Kuchnia fusion, gatunkowe transgresje, pogrywanie z konwencją – wszystko to ostatnie światowe trendy. „Słudzy diabła” w reżyserii Joko Anwara nie są inni. Reżyser wziął po trochu z każdego schematu horroru – z elementami nadprzyrodzonymi, z zombie, z bazującego na motywie opętania i satanizmie, a nawet z gore – i subtelnie nawiązał do największych hitów wschodniego i zachodniego świata. Co z tego wyszło? Niemal dwie godziny emocjonalnego rollercoastera z lepszymi i gorszymi momentami.
Śmiech. Śmiech to zdrowie podobno. W dużych ilościach zbawiennie wpływa z pewnością na mięśnie brzucha, co potwierdzi każdy, kto kiedykolwiek śmiał się do rozpuku przynajmniej przez kilka minut. Co prawda z pewnością przyspiesza pojawianie się zmarszczek, ale takie zmarszczki to nawet z dumą można nosić – zupełnie inaczej niż takie, co się ze zgryźliwości pojawiają. Mimo całej tej pozytywnej strony śmiechu mam z nim problem, gdy chodzi o historie ludzi, co to nawet nie wiedzą, że są śmieszni. Tak, jak ma to miejsce w przypadku „Najbrzydszego samochodu świata” w reżyserii debiutanta, Grzegorza Szczepaniaka.
Nie pamiętam, czy kiedy byłam berbeciem, rodzice czytali mi książki. Z pewnością jednak tata opowiadał mi historie własnego autorstwa. Ja zaś czytałam opowiastki (zwłaszcza pewną o kreciku) mojemu niewiele, bo ledwie o 2 lata, młodszemu bratu. Miłość do słuchania i czytania bajek została mi do dziś. I nieważne, czy chodzi o oryginalne baśnie braci Grimm, czy tytuły takie, jak „Powrót wieloryba” Benji’ego Daviesa.
Podobno zmiana zaczyna się od jej postanowienia. Dotyczy to tak samo awansu w pracy, znalezienia partnera czy partnerki, jak i zrzucenia zbędnych kilogramów. I chociaż czasami wydaje się, że te lub inne rzeczy przychodzą do nas ot tak, jakby za machnięciem czarodziejskiej różdżki albo z powodu kaprysu jakiejś wyższej istoty, to w rzeczywistości wszystko zależy od nas. Właśnie tego, między innymi, uczy dr Tara Swart w książce „Źródło. Jak zmienić swoje życie na lepsze”.
Christopher Nolan jest mistrzem filmowej formy. W przeciwieństwie do wielu twórców nie spoczywa na laurach; nie decyduje się na bezpieczeństwo znanych rozwiązań. Nie stroni od technologii i w przemyślany sposób wykorzystuje jej możliwości, jednocześnie dbając o coś więcej niż tylko wizualia – eksperymentuje w warstwie konstrukcji scenariusza, nie zapomina też o wartości dobrej historii i błyskotliwej puenty lub przesłania. „Dunkierka” to kolejne z jego dzieł, które określić można mianem nowatorskiego i śmiało porównać do równie przełomowych tytułów, co „Pancernik Potiomkin”.
Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć, ile mozambijskich filmów w życiu widziałam. Niestety, mimo marnej konkurencji w walce o moje względy, „Pociąg soli i cukru” nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Bez zdziwienia przyjęłam informację, że chociaż film ten był kandydatem Mozambiku (pierwszym w historii) do walki o oscarową statuetkę, to nie wyszedł poza listę 92 propozycji dla Akademii.
Z polskiej perspektywy przeciętnego zjadacza chleba reggae to muzyka będąca wyrazem najcieplejszych doświadczeń ducha – radości, spokoju, harmonii. Innymi słowy: chillu. Od lat chętnie bujamy się w rytm jamajskiego brzmienia, nie znając zupełnie jego historii. A ta już taka radosna nie jest.
Czy można jednocześnie wychodzić ze strefy komfortu i trwać w stuporze wstydliwości? Czy można wierzyć w miłość i ze strachu się przed nią bronić? Czy można zaakceptować przeszłość i śmiało ruszyć w przyszłość? W drugim tomie cyklu „Begin Again” zatytułowanym „Trust Again” Mona Kasten bierze na tapet kolejną parę młodych ludzi z trudną przeszłością, którzy zasługują na szczęście.
Zombie niezmiennie zajmują wysokie miejsce wśród tematów popkulturowych tytułów. Interesują twórców do tego stopnia, że każdy fan nieumarłych znajdzie coś dla siebie. Najpopularniejszym rozwiązaniem fabularnym jest oczywiście postapokaliptyczny świat i hordy pożeraczy mózgów, które próbują dopaść niedobitków ludzkości, ale zdarzają się również oryginalne perełki, reinterpretujące motyw zombie. Jedną z takich perełek jest „Santa Clarita Diet”.
Podczas tegorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni największym zaskoczeniem okazało się dla mnie „Eastern”. Kolejna po „Supernovej” produkcja zrealizowana w ramach projektu „60 minut” Studia Munka-SFP jest moim zdaniem dużo ciekawsza niż film Kruhlika i aż dziw bierze, że nie trafiła do konkursu głównego festiwalu. Ale może zamknięcie na podobny projekty tylko podkreśla wydźwięk tego tytułu?
Bartosz Kruhlik jest niewątpliwie utalentowanym człowiekiem. Lista nagród, które otrzymał za szkolne etiudy może onieśmielać już samą długością. „Supernova” – jego pełnometrażowy debiut – została zaś zakwalifikowana do Konkursu Głównego 44. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Jednak czy ta „antyczna tragedia” rozgrywająca się na polskiej, wiejskiej szosie faktycznie może konkurować z resztą nominowanych?
Moda na antystresowe kolorowanki znajduje się w odwrocie. Część zestresowanych schowała już swoje kredki, nowych propozycji do wypełniania jest na rynku coraz mniej, a starsze książki wyprzedaje się teraz za ułamek pierwotnej ceny. Zapytacie więc, dlaczego zdecydowałam się za horrendalną kwotę kupić „Dwayne Johnson Coloring Book”, pod którą dumnie podpisuje się niejaka Michelle Line? No przecież, że chodziło o The Rocka!
Teleportacja kojarzona jest przede wszystkim z XXI wiekiem, ale to nie współcześni autorzy i twórcy ją wymyślili. Przesłanki do rozpraw o teleportacji daje już sama Biblia. Obecnie kojarzymy ją głównie z fantastyką naukową i technologicznym postępem lub wariacjami na jego temat (np. „Star Trek” itp.). A gdzie podziała się pierwotna teleportująca magia? Z pewnością sporo namieszała w życiu Claire Randall, bohaterki cyklu książek „Obca” autorstwa Diany Gabaldon oraz głównej postaci serialu „Outlander”.
Don Corleone miał swojego kota, farmer Hogget świnkę, co chciała być psem pasterskim, a brytyjska królowa upatrzyła sobie psy rasy corgi. Kwestią czasu było, aż ktoś postanowi wykorzystać ten pomysł w kinematografii – zwłaszcza na fali animacji o sekretach domowych pupili. Niestety, nawet najgorętsza moda nie pozwoliłaby przymknąć oka na niepoprawność bajki „Corgi, psiak Królowej”.
Czy zrealizowany w latach 70. musical będący hołdem dla musicali „drugiego sortu” z lat 50. może jeszcze dzisiaj sprawiać komuś radość? A może piętrowa reminiscencja przeszłości uniemożliwia oglądanie podobnego filmu z przyjemnością? Minęło już ponad 40 lat od premiery kinowego debiutu Randala Kleisera, ale „Grease” – mimo oczywistych niedoskonałości – wciąż wbija się w rytm serc wielu wielbicieli produkcji muzycznych.