PODOBNO Z RODZINĄ NAJLEPIEJ WYCHODZI SIĘ NA ZDJĘCIU
W życiu każdego człowieka dzieciństwo jest okresem, do którego wraca się z przyjemnością i nostalgią. Ten okres do pewnego stopnia kształtuje dorosłą postawę, dlatego – ile historii, tyle osobowości. „Szklany zamek” to ekranizacja powieści o tym samym tytule, której bohaterką (a zarazem autorką) jest Jeannette Walls. Dziennikarka „New York Timesa” postanowiła zapisać na kartach historię życia swojej rodziny, która nie należała do typowych. Powieść została zaadaptowana przez Destina Daniela Crettona. Jest to produkcja z 2017 r., a polską premierę miała dopiero na festiwalu Kamera Akcja.
„Wojna o planetę małp” to bez wątpienia kino rozrywkowe. Ot kolejny wakacyjny blockbuster, zrealizowany z rozmachem pokaz efektów specjalnych służących ukazaniu atrakcyjnej akcji. Tak, to wszystko prawda (choć akcja nie należy tu akurat do najbardziej dynamicznych). Rzecz w tym, że to również coś więcej. Matt Reeves, opowiadając o losach Caesara i jego podwładnych, opowiada historię znacznie ważniejszą, niż można by się spodziewać po zwykłym letnim przeboju z multipleksów.
Na drugą odsłonę filmu „Iluzja” fani musieli czekać aż trzy lata. W tym czasie zaszło wiele zmian. Przede wszystkim produkcja zaskarbiła sobie uznanie sporej grupy odbiorców i to głównie za sprawą marketingu szeptanego. Znacznie ważniejszą rzeczą wydają się jednak zmiany kadrowe w gronie twórców kolejnej produkcji o nieprzeciętnych, charyzmatycznych iluzjonistach – na stanowisku reżysera Louisa Leterriera zastąpił Jon M. Chu, a co za tym idzie doszło do znaczących przemian w obrębie estetyki i ogólnego konceptu tytułu. „Iluzja 2”, chociaż wciąż jest obrazem przyjemnym dla oka, znacznie różni się od swojej poprzedniczki.
Pamiętam sztuczki Davida Copperfielda. Miałam może kilka lat, gdy ten magik zaprezentował telewidzom znikający pociąg. Nie mam pojęcia, jak tego dokonał i nie chciałabym się dowiedzieć. Co ciekawe, z tamtych sztuczek najwyraźniej pamiętam grę, która polegała na dotykaniu pokazanych na ekranie kart. Copperfield poprosił by zacząć od środka, a później pozwalał przesuwać dłoń o ileś pól w dowolnym kierunku i, na koniec, podał punkt, w którym spoczywała moja dłoń. Byłam oczarowana. Czegoś podobnego doświadczyłam podczas seansu „Iluzji”.