słodko-gorzkie latoJAK LODY BEZ CUKRU

Dwa lata temu Siobhan Vivian nie podbiła mojego serca. „Fatalna lista” okazała się… fatalna i szybko uleciała z mojej pamięci. W tym roku dałam jednak autorce jeszcze jedną szansę. „Słodko-gorzkie lato” miało być lekką wakacyjną lekturą, która odciągnie mnie od pełnego stresów codziennego życia. Czy tym razem autorce udało się podarować mi nieco wytchnienia? I tak, i nie.

Błękitna mansarda, różowy fartuszek i budka z grafiką przedstawiającą kolorowe lodowe kulki – okładka powieści Vivian to podręcznikowy obrazek z nastoletnich wakacji. W pamięci naraz stanęły mi wspomnienia z czasów, gdy sama dorabiałam latem w lodziarni. W nosie zakręciło mi się od lodowej mieszanki, w uszach zasyczał syfon do bitej śmietany. Wystarczyło kilka chwil, bym odmłodniała o te 10 lat. Pełna najlepszych przeczuć otworzyłam powieść.słodko-gorzkie lato

Miasteczko, w którym mieszka siedemnastoletnia Amelia byłoby najzwyklejszym miasteczkiem, gdyby nie lodziarnia Meade. Miejsce to, posiadające własną dramatyczną historię, jest obiektem pielgrzymek okolicznych mieszkańców i wtajemniczonych turystów. Wszyscy pragną skosztować miejscowych lodów, a zwłaszcza autorskiego smaku Molly Meade, którego receptura jest niezwykłym sekretem. Ale lokalna lodziarnia to coś więcej niż tylko budka ze słodkościami. To także miejsce kobiecej inicjacji, rodzaj wyróżnienia dla grupy miejscowych dziewcząt. Amelia pracowała tutaj przez ostatnie trzy sezon, a ten ma być jej ostatnim i to w nowej roli – kierowniczki. Niestety, gdy pierwszego dnia sezonu dziewczyna znajduje starszą panią martwą, wszystko się zmienia. Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy do miasteczka przybywa szalenie przystojny i zdeterminowany wnuk pani Meade, Grady.

Nawet nie wiecie, ile razy próbowałam zacząć pierwsze zdanie właściwej recenzji „Słodko-gorzkiego lata”. Jest w powieści Vivian coś, co niezwykle utrudnia mi ocenę tej książki. Tym czymś jest potworna… nijakość. Początkowo powolna narracja wydaje się nawet mieć jakiś urok. Pierwsze rozdziały przynoszą obraz sennego miasteczka i uniwersalnych nastoletnich problemów. Mamy przyjaźnie, pierwsze poważne wybory, liminalny stan zawieszenia pomiędzy impulsywną nastoletniością i bardziej racjonalną dorosłością. Niestety, nawet najbardziej urokliwa stagnacja w końcu zaczyna człowieka nudzić. Utrzymana w połowie emocjonalnej skali historia Amelii ani na chwilę nie wychyla się poza ustalony poziom siły budzonych wrażeń. Trudno tu więc o silniejsze przeżycia – tak pozytywne, jak i negatywne.

Na nijakie doświadczenie wpływa spolegliwy charakter protagonistki, słabiutko nakreślone napięcie romansowe między bohaterką a Gradym oraz przeciętnie angażująca fabuła, w zasadzie pozbawiona intensywnych zwrotów akcji. Postaci przechodzą co prawda jakąś przemianę, ale wydała mi się ona nieco naciągana. Konflikt między Amelią a jej najlepszą przyjaciółką, od początku oczywisty, narasta w tempie i w sposób, które każą wątpić w znaczenie relacji bohaterek. A skoro sygnalizowana na okładce „dziewczyńska przyjaźń” prezentuje się równie nieciekawie, to stawia pod znakiem zapytania również wszystkie inne blurbowe obietnice, jak „wzruszająca historia o pierwszej miłości” czy opowieść o „spełnianiu marzeń”.

Zazwyczaj, gdy któraś z nas dostawała list od ukochanego, odczytywała go na głos, podczas gdy pozostałe dziewczyny na zmianę obsługiwały maszynę do lodów.

Zdecydowanie bardziej interesującą historią niż ta pierwszoplanowa jest przeszłość Molly Mead, którą czytelnik poznaje poprzez krótkie pamiętnikowe wpisy (w zasadzie hasła z okładki „Słodko-gorzkiego lata” pasują do niej, a nie do głównej opowieści). Jej akcja toczy się podczas II wojny światowej. Pozostające w domu kobiety czują się osamotnione i przerażone, nie potrafią znaleźć sobie miejsca w nowe rzeczywistości. Młodziutka Molly jako pierwsza wpada na pomysł aktywizacji dziewcząt. Zaczyna się od towarzyskich spotkań, a kończy na własnym biznesie. To oryginalna i znacząca – zwłaszcza ze względu na czas akcji wątku – historia. Ma w sobie dużo głębsze przesłanie i silniejszy ładunek emocjonalny.

„Słodko-gorzkie lato” to banalna historia, która z pewnością szybko wywietrzeje z mojej pamięci. Ma w sobie jakiś leniwy urok, rozczulającą powolność sennego miasteczka, przyjemną duszność wakacyjnego ukropu nad jeziorem, ale to za mało, by na dłuższą metę utrzymać uwagę czytelnika. Pozbawiony płomienia letni romans pozostawił mnie z wyraźnym niedosytem i wrażeniem przemęczenia nudą. Cóż, lepiej być zmęczoną nijakością niż stresem i pracą, prawda?

ocena 5

Za egzemplarz dziękuję: Feeria Young

Alicja Górska