Oceny

carrieDIAMENT NIEOSZLIFOWANY
Stephen King nie od razu umościł sobie miejsce na półkach mojej biblioteczki. Wiele lat zwlekałam, nim sięgnęłam po pierwszą z jego książek (pierwszą dla mnie) – „Pod kopułą”. To było jak otworzenie jakichś wcześniej niedostrzeganych drzwi. Styl Kinga wymusił na mnie czytanie kolejnych jego utworów. Do lektury „Carrie”, debiutu pisarza, przystąpiłam jednak późno. Głównie dlatego, że widziałam jej ekranizację, co dawało pierwszeństwo innym, absolutnie jeszcze przeze mnie nieznanym, książkom Kinga. Nie rozczarowałam się, chociaż…

Czytaj dalej

hopelessZA SUBTELNA, ZBYT WULGARNA; DLA NASTOLATEK, MŁODYCH KOBIET, ALBO… DLA NIKOGO
Kiedy byłam nastolatką pisałam internetowe opowiadanie, rzecz jasna – romans. W każdym kolejnym z rozdziałów dochodziło do coraz bardziej dramatycznych zwrotów akcji. Były samobójstwa, zabójstwa, próby gwałtu, depresje, pogrzeby członków rodziny i nieuleczalne choroby. Była też oczywiście miłość – pełna pasji, gotowa pokonywać wszelkie trudności, zamykająca oczy na cały świat poza wybrankiem. Wszystkie wyznania w tym opowiadaniu charakteryzował styl godny pisarzy romantyzmu oraz długość wypowiedzi, która zmorzyłaby nawet najwytrwalszego kochanka. Nigdy nie chciałam wydać tamtego opowiadania (nie żeby ktoś mi to proponował) i nie rozumiem, dlaczego Coleen Hoover postanowiła wydać „Hopeless” .

Czytaj dalej

hardboiledNIEMORALNE ŚWIATY
„Hardboiled. Antologia nowel Neo-Noir” – ten tytuł na okładce może brzmieć dla niewtajemniczonych w skomplikowaną hierarchię literackich gatunków przerażająco, więc na początek małe wprowadzenie. Ten rodzaj kryminału i powieści detektywistycznej narodził się w XX wieku w połowie lat 20 w Stanach Zjednoczonych. Na skutek zubażania społeczeństwa, upadków kolejnych fortun, zwiększającego się bezrobocia oraz bezdomności, nieustających informacji o intrygach, przekrętach, korupcji, mafiach i temu podobnych, dotychczasowi literaccy detektywi musieli przejść przemianę, by dostosować się do nowego świata…

Czytaj dalej

miasto 44ŚWIATŁA WIELKIEGO MIASTA, CZYLI: JAKA PIĘKNA KATASTROFA…
Od lat rzesze polskich uczniów szturmują kina, ilekroć w repertuarze znajdzie się coś, co przypomina o trudnych losach Polski i Polaków. Słowo „coś” pojawia się tu zresztą nieprzypadkowo, gdyż nierzadko mowa w tym kontekście o koniunkturalnych filmowych wydmuszkach, niekiedy może i atrakcyjnych, ale wewnętrznie pustych, mających tyle wspólnego z porządną kinematografią, co „wyrób czekoladopodobny” z czekoladą. Czy „Miasto 44” wpisuje się w tę niechlubną tendencję?

Czytaj dalej

steve jobsDOBRE KINO, ALE NIE BIOGRAFIA
„Steve Jobs” to już trzeci film o tytułowym bohaterze. Muszę przyznać, że to sporo, jak na kogoś, kto umarł stosunkowo niedawno i budził raczej negatywne emocje. Co do tego ostatniego bowiem, niezależnie od wybranej na seans produkcji, nie ma wątpliwości – Jobs do grona najsympatyczniejszych i najcieplejszych osób nie należał. Ale czy to nie kwestia geniuszu?  Zwykle biografie nasuwają raczej nieprzyjazny obraz podobnych jednostek. Sęk w tym jednak, że mam co do geniuszu Jobsa wątpliwości takie jak Wozniak. Co takiego robił? Co takiego umiał, poza faktem, że należał do grona najznakomitszych manipulantów? Czy faktycznie w imię takich talentów koniecznym było stworzenie kolejnej wersji jego filmowej biografii?

Czytaj dalej

jobsOD HIPISA DO HIPSTERA

Steve Jobs to niekwestionowany ideał każdego nerda i geeka. I informatyka. I programisty. I… businessmana. Dlaczego tych pierwszych – trudno mi pojąć. Szczególnie po filmie „Jobs” w reżyserii Joshua’y Michaela Sterna. W pełni za to dociera do mnie, jakie wzorce z życia i działań współzałożyciela Apple (drugie nazwisko tutaj to Steve Wozniak) czerpać mogą ludzie od marketingowych strategii i zarządzania. A i to nie w pełni, bo z filmu wynika, że Jobs był facetem z zaburzeniami i to raczej nieprzyjemnym, co średnio umacnia jego autorytet.

Czytaj dalej

ewangelia według lokiegoWOJNA TRWA, GINIE ŚWIAT
Nie wiem, czy to przypadek, czy los zapisany jakąś nieznaną mi runą, ale jedne mitologie cieszą się większym zainteresowaniem od drugich. W szkołach uparcie omawia się historię wierzeń Greków i Rzymian, parę słów wtrąca o Egipcie, a o Słowianach niemal całkowicie zapomina. Mitologia hebrajska czy krajów azjatyckich może się temu jedynie przyglądać ze smutkiem. Ostatnimi czasy triumfy w popkulturze święcą za to wierzenia nordyckie. I chociaż Loki to postać, która na kartach kolejnych książek fascynuje, to w realnym świecie chyba nikt nie miałby ochoty go spotkać. Niemniej, gdy ostatnia powieść Joanne M. Harris (tak, tej od „Czekolady”) ukazała się na księgarskich półkach, wiedziałam, że muszę ją mieć.

Czytaj dalej

SERIA W DUCHU NOIR
Dorę Wilk znałam ze słyszenia od dawna i to znałam na tyle dobrze, że – chociaż zakupiłam pierwszą część jej przygód – odwlekałam lekturę utworów z nią w roli głównej. Nigdy nie czytam tej samej książki dwa razy, a ilość zgromadzonych przypadkiem o bohaterce Anety Jadowskiej informacji dawała iluzję ponownego spotkania. Tymczasem ukazywały się kolejne tomy serii i w grę zaczęło wchodzić nadrabianie, nadganianie i podobne demotywujące sprawy. Kiedy więc usłyszałam o nowym cyklu autorki i jego pierwszym tomie, „Szamański blues”, musiałam mieć go natychmiast – zanim zostałabym skażona historiami i wrażeniami.

Czytaj dalej

możesz to zrobićNO JASNE, ŻE MOGĘ!
Niskie poczucie własnej wartości, to coś, z czym okresowo – lub na stałe – zmaga się większość z nas. W świecie, gdzie nieustannie trzeba być najlepszym; gdzie trzeba wydzierać sobie miejsce, nietrudno dojść do smętnego wniosku, że „wszystko jest bez sensu, ja jestem bez sensu, życie jest bez sensu”. Coraz częściej zmagamy się z nerwicami, załamaniami, depresją; obarczając winą za nie: rządy, pracodawców albo negatywne wzorce z dzieciństwa. Tymczasem, jak naucza Paul Hanna autor książki „Możesz to zrobić!”, tylko od nas zależy nasze samopoczucie. Źli, zdenerwowani, zmęczeni, smutni czy przeświadczeni o życiowej porażce czujemy się sami i nikt nie może nas do tego zmusić. A skoro jakość naszego życia zależy tylko od nas, to tylko my możemy je poprawić.

Czytaj dalej

nie mój jedynyRUBY JONES
„Jak znaleźć faceta w wielkim mieście” Melissy Pimentel, lipcowy debiut sprzed dwóch lat, był dla mnie sporym zaskoczeniem. Po landrynkowej okładce nie spodziewałam się niczego więcej, niż kolejnej ckliwej historyjki o poszukiwaniu prawdziwej miłości, a tymczasem otrzymałam naprawdę wciągającą i pełną humoru historię nieco zagubionej singielki. Gdy w tym roku do księgarni trafił „Nie mój jedyny” autorki, nie miałam wątpliwości, że muszę powieść przeczytać. Tym razem także byłam zaskoczona, ale już nie tak, jak bym sobie tego życzyła.

Czytaj dalej

rioRIO DÉJÀ VU
Animowane „Rio” z 2011 roku to tytuł, który lokuje się gdzieś na marginesach dobrej passy dla filmów animowanych, o której pisałem w kontekście „Ralpha Demolki”. Z jednej strony spełnia sporą część kryteriów współczesnego kina familijnego, z drugiej natomiast brakuje mu czegoś wyraźnie twórczego. Ale… czy to koniecznie wada?

Czytaj dalej

PapermanUROKI SZALEŃSTWA
Kiedy do kin wszedł „Ralph Demolka”, przed właściwymi seansami wyświetlany był krótkometrażowy film Disneya pod tytułem „Paperman”. Nad subtelnością tej produkcji czuwał John Kahrs, jej reżyser i pomysłodawca. O tym, że udało mu się stworzyć dzieło niesamowite świadczy nominacja „Papermana” do Oscara w kategorii „Najlepszy krótkometrażowy film animowany”.

Czytaj dalej

ralph demolkaWSPÓŁCZESNE TOY STORY, CZYLI RODZINNE KINO O GRACH
„Ralph Demolka” nie miał łatwego debiutu – nawet produkcje Disneya we frekwencyjnym starciu z Quentinem Tarantino nie mogą liczyć na łatwy sukces. A w styczniu 2013 roku premierę miały i „Wreck-It Ralph”, i zrecenzowany już u nas „Django”. Być może właśnie dlatego przez repertuary kin wspomniana animacja Richa Moore’a przemknęła jakoś bez większego echa, mimo że jest to animacja świetna, co warto podkreślić już na wstępie.

Czytaj dalej

Zielona Latarnia. Szmaragdowi WojownicyGRASZ W ZIELONE?
W 2011 roku aktorska ekranizacja komiksu „Zielona Latarnia” miała być kolejnym wielkim wakacyjnym hitem, choć ostatecznie okazała się ogromnym niewypałem, po którym wcielający się w tytułowego bohatera Ryan Reynolds długo szukał odkupienia (praktycznie aż do roli w „Deadpoolu”). Nieco wcześniej swoją premierę miała jednak pewna animacja o przygodach Korpusu Zielonej Latarni, z perspektywy czasu znacznie lepsza i ciekawsza, a jednak zapomniana.

Czytaj dalej

Avengers WE’RE IN THIS TOGETHER NOW
Dziś to już norma, ale w 2012 roku umieszczenie superbohaterów wcześniej występujących w osobnych filmach tym razem w jednej wspólnej produkcji było wydarzeniem przełomowym. Znane z kart komiksów uniwersum Marvela, pełne przeplatających się historii rozmaitych superherosów, doczekało się pierwszego mash-upu na srebrnym ekranie. Podobnie jak w papierowym pierwowzorze, grupa „unikalnych jednostek” zjednoczyła się w słusznej sprawie, by pod nazwą The Avengers pokazać, że w obliczu niebezpieczeństwa Ziemia może liczyć na siły przekraczające standardowe ludzkie możliwości, nawet najlepiej wyszkolonych wojaków.

Czytaj dalej