozczarowana realiami studenckiego świata, traci nim zainteresowanie. Pustkę po poprzednim celu wypełnia próbą zbudowana relacji z przyszłą przyrodnią siostrą, Brooke (Greta Gerwig – prywatnie partnerka reżysera). Początkowo traktowane jak przykra konieczność spotkanie, okazuje się w istocie bardzo budujące. Oto bowiem Tracy odkrywa swoją muzę i zaczyna pisać szereg opowiadań o nowopoznanej, bardzo nietypowej członkini rodziny. Artystyczna płodność oraz świeża relacje zmieniają jej podejście do świata, relacji i planów na przyszłość.

mistress americaA to wszystko głównie za sprawą doskonałego wpisania się w wątpliwości dziewczyny. Zawiedziona zblazowanym, nudnym i zupełnie odbiegającym od jej wyobrażeń studenckim życiem po prostu nie może nie wpaść w nęcące objęcia uroku, jaki rozsiewa wokół siebie Brook. Żywa, urocza, pomysłowa i przyjacielska przyszła przyrodnia siostra stanowi absolutne zaprzeczenie świata, w jakim Tracy próbuje się odnaleźć – jest jak drzwi do upragnionej arkadii z tym swoim życiem chwilą; z tym tysiącem koncepcji na minutę, do których za każdym razem zapala się tak, jakby wreszcie odnalazła powołanie; z tą nieustępliwością i jednoczesnym brakiem siły do ukończenia któregokolwiek z rozpoczętych projektów. Tracy zazdrości Brook przede wszystkim tego, że ta nie usiłuje się nigdzie dopasować, a wszystkie porażki nie tyle ignoruje, co w ogóle ich nie dostrzega. Przeszłość to przeszłość – to właśnie zdaje się mówić każdym swoim gestem.

Ale „Mistress America” opowiada o czymś więcej niż o fascynacji wchodzącej w dorosłość, niepewnej studentki trzydziestoletnią znajomą „z przymusu”. Baumbach stworzył film, który stanowi doskonałe odbicie kolejnych pokoleń (dzisiejszych trzydziestolatków oraz wzorujących się nań dwudziestolatków) i ich manifestów oraz zależności między nimi. Twórca w ciekawy sposób zwraca uwagę na niebezpieczność zmienności ludzkiej natury, krytykuje również popadanie w skrajności – zbytnie zaangażowanie emocjonalne w kolejne z życiowych wydarzeń oraz ich uczuciowe ignorowanie. Z jednej strony wskazuje na skrywane pragnienie i dwudziesto- i trzydziestolatków, by powrócić na pewnych tradycyjnych wartości i zachowań, które kojarzą się z ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa – jak spędzanie czasu w gronie rodziny, czy wspólne spożywane posiłków bez udziału technologii (komórek, telewizji)

Z drugiej zaś strony Baumbach okazuje się bardzo gorzki w swoich wyrokach. Bohaterowie może i mają pewne pragnienie wprowadzenie do swoich żyć elementów konserwatyzmu, ale z drugiej zaś strony reprezentują bardzo liberalne podejście do egzystencji. Miotają się między jednym a drugim –między porządkiem i chaosem – niepewni i niezdecydowani, przekonani o braku środka, a właściwie niemożności jego odnalezienia.Postaci rozmawiają nie z sobą, a obok siebie. Znają swoje psychologiczne skomplikowanie, ale to co, co poprzednie pokolenia Amerykanów zachęcało do szukania psychoterapeutów (samoświadomość), ich od specjalistów odrzuca. Uważają się za nieodkrytych geniuszy, perły rzucone przed wieprze. Skupiają się na próbach pozytywnego waloryzowana cech swoich charakterów, zapominając przy tym o wadach i niedoskonałościach.

„Mistress America” wydaje mi się bliskie również z powodu jego literackiego, pisarskiego wymiaru. Spotkanie Tracy i Brook to idylliczna wersja historii o tym, jak autor spotyka swoją muzę i jego świat ulega nieodwracalnym przemianom. Studentka zaczyna patrzeć na świat zupełnie inaczej, jej proza przeżywa przyspieszony proces dojrzewania. To coś, o czym marzy każdy początkujący pisarz – że w swoim otoczeniu natrafi na jednostkę wyjątkową, wyróżniającą się; materiał gotowy do przeniesienia na strony powieści.

Noah Baumbach stawia odważną diagnozę dotyczącą pewnego wycinka społeczeństwa, ale wydaje się, że jest to diagnoza trafna. Jej, być może bolesne dla niektórych, elementy ukrywa pod warstwą gorzkiego – jednak dopiero po zrozumieniu i rozebraniu na części pierwsze – dowcipu i żartu sytuacyjnego. Ciekawie skonstruowane dialogi (zarówno w sferze znaczenia tekstu, jak i jego formy podawczej – np. ignorowanie narzuconego przez drugą stronę tematu), doskonale dobrani aktorzy (zarówno Kirke, jak i Gerwig doskonale wpisują się w ducha przydzielonych im przez twórców ról) i możliwość wielopoziomowego odbioru (jako filozoficzna analiza ducha kolejnych pokoleń i bardzo aktualna komedia) sprawiają, że naprawdę warto wpisać ten film na listę „do obejrzenia”. Szczególnie powinni zobaczyć go ci, którzy interesują się przemianami w zakresie pokoleniowym oraz, co oczywiste, każdy, kto chce być na bieżąco z kinem – zwłaszcza, że o Baumbachu mówi się jako o nowym Woodym Allenie.

Alicja Górska