bardziej martwa być nie może recenzjaNIE IGRAJ ZE ŚMIERCIĄ
Wobec serii Katie Alender początkowo miałam tylko jeden wymóg – by straszyła. Może i „po młodzieżowemu”, ale żeby straszyła. Wraz z lekturą kolejnych tomów moje oczekiwania, za sprawą solidnej konstrukcji powieści, wzrosły. Absolutnie jednak nie spodziewałam się, że autorka w „Bardziej martwa być nie może” poruszy równie trudne i kontrowersyjne tematy. W trzecim tomie bowiem nie chodzi już wyłącznie o proste zmory.

Estetycznie okładka książki utrzymana jest w podobnym kluczu, co poprzednie. Symetryczna, minimalistyczna kompozycja oparta na ulokowaniu w centrum grafiki obwoluty przyciemnionej postaci w połączeniu z elementami charakterystycznymi, których znaczenie rozumie się dopiero po lekturze, sprawiają niepokojące wrażenie. Jest coś upiornego w niewinności przedstawionej postaci, coś nieuchwytnie przejmującego, osaczającego. Być może to ostatnie bierze się z wykorzystania jako tło, po raz pierwszy, ostatecznie zamykającego elementu – ściany. Dotychczas za plecami bohaterek ilustracji znajdowały się okno i drzwi, sugerujące podążanie dalej. Tutaj, nie bezzasadnie w kontekście fabuły, wydaje się, że protagonistka nie będzie miała wyjścia. Z czego lub w jakiej sytuacji miało okazać się dopiero po lekturze.

bardziej martwa być nie może recenzjaTrzy miesiące upłynęły w świecie Alexis od kiedy ostatni raz spotkał się z nią czytelnik. W tym czasie dziewczyna musiała uporać się z wieloma zmianami – Carter z jej chłopaka stał się eks-chłopakiem, w szkole zaczęto uważać ją za morderczynię odpowiedzialną za śmierć Lydii Small (nie, żeby ktoś za nią szczególnie tęsknił), a za sprawą Aralta od feralnego dnia widuje duchy. To ostatnie szczególnie uciążliwe okazuje się w kontekście zdjęć i telewizji, bowiem medialne przekaźniki uwydatniają mrożące krew w żyłach obecności. Uciekająca dotąd w fotografię Alexis, teraz traci grunt pod nogami, chociaż niezmiennie stara się trzymać fason. Z czasem jednak jej życie się komplikuje. A wszystko za sprawą nowego partnera, Jareda oraz znikających w tajemniczych okolicznościach szkolnych koleżanek.

Gdyby odrzeć „Bardziej martwa być nie może” z paranormalnego wątku powieść Katie Alender i tak byłaby fantastyczna. Tym, co hipnotyzuje w jej utworze najbardziej nie jest bowiem pogoń za kolejnymi widmami – chociaż przyznaję, że i te wątki śledziłam z przyjemnością – ale to, jak kolejne wydarzenia wpłynęły na bohaterów, a zwłaszcza Alexis. Od pierwszego tomu opisuję dziewczynę, jako bardzo wiarygodną psychologicznie, nieprzekombinowaną i niewpisującą się w określenie Mary Sue. To niezwykłe, że mimo upływu kolejnych tomów, nic się w tym aspekcie nie zmieniło. Alexis, wciąż tak samo intrygująca, zaczyna jednak wzbudzać szereg nowych uczuć, wśród których prym wiedzie… współczucie.

– Cii. Jeszcze nie wygłosiłam mojej rady. Oo ona: Znajdź ludzi, którzy traktują cię tak, jak na to zasługujesz. Wszystkich innych poślij do diabła. I nie oglądaj się za siebie.

A to za sprawą wielu czynników. Boli utrata jedynej przyjaciółki, Megan; boli rozstanie z Carterem; boli ochłodzenie relacji z siostrą. Najbardziej przejmujące okazuje się jednak poczucie winy Alexis, jej nieustające obawy o każdego, kto tylko spróbuje się do niej zbliżyć i niekończące się wymierzanie sobie kar. Najlepiej, z konstrukcyjnego punktu widzenia, wypada to, że żadnego z tych gestów Alexis nie wykonuje świadomie, nie wypowiada na głos swoich motywacji. Czytelnik śledząc jej zachowania i wybory sam musi domyślić się stanu psychicznego protagonistki. Jej decyzje, które pozornie tylko wydają się lekkomyślne i głupie, to efekt panicznego lęku przed odrzuceniem i własnym, destrukcyjnym wpływem na życia innych ludzi.

Dramatycznie ironiczne wydaje się to w kontekście finału powieści, który udowadnia to, co piszę od momentu obcowania z pierwszym tomem serii Katie Alender – że seria „Złe dziewczyny nie umierają” została z perspektywy wieku potencjalnych odbiorców doskonale wyważona. To cykl dla nastolatków, ale wreszcie nie traktuje się ich jak wymagające opieki na każdym kroku dzieciaki. Zakończenie „Bardziej martwa być nie może”, jak zresztą cały ten tom, zmusza do rozważenia wielu etycznie skomplikowanych problemów. Wielokrotnie wywołuje w umyśle paniczne pragnienie wykrzyknięcia „nie!” i ustawienia do pionu mniej lub bardziej istotnych bohaterów powieści. To jednak nie koniec. Życie i emocje Alexis wywołują także dużo prostsze emocje, które wynikają z łatwości utożsamienia się z bohaterką. Jej doświadczenia z przebywaniem z Carterem, to doświadczenia każdego, kto był kiedyś nieszczęśliwie zakochany; każdego, kto został zraniony. Bez udziwnień, bez poetyzacji, bez wyolbrzymienia.

Byłam kiedyś zła. Byłam dobra. Słaba i silna. Odważna i wystraszona. Byłam bohaterką i morderczynią. Ale jednej rzeczy nigdy nie zrobiłam. Nigdy nie uciekałam przed problemami.

Jeżeli jednak chodzi o sam wątek paranormalny, to trzeba przyznać, że jest on najmroczniejszy z dotychczas zaprezentowanych przez Katie Alender. Wynika to przede wszystkim z bezkompromisowości głównej złej zjawy, która w oczywisty sposób nie tylko zamierza doprowadzić do śmierci swoich „wrogów”, ale i ostatecznie osiąga na tym polu sukcesy. Nie mniej straszy także sam nowy dar bohaterki. Spoglądająca na świat przeklętymi oczami Alexis staje się świadkiem rozkwitu drugiej rzeczywistości, w której najbardziej przeraża nie jej odrażający wizualnie aspekt, lecz obrzydliwość samego istnienia. W końcu, żeby duch mógł „istnieć”, musi też dojść do okrutnej zbrodni. A za to odpowiedzialni są zwykle ludzi, nie widma.

„Bardziej martwa być nie może” to nie tylko doskonały horror czy psychologiczny thriller, to także świetnie wyważona opowieść o radzeniu sobie z poczuciem winy, odpowiedzialnością i śmiercią. To historia o podejmowaniu trudnych decyzji i życiu z ich konsekwencjami. To próba oswojenia nieuniknionego i jednocześnie walka o to, by przed spotkaniem ze śmiercią móc wieść życie w zgodzie z samym sobą. Katie Alender zabiera czytelnika do mrocznego świata, w którym niełatwo powiedzieć, kto jest straszniejszą bestią – ludzie czy zjawy – i daje wszystkim naprawdę ważne lekcje (i przy tym perfekcyjnie straszy). A to jest właśnie ten moment, w którym należy oderwać się od komputera/telefonu i zasuwać do księgarni/biblioteki.

Za egzemplarz dziękuję: Feeria Young

Alicja Górska