Filmy
I MERY STREEP BY TEGO NIE URATOWAŁA
Pamiętam jak w ramach którychś moich urodzin wywoływałyśmy z koleżankami duchy. Była świeczka, zgaszone światło i powtarzanie głębokim głosem „duchu przyjdź”. Bujda na resorach takie próby kontaktu ze światem pozagrobowym, ale jako dzieciaki nakręcałyśmy się nawzajem, aż w końcu ruch mojej matki na korytarzu spowodował histerię. Teraz się z tego śmieję, ale wciąż pamiętam tamten strach. Teraz nie powtarzam już podobnych zabaw, za to pasjami oglądam wszystkie filmy o duchach. Kiedy zobaczyłam tytuł „Diabelska plansza Ouija”, czyli rzecz o przedmiocie, którego w swym czasie pożądałam, zapragnęłam obejrzeć film natychmiast. Spodziewałam się czegoś naprawdę dobrego, w ramach konwencji i schematów, ale strasznego. Tymczasem…
TERMINATOR TRACI RODZINĘ W APOKALIPSIE ZOMBIE
Zawsze, kiedy pomyślę, że widziałam już wszystko, Kosmos zsyła następną perełkę. Zazwyczaj rozchodzi się o krwiożercze krabokondy, wężodaktyle albo inne dziwactwa. Łykałam to wszystko jak młody pelikan, ale obecnie – od dłuższego już czasu – sumiennie zjawisko ignoruję, bowiem absurdalne mutanty są do siebie kubek w kubek podobne. Kosmos od dawna niczym mnie nie zaszokował, więc zwyczajnie zaczęłam już tracić nadzieję, gdy nagle… Arnold Schwarzenegger postanowił zagrać w psychologicznym dramacie o zombie. Tak. Psychologicznym dramacie. O Zombie. Arnold Schwarzenneger. Też czujecie to mrowienie pod skórą? Ja poczułam.
KOMEDIA? HORROR? POZYTYWNE ZASKOCZENIE!
Nie lubię filmów z gatunku miksu horroru z komedią. Nie wynika to ani z miłości do horroru, ani z uwielbienia komedii, ani z pokręconej wizji konieczności zachowania czystości gatunków filmów. Po prostu, nie lubię i już (z nielicznymi, rzecz jasna, wyjątkami). Odczuwam na takich seansach dreszcze zniesmaczenia i ogólną potrzebę ukrycia się. Okazuje się jednak, że można zrobić komedię-horror, którym nawet ja będę się zachwycała. To cudo nazywa się „Areszt domowy” („Housebound”). Czytaj dalej
POD POWIERZCHNIĄ
To miało być zwykłe wesele, ale okazało się, że „niektórzy goście weselni przychodzą bez zaproszenia”. „Demon”, owiany sam w sobie mroczną aurą tajemniczości ze względu na samobójczą śmierć reżyser, to jeden z ciekawszych polskich filmów ostatnich lat, zwłaszcza jeżeli chodzi o kino gatunkowe, które pozostając w sferze popularnej rozrywki nie uchla się przed komentowaniem spraw istotnych i niekonieczne wygodnych.
ABRA KADABRA, SHAMBALLA!
Wybierając się na „Doktora Strange’a” byłem pełen obaw, ale i nadziei. Obawy dotyczyły głównie tego, czy do rzeczywistości wykreowanej przez Marvel Studios na potrzeby wcześniejszych filmów o superbohaterach uda się wprowadzić postać tak silnie związaną ze światem magii. Nadzieja natomiast była wynikiem moich dotychczasowych doświadczeń z rzeczonymi filmami – po prostu dotąd Marvel wychodził z podobnych innowacji obronną ręką.
SZPIEGOWSKA KOMEDIA Z KLASĄ
Zimna wojna w skrócie? Stosując porównanie do znanych z dzieciństwa licytacji: walka o to, by udowodnić, kto ma lepsze zabawki. Gdy połączyć tę uproszczoną wersję wydarzeń z klasycznym kinem szpiegowskim oraz reżyserem, który ma niesamowity dryg do dynamicznych, nieco przerysowanych historii z nieprzeciętnymi bohaterami, powstaje wybuchowe kino atrakcji. Brzmi zbyt dobrze? A więc poznajcie „Kryptonim U.N.C.L.E” Guy’a Ritchiego.
SZCZĘŚCIE NA KÓŁKACH, CZYLI ZMOTORYZOWANY FOODPORN
Jon Favreau dowiódł dotąd, że zna się na komiksowych filmach akcji (vide: „Kowboje i obcy” czy, świetne skądinąd, dwie pierwsze części „Iron Mana”), głupawych komediach („Elf”), filmach dla dzieci („Zathura – Kosmiczna przygoda”, „Księga Dżungli”), a nawet serialach („Studenciaki”, „Revolution”). Kręcąc „Szefa” pokazał jednak, że oprócz głośnych tytułów głównego nurtu, Favreau „umie w indyki”.
DON’T PLAY IT ANYMORE, SAM, FOR GOD’S SAKE
Na krześle reżysera Jon Favreau (twórca obu części „Iron Mana”). Wśród scenarzystów Roberto Orci i Alex Kurtzman (panowie odpowiadają m.in. za wznowionego „Star Treka”, dwie pierwsze części „Transformersów”, „Wyspę” i „Legendę Zorro”) oraz przede wszystkim Damon Lindeloff (jeden z głównych scenarzystów i producentów serialu „LOST”).
OD ZERA DO ZERA PEŁNEGO UROKU
Brytyjczycy i skoki narciarskie? Tak, wzrok nie płata wam figli. „Eddie zwany orłem” to prawdziwa historia niejakiego Eddiego „Orła” Edwardsa, angielskiego skoczka narciarskiego. Brytyjczyk nie zyskał rozgłosu dzięki osiągnięciom, a absolutnemu ich brakowi. Stał się jednak synonimem walki o marzenia.
FRANCUSKO-AZJATYCKA VENDETTA
Francis Costello (Johnny Hallyday) prowadzi we Francji spokojne, uporządkowane życie właściciela restauracji. Spokój ten przerywa nagła tragedia: jego córka wraz z mężem i dziećmi padają ofiarami brutalnego napadu w Hongkongu.
POLSKI MUMBLECORE I MANIFEST POKOLENIOWY
Produkcja Gowin i Grzyba to obraz o szczególnym nastroju i wymagający od widzów niecodziennej wrażliwości; to produkcja o unikalnym charakterze i nietypowych bohaterach. A jeżeli faktycznie manifestuje spojrzenie na świat pewnej grupy – tym lepiej.
SEN PRZECIW KOSZMAROWI RZECZYWISTOŚCI
Powiedziałabym też, żeby zobaczył ten film każdy rasista, ale prawda jest taka, że dla równie ograniczonych jednostek nic by to nie zmieniło. Nawet wizja nieuzbrojonych cywili, których policja tratuje końmi i bije prętami z nawiniętymi nań fragmentami drutu kolczastego.