moje spektakularne soki i koktajleKAROLINĄ SZOSTAK BYĆ…
… jest chyba bardzo ciężko. Ja z pewnością nie dałabym rady wytrzymać medialnej nagonki i potoku hejtu wylewanego przez internautów pod każdym artykułem o mnie np. na Pudelku. A jest ich całe mnóstwo (i artykułów i hejtów). Przykłady? Karolina Szostak po spektakularnej metamorfozie pojawia się na ściance („Czekamy na efekt jo-jo!”, „Wolałam ją jak była okrąglejsza, teraz jest jakaś taka wysuszona”), Karolina Szostak oświadcza w wywiadzie, że jest gotowa na miłość i chce mieć dziecko („Co za desperatka!”, „Niedługo wyskoczy z lodówki”), Karolina Szostak pojawia się na imprezie z okazji nowej ramówki jej stacji macierzystej – Polsatu („Zatrudnij stylistę!”, „Ale ma brzydkie nogi”, „Ktoś tu przeholował z samoopalaczem”). Koszmar!

Co na to sama Szostak? Nie odnosi się otwarcie do tych ataków i robi swoje. Między innymi wraz z Martą Kordyl (dziennikarką, copywriterką i scenarzystką) wydaje już trzecią (!) książkę. Po „Mojej spektakularnej metamorfozie” i „Moim spektakularnym detoksie” przyszedł czas na „Moje spektakularne soki i koktajle”. Uważny Czytelnik z pewnością zauważył klucz tytułowania tych pozycji: zaimek dzierżawczy (moje) + przykuwający uwagę, silnie nacechowany emocjonalnie i stały przymiotnik (spektakularny) + rzeczownik (cóż tym razem?). Muszę przyznać, że poprzednich dwóch spektakularnych książek nie czytałam. Co do powiedzenia mam natomiast o ostatnim dziele duetu Szostak-Kordyl?

moje spektakularne soki i koktajlePrzede wszystkim to, że książka jest przepięknie wydana. Twarda okładka; gruby, mięsisty papier, lekko chropowaty w dotyku; cudny zapach druku i bogata szata graficzna, które sycą oczy – wszystko to stanowi ucztę dla zmysłów i wielki plus tego wydawnictwa. Tyle forma. A treść, która ma rozpieścić inny i chyba najważniejszy w tym przypadku zmysł – smak?

Przepisy na soki i koktajle są rozmaite. Podzielono je na pory roku, w zależności od dostępności poszczególnych owoców i warzyw. Każdemu przepisowi towarzyszy piękne zdjęcie gotowego napoju i krótka notka o właściwościach, witaminach i wartości odżywczej wybranego składnika. Jedynym moim zastrzeżeniem jest to, że niektórym produktom (np. ananasowi, cykorii) poświęca się po dwie wzmianki, podczas gdy inne wartościowe owoce lub warzywa bywają nieopisane. Nie jest to jednak jakaś wiedza tajemna i specjalistyczna, więc można te informacje bez problemu znaleźć na każdym portalu o zdrowym odżywianiu. Pewnie przepisy również dałoby się wyszukać w sieci, ale ich wybór i uporządkowanie dokonane przez autorki ma w sobie pewien urok.

Za ciekawy zabieg uznać można też poprzedzenie każdego rozdziału krótką (auto?)biograficzną wstawką o tym, za co Karolina Szostak lubi lub nie daną porę roku i co o niej sądzi. Nie jest to literatura wysokich lotów, ale pozwala bliżej poznać i polubić autorkę, która zdaje się mieć poglądy podobne do większości kobiet (to cytat o jesieni: „Dni stają się coraz krótsze, wieczory – chłodniejsze, a my coraz częściej mamy ochotę zwinąć się w kłębek i po prostu spać, nawet w dzień”) oraz problemy jak większość z nich (to cytat o zimie: „Zimą najbardziej nie lubię wysuszonej skóry, pękających ust i szorstkich rąk. I choć dbam o nawilżanie w dwójnasób, to z efektów nie zawsze jestem zadowolona”).

Co do samych przepisów – jak dotąd wykorzystałam jeden (burak + banan + jabłko + woda gazowana), nawet smaczny. Jutro spróbuję kolejnego (ananas + banan + kurkuma + woda kokosowa). Niektóre połączenia są zadziwiające i chyba nie odważę się ich spróbować (surowa brukselka + kiwi + jabłko), ale lektura spowodowała, że: a) użyłam mojej sokowirówki, która smętnie kurzyła się na blacie kuchennym od roku; b) zaczęłam wymyślać kolejne kombinacje zainspirowana podanymi przepisami; c) odwiedziłam bazarek i nakupiłam owoców i warzyw jak szalona. Nieźle!

Jeśli więc chcecie zacząć koktajlową przygodę i potrzebujecie inspiracji – to książka dla Was. Myślę, że świetnie sprawdzi się też jako prezent dla fit kuzynki albo kumpla, który chce zrzucić oponkę (bo choć Karolina Szostak zwraca się ewidentnie do kobiet, to myślę, że i faceci mogliby wypić takie zdrowe cuda). I jeszcze jedno: cenię tę książkę za to, że nie udaje, że jest czymś więcej, niż jest. Nie mamy tu kołczowania i wymądrzania się. Jest ok. I nawet lokowanie produktu (marka używanego blendera) aż tak bardzo nie razi, bo dobroduszna Karolina Szostak dodaje zaraz, że wybór sprzętu zależy tylko od nas. Jak wszystko.

ocena 7

Edyta Janiak